[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Morgan bÄ™dzie nam to musiaÅ‚ powiedzieć!147 Nie zechce!OkazaÅ‚o siÄ™ wkrótce, że miaÅ‚em sÅ‚uszność, gdyż pomimo grózb Patrick nie odpowiedziaÅ‚na żadne z naszych pytaÅ„, ZÅ‚oto, z powodu którego tylu ludzi musiaÅ‚o postradać życie, prze-padÅ‚o! ,,Zmiertelny pyÅ‚!PrzywiÄ…zaliÅ›my Patricka, jak przedtem jego ojca, do konia i, aby ominąć hotel, przeprawi-liÅ›my siÄ™ poprzez Sacramento, która tu nie byÅ‚a gÅ‚Ä™boka, i dotarliÅ›my do gór, nie zaczepieniprzez nikogo.Podczas caÅ‚ej dalszej jazdy nie można byÅ‚o także wydobyć z jeÅ„ca ani sÅ‚owa.Dopiero gdyznalazÅ‚szy siÄ™ przed obozem ujrzaÅ‚ wychodzÄ…cego naprzeciwko nas jubilera, mruknÄ…Å‚ przezzÄ™by jakieÅ› przekleÅ„stwo.ZabraÅ‚em Patricka do namiotu, gdzie znajdowaÅ‚a siÄ™ reszta pojma-nych, a miÄ™dzy nimi jego ojciec. Mr.Morgan, przedstawiam wam syna, za którym pewnie bardzo siÄ™ stÄ™skniliÅ›cie rze-kÅ‚em do niego.Stary bÅ‚ysnÄ…Å‚ ku mnie wÅ›ciekle oczyma, lecz nie wyrzekÅ‚ ani sÅ‚owa.Ponieważ zbliżaÅ‚ siÄ™wieczór, przeto sÄ…d nad jeÅ„cami trzeba byÅ‚o odÅ‚ożyć do nastÄ™pnego dnia.ZjedliÅ›my wieczerzÄ™w namiocie wodza jako jego goÅ›cie i zapaliliÅ›my fajkÄ™ pokoju.Potem każdy z nas udaÅ‚ siÄ™ doprzeznaczonego dla niego namiotu.Znużony wysiÅ‚kami ostatnich dni, spaÅ‚em nadzwyczaj twardo, na co zresztÄ… mogÅ‚em sobietu, w obozie, pozwolić.Na prerii nie byÅ‚o to dopuszczalne.Czy Å›niÅ‚em, czy też byÅ‚a to praw-da? WalczyÅ‚em z jakimiÅ› dzikimi postaciami, które otaczaÅ‚y mnie zewszÄ…d, by mi zadaćśmierć.WaliÅ‚em dokoÅ‚a siebie jak wÅ›ciekÅ‚y, lecz nieprzyjaciele wyrastali spod ziemi tuzina-mi.Pot spÅ‚ywaÅ‚ mi z czoÅ‚a, czuÅ‚em, że nadchodzi dla mnie ostatnia godzina, po raz pierwszyopanowaÅ‚o mnie Å›miertelne przerażenie.ByÅ‚ to sen i strach zbudziÅ‚ mnie w koÅ„cu, lecz skorotylko otworzyÅ‚em oczy, posÅ‚yszaÅ‚em na dworze okropny zgieÅ‚k.ZerwaÅ‚em siÄ™ natychmiast i nie ubrawszy siÄ™ nawet caÅ‚kowicie, pochwyciÅ‚em za broÅ„ i wy-biegiem.JeÅ„cy zdoÅ‚ali siÄ™ uwolnić w jakiÅ› nigdy, nawet potem, nie wytÅ‚umaczony sposób,wymknÄ™li siÄ™ z namiotu i chcieli zaskoczyć liczne, na szczęście, straże.Ze wszystkich namiotów wyskakiwaÅ‚y brÄ…zowe postacie Indian, jeden z nożem, drugi ztomahawkiem, trzeci ze strzelbÄ… w rÄ™ku.Zaraz także nadbiegÅ‚ Winnetou i jednym rzutem okaobjÄ…Å‚ sytuacjÄ™ rozgrywajÄ…cÄ… siÄ™ w Å›wietle strażniczych ognisk, DokoÅ‚a obozu! huknÄ…Å‚ w sam Å›rodek zbiegowiska i natychmiast blisko osiemdziesiÄ…tpostaci pomknęło pomiÄ™dzy namioty.Z tego wszystkiego wywnioskowaÅ‚em, że mój udziaÅ‚ w walce nie jest konieczny, tym bar-dziej że jeÅ„cy nie mieli broni palnej, a Indianie przewyższali ich dziesiÄ™ciokrotnie liczbÄ…; gdyponadto usÅ‚yszaÅ‚em w tej wrzawie gÅ‚os Sama, uspokoiÅ‚em siÄ™ zupeÅ‚nie.I rzeczywiÅ›cie, w nie-speÅ‚na dziesięć minut zabrzmiaÅ‚ krzyk przedÅ›miertny ostatniego bandyty.ZobaczyÅ‚em z dale-ka jego blade oblicze.ByÅ‚ to Fred Morgan, którego dosiÄ™gnÄ…Å‚ nóż Sans-eara.Zwolna wyszedÅ‚ maÅ‚y westman spomiÄ™dzy namiotów, a dostrzegÅ‚szy mnie, zapytaÅ‚: Charley, czemu nam nie pomagaÅ‚eÅ›? SÄ…dziÅ‚em, że sami podoÅ‚acie. Well, tak siÄ™ też staÅ‚o.Ale gdybym nie siedziaÅ‚ przed namiotem, byliby, na przykÅ‚ad,uciekli.LeżaÅ‚em tuż przy Å›cianie i usÅ‚yszaÅ‚em wewnÄ…trz szmer.Natychmiast zawiadomiÅ‚emstraże, by lepiej uważaÅ‚y. Czy któryÅ› z nich umknÄ…Å‚? Nikt! PoliczyÅ‚em ich dokÅ‚adnie.Inaczej jednak wyobrażaÅ‚em sobie porachunek z Morga-nami.To rzekÅ‚szy, usiadÅ‚ przede mnÄ… i zaczÄ…Å‚ na swojej strzelbie nacinać upragnione od dawnadwa karby.148 No, ci, których kochaÅ‚em, sÄ… już pomszczeni, a teraz Å›mierć może przyjść po mnie choć-by dziÅ› albo jutro! PowinniÅ›my zakoÅ„czyć tÄ™ przykrÄ… sprawÄ™ sÅ‚owami: niechaj Bóg bÄ™dzie dla tych zbrod-niarzy Å‚askawym sÄ™dziÄ…! Well, Charley! Nad ich grobem ustaje moja nienawiść.OdszedÅ‚ zwolna i wsunÄ…Å‚ siÄ™ do namiotu.Nazajutrz odbyÅ‚a siÄ™ smutna uroczystość; po-chowano Allana.W braku trumny owiniÄ™to go kilkoma bawolimi skórami.Szoszoni zbudo-wali z kamieni czworobok, W którym zÅ‚ożono zwÅ‚oki, po czym wzniesiono nad tym piramidÄ™.Na jej szczycie zatknÄ…Å‚em krzyż z gaÅ‚Ä™zi.Na proÅ›bÄ™ Bernarda przemówiÅ‚em krótko a serdecz-nie nad grobem jego brata i pomodliÅ‚em siÄ™ gÅ‚oÅ›no za duszÄ™ zmarÅ‚ego.WszyscyÅ›my byli gÅ‚Ä™-boko wzruszeni z powodu zgonu tego mÅ‚odego, rokujÄ…cego wielkie nadzieje czÅ‚owieka, anawet Szoszoni, stojÄ…cy dokoÅ‚a w poważnym milczeniu, zÅ‚ożyli za naszym przykÅ‚adem rÄ™ce,Å‚Ä…czÄ…c siÄ™ z nami w żaÅ‚obie.Po pogrzebie Szoszoni nie pozwolili Bernardowi oddać siÄ™ boleÅ›ci.CaÅ‚y tydzieÅ„ spÄ™dzili-Å›my u nich na Å‚owach, zabawach wojennych i innych rozrywkach.Wreszcie pożegnawszygoÅ›cinnych Indian, powróciliÅ›my do San Francisko.149ROZDZIAA VZBÓJE KOLEJOWIW jakiÅ› czas pózniej drobna sprawa pieniężna powoÅ‚aÅ‚a mnie do Hamburga, gdzie spotka-Å‚em znajomego, którego widok ożywiÅ‚ we mnie wszystkie dawne wspomnienia.Znajomy tenpochodziÅ‚ z St.Louis i niejednÄ… zwierzynÄ™ upolowaÅ‚ ze mnÄ… w bagnach Missisipi.Po kilkusÅ‚owach powitania, w których zawarÅ‚y siÄ™ także pytania o moje plany na przyszÅ‚ość, ofiarowaÅ‚mi jako czÅ‚owiek nadzwyczaj bogaty wolny przejazd, gdybym zechciaÅ‚ mu towarzyszyćdo St.Louis.Na to ogarnęła mnie z caÅ‚Ä… mocÄ… tÄ™sknota za preriami.PostanowiÅ‚em skorzystaćz jego uprzejmoÅ›ci, zażądaÅ‚em telegraficznie z domu przysÅ‚ania broni i innych przyborów,potrzebnych do takiej podróży, i w pięć dni po spotkaniu pÅ‚ynÄ™liÅ›my już ElbÄ… ku Morzu Pół-nocnemu i dalej ku Oceanowi.Po przybyciu do Ameryki, zagÅ‚Ä™biliÅ›my siÄ™ na pewien czas w puszcze dolnej Missouri;potem znajomy mój musiaÅ‚ wrócić, ja zaÅ› udaÅ‚em siÄ™ w górÄ™ rzeki do Omaha City, aby stÄ…ddostać siÄ™ wielkÄ… magistralÄ… Pacific-Railwy dalej na Zachód.MiaÅ‚em okreÅ›lone powody do obrania tej drogi.PoznaÅ‚em Góry Skaliste od zródeÅ‚ rzekiFrazer aż do wÄ…wozu Hill Gate i od Parku Północnego w dół aż do pustyni Mapimi, ale nieznaÅ‚em jeszcze przestrzeni od wÄ…wozu Hill Gate do Parku Północnego, a wiÄ™c obszaru obej-mujÄ…cego sześć stopni szerokoÅ›ci geograficznej.A tam wÅ‚aÅ›nie leżą najciekawsze partie gór:Trzy Tetony, góry Windriver, WÄ…wóz PoÅ‚udniowy, a szczególnie żródliska Yellowstone,Rzeki Wieżowej i Kolumbii.Nikt tam jeszcze nie dotarÅ‚ oprócz Indian albo nielicznych zbiegÅ‚ych traperów, toteż coÅ›mnie po prostu ciÄ…gnęło, żeby spróbować wedrzeć siÄ™ w owe niegoÅ›cinne parowy i kaniony,zamieszkane wedÅ‚ug podaÅ„ indiaÅ„skich przez zÅ‚e duchy.Nie byÅ‚o to oczywiÅ›cie tak Å‚atwÄ… rzeczÄ…, jakby siÄ™ może zdawaÅ‚o.Ileż to przygotowaÅ„ czy-ni turysta szwajcarski, zanim siÄ™ wybierze w Alpy! Czym zaÅ› jest jego przedsiÄ™wziÄ™cie w po-równaniu z zamiarem samotnego westmana, który tylko z wiarÄ… we wÅ‚asne siÅ‚y i w dobrÄ…strzelbÄ™ porywa siÄ™ na niebezpieczeÅ„stwa, o których europejski turysta nie może mieć nawetpojÄ™cia? Te wÅ‚aÅ›nie niebezpieczeÅ„stwa nÄ™cÄ… jednak i czarujÄ…
[ Pobierz całość w formacie PDF ]