[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przede wszystkim dlatego, że podejrzenie o dokonanie tego czynu spadnie od razu na ciebie i będziesz musiał ponosić jego konsekwencje.- Gwiżdżę na te konsekwencje.Wasz dzielny naczelnik jest baranim łbem pierwszej klasy i nie może mnie zastraszyć.Zresztą żaden człowiek nie jest mi w stanie udowodnić, że tutaj byłem.- A czy wartownicy nie wpadną na tę myśl?- Do diabła! Więc wiesz, jak ich przechytrzyłem?- Pewnie.Rozmawiali przecież tak głośno, że rozumiałem każde słowo.A kiedy się oddalili, usłyszałem pode mną szept.To byli chyba twoi dwaj towarzysze, bo doszło do mnie kilka angielskich słów.- Rozumiesz po angielsku?- Tak.- Syberyjski kozak mówiący po angielsku? Moje uznanie! - zdziwił się Sam.- Nie jestem kozakiem, w ogóle żadnym Azjatą, ani też Rosjaninem.- Tak? Więc kim jesteś?- Niemcem.- Do stu piorunów! - ciągnął mały po niemiecku.- Czy to możliwe? I jesteś zesłańcem? Jak można wysłać Niemca na Syberię?- Byłem rosyjskim oficerem.- To co innego.A więc byłeś oficerem! W takim razie muszę się natychmiast odzwyczaić od mojego „ty".Ale jako Niemiec koniecznie musi pan stąd uciec, nie może się pan tak przed tym wzbraniać.Sam zamilkł.Od strony wejścia rozległo się ciche ostrzeżenie.- Pst! Proszę się pospieszyć! Ktoś nadchodzi, nie ma ani minuty do stracenia!Sam Hawkens podskoczył ku drzwiom, gdzie na drabinie stał Dick Stone.W miejscu, gdzie wartownicy kopali do tej pory, zauważył światło latarni i równocześnie doszedł do nich głośny, gniewny głos rotmistrza.- Damned\ To rotmistrz - powiedział.- Tak, zawsze przychodzi sprawdzić, czy z więźniem jest wszystko w porządku.Szybko, uciekajmy!- Ani mi to w głowie.Nie da się! - oświadczył spokojnie Sam.- Dlaczego nie?- Gdy już teraz odkryją jego ucieczkę, mogą go łatwo złapać.Nie.Mam fantastyczny plan.Zawołaj szybko Willa!Minutę później towarzysze byli już u góry.- Well - odezwał się Sam.- Prędko do środka! Muszę zamknąć drzwi.Obok drzwi Sam odkrył dziurę w drewnianej ścianie budynku, przez którą można było przecisnąć dłoń i od drugiej strony wsunąć skobel.Takie niedbalstwo, do pomyślenia jest tylko tam, gdzie na więzienie przeznacza się starą szopę.Sam natychmiast to wykorzystał, zabezpieczył drzwi i śmiał się cicho do siebie.- Cóż to będzie za niespodzianka, kiedy pan rotmistrz ujrzy czterech swoich najlepszych przyjaciół zebranych w jednym miejscu! Ależ to będzie pyszny żart, jeśli się nie mylę Tylko najpierw rozwiążmy więźnia!Podczas gdy Dick Stone wykonywał rozkaz Sama, z oddali dolatywały odgłosy chłosty, jaką rotmistrz częstował obu wartowników, a potem usłyszeli jego głośny rozkaz:- Poczekacie tu, aż wrócimy!- Mówi „my".Chyba nie jest sam.To niedobrze.- zaniepokoił się traper.Podszedł do dziury i wyjrzał na zewnątrz.W skąpym świetle latai-ni rozpoznał także tego drugiego.- Naczelnik jest z nim.To mnie cieszy.A więc dołapiemy obydwóch.Uwaga! Zbliżają się.Sam odsunął się na bok.Zadźwięczał skobel, drzwi się otwarły, wreszcie rotmistrz wszedł do środka.Właśnie chciał się obejrzeć za ojcem, kiedy Sam złapał go za szyję.Silny ucisk, krótki, bezgłośny jęk i oficer stracił przytomność.Naczelnik usłyszał ten lekki jęk i spytał zatroskany:- Co ci jest? Co się stało?Kozak Numer Dziesięć odparł przytomnie naśladując głos rotmistrza:- Nic.Wejdź na górę, szybko!Udało się.Naczelnik poszedł w ślad za synem.Natychmiast też Dick Stone wyrwał mu z ręki latarnię.Było to konieczne, bo po pierwsze isprawmk nie mógł pod żadnym warunkiem nikogo rozpoznać, a po drugie łatwo mógł wybuchnąć pożar, gdyby ją upuścił.Will Parker złapał go tak mocno za gardło, że napadniętemu od razu opadły ręce, przez chwilę rzęził i upadł nieprzytomny.Ojciec i syn zostali położeni obok siebie na podłodze.Sam pochwycił latarnię i poświecił im w twarz.- Chyba mają chusteczki.Zawiążcie im je na oczach, żeby nas nie zobaczyli, kiedy się przebudzą!- To nie jest potrzebne.- zaoponował Will.- Przecież nie ustawimy się przed nimi i nie będziemy czekać, aż otrzeźwieją.To byłaby głupota.- Znów udajesz mądrzejszego ode mnie? - zakpił Sam.- Mam ochotę pobyć tu jeszcze kwadransik.- Po co?- Żeby się trochę pobawić.Znacie przecież starego Sama Haw-kensa i wiecie, że jest wesołym człowiekiem.Zlinczujemy ich.- Co? - Will porwał się z miejsca.- No, właściwie nie zlinczujemy, tylko postąpimy z nimi iście po amerykańsku.Przecież już nieraz widzieliście, jak kogoś nurzano w smole, a potem oblepiano piórami.- Bouncel Ta myśl nie jest oczywiście taka zła.- Nieprawdaż? Tak, Sam Hawkens w ogóle nie ma pod swoim skalpem złych pomysłów, jeśli się nie mylę.Właściwie nie możemy ich oblepić piórami, bo tu nie ma piór, ale za to mnóstwo pakuł.A tam stoi kubeł pełen smoły.Wszystko układa się wspaniale.Szybko, rozbierzcie ich, zanim przyjdą do siebie!- Halo, ja też chcę! Ależ to będzie jutro zabawa! - ucieszył się Will.- A jaki wstyd! Ci dwaj zarozumialcy nieźle sobie na to zapracowali - rzekł zadowolony Dick.Sam powiesił latarnię na gwoździu, zawiązał im oczy i osiem rąk rzuciło się gorliwie do usuwania z nich wierzchniej odzieży.W usta włożono im kneble uformowane z pakuł, a ręce i nogi skrępowano.Następnie zostali zanurzeni aż po szyję w kubłach ze smołą i poturlani tam i z powrotem w pakułach, które przylepiały się natychmiast do smoły, po czym obaj zostali przytroczeni do belki, do której poprzednio przywiązany był kozak.Niezbyt delikatne potraktowanie sprawiło, że ojciec i syn już się dawno ocknęli.Nie wiedzieli, co się z nimi stało.Chustki na oczach nie pozwalały im nic zobaczyć, nie mogli także nic usłyszeć, co wyjaśniłoby ich położenie, tak więc wszystko pozostało dla nich budzącą grozę zagadką.Warczeli tylko i prychali, ale zjawy zakończyły już właśnie dręczenie ich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]