[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kimkolwiek jest ten młodyczłowiek z torfowiska, był spokrewniony z pani ojcem.ROZDZIAA 9W okno stuka deszcz.Niezle hałasuje! Kiedy człowiek był na torfowisku, to nigdy go niesłyszał, oczywiście.Nic nie było słychać poza wiatrem.Ale z pewnością się go czuło.Kłułw twarz, gnany wichurą.Czasem padał niemal poziomo.Uwielbiałem to.Dzikie pustkowie, tylkoja i ogromne niebo.I twarz piekąca od deszczu.Ale teraz trzymają mnie w zamknięciu.Nie wolno mi ufać i wypuszczać mnie na dwór,mówi zła Mary.Tak jak teraz, kiedy siedzę w tej wielkiej sali.Wszyscy na mnie patrzą.Nie wiem, czegosię spodziewają.Zjawili się, żeby zabrać mnie do domu? Poznaję Marsaili, oczywiście.A tenmłody człowiek z jasnymi kręconymi włosami wygląda znajomo.Przypomnę sobie jego imię.Zwykle sobie przypominam.Ale ten drugi& ten z okrągłą rumianą twarzą i czarnymi włosami& nie znam go w ogóle.Marsaili nachyla się do mnie i mówi: Tato, co się stało z twoją rodziną? Miałeś jakichś wujów albo kuzynów, o których namnigdy nie mówiłeś?Nie wiem, o co jej chodzi.Wszyscy nie żyją.Chyba każdy o tym wie.Fin! Tak, właśnie.Ten młody człowiek z kręconymi włosami.Teraz go sobieprzypominam.Przychodził na farmę do mojej małej Marsaili, zanim oboje podrośli tak, że trudnobyło zliczyć ich lata.Zastanawiam się, co z jego rodzicami.Lubiłem jego ojca.Był dobrym,porządnym człowiekiem.Nie znałem swojego taty.Tylko o nim słyszałem.Był rybakiem, oczywiście.Każdy, ktow tamtych czasach pracował uczciwie, był rybakiem.Dzień, w którym mama zaprowadziła nasdo frontowego pokoju, żeby przekazać wieści, był bardzo ponury.Zbliżały się święta BożegoNarodzenia i starała się przystroić dom.Ale my myśleliśmy tylko o prezentach, które mieliśmydostać.Co nie znaczy, że oczekiwaliśmy wiele.Chodziło o niespodziankę.Na ulicach leżał śnieg.Nie było go dużo i szybko zamieniał się w breję.Ale w powietrzuunosiła się zielonoszara posępność, która zjawia się wraz ze śniegiem, zresztą między kamienicei tak nie padało dużo światła.Była uroczą kobietą, to znaczy moja mama.Z tego, co pamiętam.Czyli niewiele.Tylkojej miękkość, kiedy mnie trzymała, i zapach perfum, wody toaletowej czy cokolwiek to było.Noi niebieski drukowany fartuch, który zawsze nosiła.W każdym razie posadziła nas na kanapie, jednego obok drugiego, i uklękła przed namina podłodze.Położyła mi dłoń na ramieniu.Zauważyłem, że jej twarz ma koszmarny kolor.Byłatak biała, że zniknęłaby w śniegu.I płakała.Tyle wiedziałem.Mogłem mieć wtedy ze cztery lata.A Peter był o rok młodszy.Został pewnie poczęty,kiedy ojciec przebywał akurat w domu na przepustce, zanim w końcu wysłano go na morze.Powiedziała: Wasz tata nie wróci, chłopcy.Głos jej się załamał.Nie pamiętam już, codziało się jeszcze tego dnia.A Boże Narodzenie nie było radosne tamtego roku.Wszystkow moim umyśle jest jak na prześwietlonych zdjęciach w sepii.Bezbarwne i przygnębiające.Dopiero pózniej, kiedy już byłem trochę starszy, dowiedziałem się, że jego okręt został zatopionyprzez U-Boota.Pływał w jednym z tych konwojów, które zawsze atakowano na Atlantykumiędzy Wielką Brytanią a Ameryką.Miałem dziwne wrażenie, że tonę razem z nim, opadającbez końca w ciemność. Czy na Harris żyją jeszcze jacyś pana krewni, panie Macdonald?Wzdragam się na dzwięk tego głosu.Fin patrzy na mnie z wielką powagą.Ma uroczezielone oczy ten chłopak.Nie wiem, dlaczego Marsaili nie wyszła za niego, tylko za tegonicponia Artaira Macinnesa.Nigdy faceta nie lubiłem.Fin wciąż mi się przygląda, a ja próbuję sobie przypomnieć, o co mnie pytał.Cośo rodzinie. Byłem przy matce tamtej nocy, kiedy zmarła mówię mu.Nagle czuję łzy w oczach.Dlaczego musiała umrzeć? Było tak ciemno w pokoju.I gorąco, cuchnęło też chorobą i śmiercią.Na stoliku przy łóżku stała lampka.Elektrycznalampka, która rzucała na jej twarz okropne blade światło.Ile miałem wtedy lat? Trudno mi w tej chwili powiedzieć.Może kilkanaście.Byłem dośćduży, by rozumieć, to pewne.Ale nie na tyle, by brać na siebie odpowiedzialność.I być gotowym jeśli w ogóle człowiek może być na to gotowy dryfować samotnie po świecie.Po świecie,o którym nigdy nawet nie śniłem.Nie wtedy, gdy znałem tylko ciepło i bezpieczną przystańdomu.I matkę, która mnie kochała.Nie wiem, gdzie tamtej nocy był Peter.Prawdopodobnie już spał.Biedny Peter.Nigdy jużnie był taki sam po tym upadku z karuzeli w wesołym miasteczku.Co za idiotyzm! Jedenmoment nieuwagi, kiedy zszedł z tego draństwa, zanim zatrzymało się do końca.I życieczłowieka zmienia się na zawsze.Moja matka miała bardzo ciemne oczy, odbijała się w nich lampka na stoliku.Alewidziałem gasnące światło.Obróciła głowę w moją stronę.W tych jej oczach było tyle smutku,a ja wiedziałem, że chodzi jej o mnie, nie o siebie.Sięgnęła prawą dłonią do lewej i zdjęła ześrodkowego palca pierścień.Srebrny, z dwoma splecionymi wężami.Jakiś wuj mojego ojcaprzywiózł go z zamorskiej podróży, a potem ten przedmiot przechodził z rąk do rąk w naszejrodzinie.Ojciec nie miał pieniędzy, kiedy się pobierali, więc dał go mamie jako obrączkę ślubną.Wzięła mnie za rękę, położyła mi pierścień na dłoni i zacisnęła na nim moje palce. Chcę,żebyś zajął się Peterem powiedziała. Nie przeżyje sam na tym świecie.Obiecaj mi, Johnny.%7łe zawsze będziesz się nim opiekował.Oczywiście, nie miałem wtedy pojęcia, na czym ta odpowiedzialność ma polegać.Ale tobyła ostatnia rzecz, o jaką mnie poprosiła, więc skinąłem poważnie głową i powiedziałem, że tozrobię.Wtedy się uśmiechnęła i ścisnęła mi lekko dłoń.Patrzyłem, jak gaśnie światło w jej oczach, nim je zamknęła; jej dłoń się rozluzniłai puściła moją.Ksiądz pojawił się dopiero po piętnastu minutach." " "Co to za dzwonienie? Do diabła!ROZDZIAA 10Marsaili zaczęła grzebać w torebce, szukając komórki. Przepraszam powiedziała, zmieszana i zakłopotana z powodu tego nagłegoprzerywnika
[ Pobierz całość w formacie PDF ]