[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A teraz przespacerujemy się do tajnego wyjścia z klasztoru — powiedział Sępi Dziób.Po dziesięciu minutach doszli do końca korytarza, zamaskowanego kopcem kamieni.Usunęli je bez wielkiego trudu.Przez otwór mogło swobodnie przejść kilka osób naraz.— A gdyby tak wprowadzić tędy owych dwustu żołnierzy — rzekł Kurt do Sternaua po niemiecku, nie chcąc, aby Manfredo zrozumiał ~ o których mówił Arrastro?Odeszli na bok, aby swobodnie porozmawiać.— Gdzie miał na nich czekać Manfredo? — spytał Sternau.— U podnóża góry przy drodze do klasztoru.Co robić, wuju Karolu, aby temu przeszkodzić? To przecież nasz obowiązek wobec Juareza, a także cesarza.— No i wobec obywateli miasteczka.Żołnierze, których się spodziewamy, to bez wątpienia zbóje i rabusie najgorszego autoramentu.— A więc co radzisz? Czy wtajemniczać mieszkańców.A jeśli ktoś zdradzi?— Niestety, ze zdradą należy się liczyć.Musimy więc oprzeć się tylko na własnych siłach.Powitasz żołnierzy zamiast Manfreda?— Oczywiście.— Są zapewne przekonani, że wjadą do klasztoru przez główną bramę…— Powiem im, że niestety to niemożliwe, bo Juarez widać się czegoś dowiedział i wysłał do klasztoru niewielki oddział wojska.— Doskonale! Zrozumieją więc, że bez walki nie dostaną twierdzy…— I że — wpadł mu w słowo Kurt — wszedłszy ukrytym wejściem, obezwładnią załogę bez trudu.— No dobrze.A co potem? Będą ich przecież dwie setki i w dodatku dobrze uzbrojonych — wtrącił Sępi Dziób.Sternau zamyślił się.— Mam pewien pomysł — powiedział po chwili.— Doktor Hilario obezwładnił nas przecież jakimś proszkiem…— A czy można go zastosować wobec tak wielkiej liczby ludzi? — wątpił Kurt.— Dlaczego nie? — ożywił się Sępi Dziób.— Przypuśćmy, że znajdziemy taki korytarz, w którym zmieści się, w szeregu, dwustu żołnierzy, i do tego będzie zamknięty drzwiami z jednego i drugiego końca.Wcześniej rozsypiemy proszek na całej długości.A potem zapalimy z obu stron, jak zrobił to Hilario i uciekniemy.A oni znajdą się w potrzasku.Bo to płonące i dymiące świństwo na pewno rozejdzie się po całym korytarzu.— Hm.Plan jest oczywiście wykonalny — powiedział po zastanowieniu Sternau — ale czy znajdziemy ten proszek? — Podszedł do Manfreda i zapytał: — Kto przyrządził to paskudztwo, którym nas obezwładnił twój stryj?— Właśnie on.— Czy ten proszek reaguje na wilgoć?— Nie.Przechowujemy go w piwnicy, a tam jest wilgoć.— Jak się pali?— Bardzo łatwo.— Dużo go macie?— Małą beczułkę.— Pokażesz nam ją.Wracali tą samą drogą.Obserwowali uważnie korytarze, już pod kątem zamierzonego planu.Sternau rzekł do Kurta:— Długość jest odpowiednia.— Tak.Zmieszczą się tu wszyscy.Musisz jakoś dać mi znać, że wszedłeś do korytarza i podpalasz proszek, abym zrobił to jednocześnie z tobą.— Po prostu zawołam głośno „Manfredo”, że niby mam ci coś do powiedzenia.Dla żołnierzy będziesz przecież bratankiem Hilaria.— Ale, ale wuju Karolu, nie pomyśleliśmy o koniach — zafrasował się Kurt.— Oni przecież na pewno będą mieli konie.— Poradzisz im, aby zostawili je pod opieką kilku kolegów.Na pewno na to przystaną.Doszli do małej, niskiej piwniczki.Stała tam mniej więcej piętnastolitrowa beczułka, do połowy wypełniona miałkim, bezwonnym, ciemnobrązowym pyłem.— To właśnie ten proszek — powiedział Manfredo i wycofał się na korytarz.W środku został Sternau i Kurt.Spróbujmy — zaproponował doktor.Wziął do ręki szczyptę proszku i rozsypał ją na wilgotnej ziemi.Potem cofnął się kilka kroków i rzucił na to miejsce mały kawałek płonącego knota.W jednej chwili pojawił się na ziemi żółtosiny płomień i niemal równocześnie poczuli tak okropny smród, że obydwaj co sił w nogach wybiegli z piwnicy.— Wszystko pójdzie dobrze — powiedział Kurt.— Nie mamy tu już nic do roboty.Przed piwniczką czekali na nich Sępi Dziób i Grandeprise
[ Pobierz całość w formacie PDF ]