[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To strażnik.Zaatakuje tylko wtedy, gdy my zaczniemy.Jest chroniony przed wielkimi mieczami.Jeśli na niego ruszymy, wszystkie siły piekielne przyjdą mu w razie czego na pomoc.- Ale właśnie dopiero co pokonałeś boga! Kim jest przy nim zwykły demon?- Słabego boga - przypomniał Elryk.- A ten demon jest bardzo potężny.Reprezentuje wszystkich, którzy zjawiliby się tutaj, aby dotrzymać układu o straży.Jeśli chcemy pomóc Rackhirowi, to nie mamy teraz czasu na bawienie się w magików, by go pokonać.Albinos odwrócił się ku tronowi i z drwiną w głosie powiedział:- Żegnaj, potworze! Oby twój pan nigdy cię nie uwolnił.Zgnijesz siedząc tutaj do końca świata!Rozzłoszczony demon odpowiedział:- Moim panem jest Theleb K’aarn.Jeden z najpotężniejszych czarowników spośród twego gatunku.Elryk potrząsnął głową.- Nie z mojego gatunku.Niedługo go zniszczę, a ty zostaniesz tutaj, dopóki nie wymyślę sposobu, jak się ciebie pozbyć.Dwaj towarzysze opuścili bez dalszej zwłoki salę tronową.Gdy wyszli na zewnątrz, zachciało się im wymiotować od smrodu.Lek księcia zniknął wraz z jego torbą, więc nie mogli obronić się przed tymi „rozkosznymi zapachami”.Moonglum splunął, po czym spojrzał przed siebie i wyjął z pochew oba miecze.- Elryku!Dziesiątki żebraków uzbrojonych w siekiery, noże i kije biegło ku nim.- Idzie zakąska dla ciebie, Zwiastunie Burzy! Melnibonéanin wyjął miecz i ruszył na żebraków wywijając nim nad głową.Dwóch spośród nich zrozumiało i cofnęło się, ale reszta ciągnęła dalej na dwóch towarzyszy.Zanim pierwsze krople krwi spadły na ziemię, Elryk uciął jedną głowę i ramię.Moonglum zmierzył się jednocześnie z dwoma żebrakami.Tymczasem Zwiastun Burzy rozprawiał się z przeciwnikami w szybszym tempie, niż można było liczyć kolejne trupy.W chwili gdy Moonglum skończył walkę przebijając jednocześnie swoimi mieczami serca obu przeciwników, trzech ocalałych napastników rzuciło się do ucieczki.Albinos schował Zwiastuna Burzy, rozejrzał się po stosie zakrwawionych i pociętych ciał i oblizał wargi jak po dobrym jedzeniu.Zobaczył, że jego towarzysz zadrżał, więc powiedział do niego spokojnie:- A teraz czas pomóc Rackhirowi!Idąc za przyjacielem, Moonglum rozmyślał nad tym, że Elryk wchłoną} dzisiaj nie tylko siłę Płomiennego Boga.Był teraz równie bezlitosny co Władcy Chaosu.Był prawdziwym wojownikiem ze starego Melniboné.ROZDZIAŁ 5ELENOIDY I GRAHLUKIŻebracy byli zbyt zajęci świętowaniem śmierci albinosa i przygotowaniami do napadu na karawanę, aby poszukać koni należących do Elryka i Moongluma.Dwaj towarzysze znaleźli rumaki w miejscu, w którym je zostawili.Wspaniałe ogiery spokojnie skubały trawę, jakby czekały na nich zaledwie kilka chwil.Przyjaciele ruszyli na północny wschód tam, gdzie spodziewali się dogonić karawanę.Zobaczyli ją po południu.Szeroką doliną posuwał się długi wąż wozów, a dookoła rozlokowana była armia króla Urisha z Nadsokoru.Elryk i Moonglum wjechali na wzgórze i obserwowali przebieg wydarzeń.Po chwili ujrzeli na wprost siebie Urisha i Theleb K’aarna.Czarownik podnosił ramiona ku niebu.Elryk zrozumiał, że plama ciemniejąca na niebie przyciągnęła jego wzrok.Był też Rackhir, Czerwony Łucznik.Rozpoznał kilku innych spośród otaczających Rackhira postaci: jasnowłosego Bruta z Lashmaru, pod którego ciężarem uginał się koń; Carkana, który żył kiedyś w Pan Tang, ale teraz nosił pelerynę w kratę oraz futrzany kołpak - strój barbarzyńców z Ilmioryjskiego Południa.Rackhir pochodził z rodzinnych stron Moongluma, z Pustyni Łez.Był kapłanem-wojownikiem, ale wszyscy jego ludzie i on sam wyrzekli się swoich bogów, aby zamieszkać w Tanelorn.Do tego miasta nawet najpotężniejsi bogowie nie mogli wchodzić.Wieczne Miasto istniało dłużej niż ludzie i z pewnością będzie istnieć dłużej niż sama Ziemia.Nie zdając sobie sprawy z obecności Theleb K’aarna, Rackhir nie przejmował się bandą brudnych żebraków.- Aby dotrzeć do Rackhira, musimy przebić się przez ich oddziały - zauważył Moonglum.Elryk przytaknął, uważnie przyglądając się gestom czarownika.Starał się zgadnąć, jakiego rodzaju istoty tamten sprowadził.Po chwili krzyknął, spiął konia ostrogami i ruszył w dół galopem.Moonglum, prawie tak zaskoczony jak żebracy, ruszył za nim torując sobie za pomocą mieczy drogę przez tłum obwiesiów.Widział przed sobą czarne światło emanujące z miecza runicznego.Droga Elryka znaczona była poobcinanymi członkami, głowami o twarzach zastygłych w przerażeniu i rozprutymi wnętrznościami.Kopyta konia Elhweryjczyka ślizgały się w tej lepkiej mieszance, jednak jego pan dalej go popędzał, obawiał się bowiem, że zostanie oddzielony od bladego demona przez bandę żebraków.W końcu dotarli do kolumny.Ktoś wykrzyknął imię Elryka.Wołał ubrany od stóp do głów w szkarłat Rackhir.Trzymał czerwony łuk, a czerwony kołczan zwisał mu z pleców.Rysy jego twarzy były ostre, ale nie miały w sobie nic ascetycznego.Walczył u boku Elryka jeszcze przed upadkiem Imrryru i razem odkryli Czarne Miecze.Potem Rackhir wyruszył na poszukiwanie Tanelorn i wreszcie je odnalazł.Od tego czasu Elryk go nie widział.W oczach łucznika widoczny był spokój, którego mu tak zazdrościł.Dawny kapłan-wojownik i sługa Chaosu był już lojalny tylko wobec swojego równie spokojnego Tanelorn.- Elryku! Czy przybyłeś przegonić Urisha i jego bandę tam, skąd przyszli? - wybuchnął śmiechem, wyraźnie zadowolony ze spotkania starego przyjaciela.- I Moonglum! Kiedy się odnaleźliście? Nie widziałem was od czasu.Elhweryjczyk uśmiechnął się.- Wiele rzeczy wydarzyło się w międzyczasie.- Tak.Ktoś powiedział.Elryk zeskoczył z siodła.- Nie czas na wspomnienia, Rackhirze.Grozi wam większe niebezpieczeństwo, niż myślisz.- Co?! Od kiedy mamy się obawiać tej zgrai z Nadsokoru? Spójrz, jak nędznie są uzbrojeni!- Ale jest z nimi Theleb K’aarn, czarownik z Pan Tang.Widzisz go? O tam, na wzgórzu.Rackhir zmarszczył brwi.- Magia.Wiesz, że nie zajmuję się nią od dłuższego czasu.Potężny jest ten twój czarownik?- Jeden z największych w Pan Tang.- A ci z Pan Tang są prawie tak dobrzy jak Melnibonéanie, nieprawdaż Elryku?- Obawiam się, że już są lepsi, bo Urish ukradł mi Actoriosa.- W takim razie będziemy musieli bronić się tak, jak umiemy.- Gdybyś uwolnił konie i dał po jednym każdemu z ludzi, to może zdążylibyście uciec, zanim Theleb K’aarn wezwie jakieś.Podjechał do nich Brut z Lashmaru.Olbrzym uśmiechnął się do Elryka.Brut był bohaterem, ale popadł w niełaskę u swojego władcy.- Tanelorn potrzebuje zapasów, które wieziemy - stwierdził.- Spójrz - powiedział spokojnie Moonglum
[ Pobierz całość w formacie PDF ]