[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wilson popatrzył na dziewczynę siedzącą na sofie obok Gale'a.Pochwycił na jej twarzy cień przerażenia.- Mówi pan, że trwało to dwadzieścia lat - głos zabrał Sandburg.- Przez dwadzieścia lat broniliście się przed tymi istotami.- Teraz poczynamy sobie już znacznie lepiej - odparł Gale.- A raczej poczynaliśmy, zanim się nie wycofaliśmy.Teraz mamy już broń.Z początku nie mieliśmy żadnej.Kiedy wylądował ich statek, nie znaliśmy wojen od stu lat.Starliby nas z powierzchni ziemi, gdyby wypowiedzieli nam wojnę totalną, lecz, jak już mówiłem, nie o to im chodziło.W ten sposób mieliśmy czas na zorganizowanie obrony.Wyprodukowaliśmy różne rodzaje broni, niektóre z nich bardzo skomplikowane, ale nie wystarczyłoby nawet to, co wy posiadacie.Co najwyżej broń nuklearna, ale żadne normalne społeczeństwo.Urwał zmieszany, milczał przez chwilę, po czym mówił dalej:- Oczywiście, zabiliśmy wiele tych istot, ale to chyba nie miało żadnego wpływu.Wydawało się, że zawsze jest ich tyle samo, jeśli nie więcej.Przybył, zdaje się, tylko jeden statek.Mimo że był ogromny, nie mógł pomieścić tyle tych stworzeń.Jedynym wytłumaczeniem ich dużej liczebności może być tylko wysoka płodność oraz fakt, że osiągają dojrzałość niewiarygodnie szybko.Śmierć nie miała dla nich żadnego znaczenia.Nigdy nie uciekali i nie ukrywali się.Przypuszczam, że powodem była właśnie ich wojownicza natura.Nic bardziej przynoszącego chwałę, niż paść na polu walki.Czynili straszliwe spustoszenie.Można było zabić ich stu, lecz jeśli choć jeden się przedostał, natychmiast wyrównywał rachunek.Nasze życie w ciągłym strachu przypominało los pierwszych amerykańskich pionierów, którym bezustannie zagrażały najazdy Indian.Gdybyśmy zostali, w końcu wyniszczyliby nas wszystkich.Nawet gdyby próbowali nas w jakimś stopniu oszczędzić, i tak wytępiliby ludzkość zupełnie.Dlatego przybyliśmy do waszej epoki.Sądzę, że to absolutnie niemożliwe, by ludzie zaakceptowali tego typu istoty.Nie istnieje żadne stworzenie, które można by z nimi porównać.Najbardziej krwiożercze ziemskie drapieżniki wydają się łagodne wobec ich okrucieństwa.- Chyba teraz - odezwał się prezydent - w świetle tego, co zostało nam przedstawione, powinniśmy jak najszybciej ustawić artylerię.- Tak, to prawda - stwierdził prokurator generalny.- Nie mamy jednak na razie żadnych podstaw.- Wolałbym raczej poczynić pierwsze kroki - rzekł ostro Sandburg - nie mając żelaznych dowodów, niż znaleźć się nagle oko w oko z tymi istotami.Prezydent sięgnął po telefon i zwrócił się do sekretarza obrony:- Możesz skorzystać z tego aparatu.Kim przełączy rozmowę.- Kiedy Jim skończy - rzekł sekretarz stanu - też chyba powinienem zatelefonować.Musimy przekazać naszą radę przedstawicielom rządów innych państw.10.Panna Emma Garside wyłączyła radio, wyprostowała się w fotelu i oddała podziwianiu znakomitości pomysłu, który właśnie przyszedł jej do głowy.Niezbyt często, a na dobrą sprawę nigdy przedtem nie odczuwała tak wielkiego szacunku dla samej siebie; mimo że była dumną kobietą, to zarówno do swoich poczynań, jak i myśli odnosiła się z rezerwą.Swoje drobne radości utrzymywała w sekrecie, wyjątkowo tylko, w bardzo stonowanej formie, dzieliła się nimi z panną Clarabelle Smythe, jej najlepszą przyjaciółką.Nigdy jednak nie zdradzała się ze swą dumą, skrywała ją głęboko, były bowiem takie chwile, kiedy przejmował ją dreszcz na wspomnienie koniokrada oraz pewnego człowieka, który został powieszony za popełnienie straszliwej zbrodni.Ani o jednym, ani o drugim nigdy nie wspomniała choćby słowem swojej drogiej przyjaciółce Clarabelle.Promienie słoneczne owego niedzielnego popołudnia padały przez wychodzące na zachód okna, oświetlając wytarty dywan, na którym spał zwinięty ciasno w kłębek stary kocur
[ Pobierz całość w formacie PDF ]