[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niebawem przepłynęli obok wysepki.Tylko dzięki żeglarskiemu doświadczeniu Nowickiego w ostatniej chwili udało im się ominąć ostre skały sterczące z wody.Potem otarli się o znoszony prądem pień drzewa.Dalsza żegluga po całkowitym zapadnięciu nocy groziła nieuchronnym rozbiciem łódki na rzece, w której nurtach czyhały piranie, płaszczki zbrojne w jadowite kolce, zdradliwe rybki canero, żarłoczne krokodyle i wiele innych niebezpiecznych dla człowieka egzotycznych stworów.Toteż Nowicki bez namysłu skierował łódź ku następnej napotkanej wyspie.Brzegi jej były bardzo wysokie, ale obecnie koryto Tambo obfitowało w wodę, która dochodziła aż do samej dżungli porastającej wyspę.– Hamuj wiosłem, Janku – polecił Nowicki, gdy łódź dziobem zanurzyła się w gąszcz przybrzeżnej chikotzy.Wkrótce łódź przywiązana lianą do bambusa lekko kołysała się pod osłoną zwisających konarów drzew.Nowicki i Smuga, wyczerpani walką z gwałtownym żywiołem, siedzieli w milczeniu i odpoczywali.Dopiero po dłuższej chwili pierwszy odezwał się Smuga:– Wyspa nie wygląda na zbyt dużą, chyba nie ma tu nikogo.Rozejrzę się trochę.Deszcz ustał.Może uda ci się wylać wodę z łodzi, kto wie, czy nie przyjdzie nam w niej spędzić nocy.Wrócę niebawem.– Weź sztucer, jeśli usłyszę strzał, podskoczę z odsieczą – odparł Nowicki odganiając ręką komary, które po deszczu zaraz się pojawiły chmarami.Smuga zniknął w gąszczu.“No, jako zwiadowca mógłby nasz Janek stawać do zawodów z Indiańcami – z uznaniem pomyślał Nowicki.– Krzaki nie szeleściły, nie nadepnął na gałąź, podkrada się jak kot! Nawet się nie zorientowałem, w którym kierunku odszedł.Pod parasolem zieleni zapadła ciemna noc, choć srebrzysty księżyc wytaczał się coraz wyżej na usiane gwiazdami niebo.Nowicki długo osuszał łódkę.Wsłuchiwał się w głosy napływające z dżungli i szum wartko toczących się wód rzeki.W napięciu oczekiwał powrotu przyjaciela.Wreszcie usłyszał szelest zarośli.“Jaguar tak by nie hałasował – pomyślał.– To Smuga nareszcie wraca.Skoro idzie tak śmiało, to znak, że na wyspie nie ma nikogo.Tak było w rzeczywistości.Smuga siadł naprzeciwko Nowickiego i rzekł:– Obszedłem wyspę naokoło.Wszędzie pustka.Nie wiemy jednak, co jest za nami i przed nami.Nie możemy rozpalić ogniska, a warto by osuszyć ubrania.– Święta racja, noce tutaj chłodne – przytaknął Nowicki.– Zrzućmy przemoczone kuźmy, powieszę je na gałęzi, to woda ścieknie.Mamy trochę suchego prowiantu, posilimy się teraz i poczekamy doświtu.– Tak, w dzień lepiej zorientujemy się w sytuacji – zgodził się Smuga.Zaledwie niebo trochę zaróżowiło się na wschodzie, Smuga i Nowicki wyruszyli na obchód wyspy.Poznanie topografii okolicy było konieczne przed wyruszeniem w dół rzeki.Musieli także wysuszyć przemoczone ubrania, toteż Smuga poprowadził przyjaciela na południe wyspy, gdzie podczas nocnego zwiadu trafił na wąski skrawek piaszczystej plaży nie zalanej wodą.Nowicki szybko się rozebrał, porozkładał kuźmy na piasku, po czym zaczął przyglądać się rzece.– Tutaj ubrania wyschną raz, dwa, niech tylko słoneczko zacznie przygrzewać – rzekł.– Z brzegów nikt nas nie wypatrzy.Nie spodziewałem się, że Tambo jest tak duża.Prąd wartki jak na młyńskim kole.– Popatrz na te potężne masywy gór na zachodzie – odparł Smuga.– Tambo spływa stamtąd głęboką doliną o znacznym spadku, to i nic dziwnego, że prąd jest tak porywisty[37].Spójrz, jak wyniosłe są obydwa brzegi!– To prawda, nawet teraz, w porze deszczowej, rzeka nie sięga lasu – przyznał Nowicki.– Widać, że to tereny nigdy nie zalewane.– Tym gorzej dla nas! – wtrącił Smuga.– Należy się spodziewać, że Kampowie wybierają na zamieszkanie miejsca chronione przed powodziami.– Najprędzej możemy się natknąć na nich przy ujściach strumieni do Tambo, w miejscach bardziej odkrytych, a więc i widocznych z daleka.Chaszcze leśne nie nadają się do zakładania sadyb, a tu, jak okiem sięgnąć, wszędzie panoszy się dżungla.Ogniska, któreśmy wczoraj widzieli, również płonęły w pobliżu zlewu naszej rzeki i Tambo.Poza tym, źle czy dobrze, nie możemy zwlekać.Ziemia pali nam się pod stopami! Janie, jak daleko jeszcze może być do Ukajali?– Już wczoraj się nad tym zastanawiałem – odpowiedział Smuga.– Według mapy, stąd do Ukajali może być kilkadziesiąt, ale i nie więcej niż sto kilometrów.– Przy tak szybkim prądzie można by je przebyć w trzy, a może i w dwa dni.– Tak, gdybyśmy mogli bez przeszkód płynąć przez cały dzień – wtrącił Smuga.– Możemy być jednak zmuszeni do porzucenia łodzi.Wszystko zależy od tego, jak wielkie rozmiary przybierze rewolta Kampów.– Wiem o tym, Janie, wiem! – powiedział Nowicki.– Byle tylko udało się nam jak najszybciej dotrzeć do Ukajali.– Nie możemy marudzić, choć do spotkania z Tomkiem mamy jeszcze nieco czasu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]