[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tutaj na małym kopulastym wzgórzu stał wśród drzew buddyjski dacan[87].Łowcy byli zachwyceni malowniczym widokiem.Dacan zbudowano według wzorów architektury mongolskiej, cechującej się niezwykłą lekkością, oryginalnym kształtem i żywymi barwami.Trzypiętrowy klasztor stopniowo zwężał się ku szczytowi.Każda następna kondygnacja świątyni była znacznie mniejsza od poprzedniej oraz oddzielona od niej gankiem i zdobionym rzeźbą dachem, wysuniętym daleko nad ściany niższego piętra.Narożniki dachów były wygięte ku górze.Nad nimi, a także nad wejściem do świątyni, widniały pozłacane chorła - symboliczne buddyjskie koła wiecznego powrotu, z dwiema sarenkami klęczącymi po obydwóch stronach.Batujew powstrzymał konie przed bramą w murowanym ogrodzeniu okalającym dacan.Łowcy zsiedli z wierzchowców i przywiązali je do tarantasu.Pomogli Smudze zejść z wozu, a potem poprowadzili go w kierunku klasztoru.Jak zwykle przed buddyjskimi świątyniami, na prawo od bramy stał wielki bęben modlitewny, którego walec pokrywały święte formuły.Wyznawcy buddyzmu przechodząc obok bębna obracali go, wierzyli bowiem, iż jest to równoznaczne z odmówieniem wyrytych na nim modlitw.W progu klasztoru powitał ich młody mnich ubrany w czerwone szaty.Batujew wyjaśnił mu, że przybyły z dalekich krajów angaszi [88]pragnąłby zasięgnąć porady lekarskiej u świętego lamy.Prośba ta wcale nie zdziwiła mnicha.Podobne odwiedziny zapewne zdarzały się dość często.Pochylił głowę na znak zgody i poprowadził gości w głąb klasztoru.W tej chwili nie było w nim nikogo.Pomiędzy dwoma rzędami drewnianych kolumn podtrzymujących strop, w samym środku świątyni stał olbrzymi posąg siedzącego Buddy.U jego stóp znajdował się ołtarz zastawiony posążkami bóstw oraz czarkami zawierającymi ofiary z prosa, mleka, słodyczy i tarasunu.Zapach świeżych kwiatów mieszał się z odurzającym aromatem kadzideł.Ze stropu zwisały długie chorągwie z wizerunkami buddyjskich bóstw i kolorowe szarfy z formułami modlitw.Ściany świątyni pokrywały malowidła, przedstawiające różne wcielenia Buddy i Tsongkhapy, reformatora buddyzmu.Wśród najnowszych wcieleń znajdowali się: dalajlama z Lhasy, najwyższy kapłan w Tybecie, będący wówczas również głową państwa, Chutuchta - zwierzchnik buddyjski w Mongolii oraz Bandido-Chambolama - rezydujący w Kraju Zabajkalskim.Młody mnich uchylił ciężkiej zasłony.Za nią ukryte były schody łączące świątynię z wyższym piętrem.Wprowadził podróżników do komnaty obitej jedwabiem.Wokół rozłożone były grube maty do siedzenia, a przy nich stały niskie, lakierowane stoliczki.W rogu mieścił się domowy ołtarzyk ze złoconymi burchanami.Zaledwie podróżnicy spoczęli na matach, pojawił się święty lama.Trudno było określić jego wiek.Brązowa, lekko lśniąca skóra na twarzy zdradzała zaledwie nikłe ślady zmarszczek pod skośnymi, małymi oczami.Bystrym wzrokiem ogarnął gości, skłonił się przed nimi, pochylając głowę przystrojoną w wysoką, żółtą czapkę, zwężającą się ku górze i trochę wygiętą do przodu.Ubrany był w ciemnoczerwony płaszcz bez rękawów z chińskiego brokatu oraz w jaśniejszy szeroki szal, którego jeden koniec nosił przerzucony przez ramię na plecy.Za jedwabnym pasem zatknięty miał duży różaniec, a w dłoniach trzymał mały młynek modlitewny.Spoglądając na gości jednocześnie wolno obracał walec młynka.Wokół lamy unosił się mdły zapach perfum.Podróżnicy powstali z mat.Lama zawołał coś cichym, bezbarwnym głosem.Młody mnich znów wsunął się do komnaty.W imieniu swego zwierzchnika kolejno wręczył każdemu gościowi khatę, barwny, cienki, jedwabny szal, zazwyczaj ofiarowywany przez buddystów dostojniejszym przybyszom.Czynił to z nadzwyczaj uroczystą miną, nisko pochylając głowę.Smuga z kolei podarował świętemu lamie ozdobny młynek modlitewny ze słynnego klasztoru w Hemis, a potem złożył ofiarę pieniężną na klasztor.W ten sposób wymieniono pierwsze uprzejmości.Młodzi klerycy wnieśli kociołek z czułuntse oraz drewniane misy z suchymi ciastkami, słodyczami i suszonymi owocami.Lama wydobył spod fałd ubrania swą czarkę, wylizał ją dokładnie i podsunął nalewającemu czułuntse.Przed gośćmi ustawiono czarki porcelanowe.Lama, nie przerywając kręcenia bębenka modlitewnego, bawił gości rozmową.Opowiadał o swoim pobycie w świątyni w Lhasie, wypytywał o klasztor w Hemis.Batujew słuchał go w nabożnym skupieniu, z szacunkiem pochylając głowę na piersi.Lama dobrze mówił po rosyjsku, aczkolwiek jego ruszczyzna brzmiała charkotliwie, jak u większości Mongołów.Żywe, czarne oczy wciąż przenosiły się z jednej twarzy na drugą, w końcu przylgnęły wzrokiem do pobladłego Smugi.Przerwał pogawędkę, wpatrując się w jego twarz.Wszyscy ucichli, a lama nie odrywając wzroku, cicho się odezwał:- W świątyni buddyjskiej każdy znajdzie to, czego szuka, choć rosyjscy popi [89]uważają nasze klasztory za siedliska diabłów.Dla popów i dla rosyjskich zarządców braccy [90]są po prostu zwierzętami.- Nie jesteśmy Rosjanami - pospiesznie wtrącił Tomek.- Przybyliśmy do ciebie, dostojny lamo, abyś pomógł naszemu rannemu towarzyszowi.- Słusznie uczyniliście.Rosyjscy lekarze dbają tylko o mungum[91].Proszę, pójdźcie za mną, dostojni goście!Wprowadził ich do oddzielonej zasłoną izby.Był to jego “gabinet” lekarski, a zarazem apteka.Dwie ściany były obudowane półkami pełnymi różnych naczyń, na trzeciej wisiały pękate skórzane woreczki, opatrzone tybetańskimi napisami.Lama pomógł Smudze zdjąć ubranie.Usadowił go na macie przy oknie.Odbandażował ranę.Była trochę zaropiała.Lama zdjął z kołków kilka woreczków.Wsypując z nich jakieś zioła do tygielka, mruczał zaklęcia czy też modlitwy.Potem robił rękami tajemnicze znaki nad tyglem i spluwał za siebie.Bosman trącił Tomka w łokieć.- U nas znachorki też tak leczą po wsiach głupie baby.-mruknął po polsku.- Cicho bądź, bosmanie - skarcił go Tomek.- Pal licho śmieszne sztuczki, byle lekarstwo było dobre.- Święta racja, brachu, ale na wszelki wypadek przygotuj świeże bandaże, bo ten księżulo, chociaż pachnie jak perfumeria, chyba rzadko się myje.Popatrz, jak mu gęba błyszczy.Tomek zgromił przyjaciela spojrzeniem, lecz wydobył z torby opatrunki.Położył je na macie przy Smudze.Lama tymczasem przelał wywar ziołowy do miseczki.Zanurzył w niej jedwabną szmatkę, obmył ranę.Smuga cierpliwie znosił te zabiegi.Gdy lama w końcu przyniósł jakąś ciemną maść, podsunął mu własne badaże
[ Pobierz całość w formacie PDF ]