[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na lakatoi i na brzegu zawrzało jak w ulu.Krajowcy zaczęli spychać z płaskiego, piaszczystego wybrzeża długie łodzie z bocznymi pływakami.Kilkunastu wpław popłynęło w kierunku "Sity".Kapitan Nowicki rad nierad polecił zrzucić żagle i stanąć na kotwicy.Rój lodzi płynących wpław otoczył "Sitę".Teraz już nikt nie potrafiłby powstrzymać Papuasów zgromadzonych na jej dziobie.Na wyścigi wspinali się na burtę i skakali do morza.Tylko jeden Mafulu pozostał na pokładzie, aczkolwiek i on spoglądał na ląd tęsknym wzrokiem.Tomek, wzruszony dowodem wdzięczności młodzieńca, który stale przebywał w pobliżu Wilmowskiego, podszedł do niego i zapytał:- Dlaczego nie witasz swoich ziomków? Nie obawiaj się, będziesz mógł pójść z nami na wyprawę!- Moja nie umieć pływać.- z żalem odparł Mafulu.Tomek parsknął śmiechem i przyłączył się do reszty załogi zgromadzonej przy lewej burcie, skąd opuszczono drabinkę sznurową.Właśnie kilku krajowców wspinało się po niej na pokład.Uroczyście witali kapitana Nowickiego i dziękowali za uwolnienie swoich towarzyszy z rąk handlarzy niewolników.Zapraszali też do wzięcia udziału w zabawie, lecz Nowicki odmówił, chcąc jeszcze tego dnia dotrzeć do Port Moresby.Zabawa, przerwana na lakatoi nieoczekiwanym powrotem niewolników, rozpoczęła się na nowo.Rozbrzmiała muzyka.Młode, roześmiane kobiety, ubrane jedynie w szeleszczące, sięgające kolan spódniczki z trawy, szybko tańczyły wokół muzykantów i śpiewały.Oryginalne tatuaże pokrywały ich brunatne piersi oraz ramiona, a wieńce z kwiatów i muszelek przystrajały głowy o krótkich, puszystych czarnych włosach.Mężczyźni, w barwnych przepaskach na biodrach i z kwiatami hibiskusa[66] wpiętymi w kędzierzawe włosy, ochoczo wybijali takt rękoma, włączali się do tańca.Załoga "Sity" ciekawie przyglądała się z pokładu malowniczemu widowisku.Nie opodal znajdowała się wioska wzniesiona na palach ponad wodą zatoki.Drewniane domy posiadały otwarte platformy w rodzaju werandy, zbudowane przy frontowej ścianie, częściowo osłonięte od góry wystającym okapem dachu krytego trawą.Dotrzeć do nadwodnych domostw można było tylko w łodzi lub płynąc wpław.To właśnie najlepiej zabezpieczało mieszkańców wsi przed napadami wojowniczych górskich plemion z głębi wyspy, które żyjąc z dala od morza, nie znały sztuki pływania, a na dalsze wyprawy nie mogły zabierać z sobą ciężkich lodzi.Na skrawku płaskiego wybrzeża, widocznego na tle górskiej panoramy, również znajdowało się kilkanaście domów na palach.U ich stóp bawiły się gromady nagich dzieci.Naśladując starszych, puszczały na wodę miniaturowe bambusowe lakatoi, tańczyły i śpiewały.Zbyszek i Natasza zasmuceni spoglądali na rozśpiewane wybrzeże.Dręczyła ich tęsknota za najbliższymi, łaknęli widoku rodzinnych stron.Żywiołowa radość Papuasów jeszcze bardziej uzmysławiała im własną niedolę.Tomek i Sally zajęci sobą nie zwracali na nich uwagi, lecz Wilmowski wkrótce spostrzegł ich przygnębienie.Zbliżył się do młodej pary i zagadnął;- Cóż wam się stało, moi drodzy? Dlaczego nagle straciliście humor? Zbyszek drgnął, jakby zbudzono go ze snu.- Rozmyślałem właśnie, dlaczego wszyscy ludzie nie mogą wieść tak beztroskiego życia jak mieszkańcy tej wyspy.- wyjaśnił, ciężko wzdychając.- Tyle tu szczęścia i radości! Chętnie bym się osiedliła na jakiejś wysepce Pacyfiku - dodała Natasza.- Doskonale was rozumiem, dawniej mnie również nawiedzały podobne pokusy - poważnie powiedział Wilmowski.- Egzotyczne wysepki Oceanu Spokojnego sprawiają na pierwszy rzut oka wrażenie legendarnego raju, w którym mieszkańcy wiodą prawdziwie sielski żywot.Zaciszne laguny, skąpane w słońcu plaże usiane smukłymi palmami, roztańczeni, rozśpiewani krajowcy z barwnymi kwiatami we włosach.Ponętny to, lecz jakże złudny obraz!- Wujku, przecież tutaj wszyscy naprawdę się weselą! - zaoponował Zbyszek.- Akurat przed chwilą rozmawialiśmy na ten temat z panem Bentieyem, mój drogi chłopcze - odpowiedział Wilmowski.- Mieszkanki Hanuabady przez długie miesiące pracowały nad swymi rękodziełami.W tym czasie mężczyźni strzegli wsi przed napadami grabieżczych górskich plemion, zdobywali pożywienie.Dzisiaj kobiety żegnają zuchów, którzy na kruchych lakatoi mają zawieźć ich produkty na odległe rynki zbytu.Niebezpieczna to droga.Nie wszyscy z niej powrócą.Burze mogą zmieść kogoś z pokładu tratwy, ktoś znęcony lepszym zarobkiem może przystać do poławiaczy pereł.Dlatego cała wieś bierze udział w pożegnaniu.Wszyscy jeszcze raz chcą się wspólnie weselić.Zaledwie jednak żagle lakatoi znikną na horyzoncie, w wiosce zagości smutek.Z nastaniem wieczoru kobiety będą się zamykały w swoich chatach.- Może niełatwo jest żyć w górzystej, niedostępnej Nowej Gwinei - zauważyła Natasza.- Toteż chętnie bym zamieszkała na jakiejś małej, samotnej wysepce koralowej.Tęsknię za spokojnym życiem!- Na wyspach koralowych warstwa gleby jest zazwyczaj bardzo cienka i zawiera małą ilość próchnicy.Rosną, więc na nich tylko palmy kokosowe oraz niektóre krzewy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]