[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tyle razy próbowałaś.Może to znak.W zeszłym miesiącu, kiedy odwołał przyjazd na dzień przed randką,wcześniej zdążyłam się nastawić.Nie chciałabym raz jeszcze przez toprzechodzić.— Co? Ani mi się waż tak mówić.— Hilly.— Zaciskam zęby, bo nadszedł czas, żebym to wreszciepowiedziała.— Przecież wiesz, że nie będę w jego typie.— Spójrz na mnie — mówi, a ja posłusznie patrzę.Wszystkiesłuchamy Hilly.— Hilly, nie możesz mnie zmusić, żebym poszła.— To twoja chwila, Skeeter.— Wyciąga rękę i chwyta mnie za dłoń,wciska kciuk i resztę palców tak mocno jak Constantine.— Twojakolej.I niech mnie piekło pochłonie, jeśli dam ci zmarnować takąokazję tylko dlatego, że zdaniem twojej matki nie jesteś dość dobra dlafaceta jego pokroju.Bolą mnie jej pełne goryczy i szczere słowa, a jednocześnie czujępodziw dla swojej przyjaciółki, jej wytrwałości.Hilly i ja zawszebyłyśmy wobec siebie bezkompromisowo szczere, nawet w kwestiidrobiazgów.Innym ludziom Hilly wciska kłamstwa, tak jakprezbiterianie wciskają poczucie winy, ale nasze milcząceporozumienie zakłada całkowitą uczciwość.Może już tylko dzięki niejnadal się przyjaźnimy.Do kuchni wchodzi Elizabeth z pustą tacą.Uśmiecha się, potemprzystaje i wszystkie trzy patrzymy na siebie.— No co? — pyta Elizabeth.Od razu widać, że jest przekonana, żerozmawiałyśmy o niej.— To co, trzy tygodnie? — pyta mnie Hilly.— Przyjdziesz?— O tak! Koniecznie musisz przyjść! — dodaje Elizabeth.Patrzę naich uśmiechnięte twarze, widzę nadzieję, nie ukradkową, jak matki, aleczystą nadzieję, bez zobowiązań i bólu.Niecierpię myśli, że moje przyjaciółki dyskutowały tego wieczoru otym, o moim losie, za moimi plecami.Nie cierpię tego i jednocześnie touwielbiam.JADĘ Z POWROTEM NA WIEŚ, zanim mecz się skończy.Pola zaotwartym oknem cadillaca wyglądają na popękane i spalone.Tatadokończył ostatnie żniwa przed paroma tygodniami, ale w trawie napoboczu wciąż zalega biała jak śnieg bawełna.Jej strzępy fruwają iunoszą się w powietrzu.Nie wychodząc z samochodu, zaglądam do skrzynki pocztowej iznajduję w środku „Almanach Farmera" oraz list z Harper and Row.Skręcam na podjazd, wrzucam jałowy bieg.List jest napisanyodręcznie, na małej, kwadratowej kartce papieru z notatnika.Panno Phelan,Z pewnością może Pani doskonalić swoje umiejętności na taknudnych, pozbawionych pasji tematach jak jazda po pijanemu ianalfabetyzm.Miałam jednak nadzieję, że wybierze Panizagadnienia, które mają w sobie więcej wyrazu.Proszę nie ustawać wposzukiwaniach.Może Pani do mnie napisać wyłącznie wówczas, gdynatrafi Pani na coś oryginalnego.W jadalni mijam mamę, a w holu niewidzialną Pascagoulę, zajętąodkurzaniem obrazów.Wchodzę po stromych, zdradzieckichschodach, twarz mi płonie.Przełykam łzy nad listym pani Stein ipowtarzam sobie, że muszę wziąć się w garść.Najgorszy problem ztym, że nie przychodzi mi do głowy żaden lepszy pomysł.Pogrążam się w pracy nad następnym felietonem o utrzymaniudomu, a potem nad biuletynem Ligi.Już drugi tydzień z rzędu pomijaminicjatywę łazienkową Hilly.Godzinę później dociera do mnie, żewyglądam przez okno.Mój egzemplarzPochwały ludzi sławnych* leży na parapecie.Podchodzę i bioręksiążkę do ręki z obawy, że spłowieje na świetle.Na obwoluciewidnieje czarno-biała fotografia skromnej, zubożałej rodziny.Książkajest ciepła i ciężka od słońca.Ciekawe, czy kiedykolwiek napiszę coś,co będzie przedstawiało jakąkolwiek wartość.Odwracam się, kiedyPascagoula puka do drzwi, i wtedy wpadam na pomysł.Nie, nie mogłabym.W ten sposób.przekroczyłabym granicę.Ale pomysł nie przestaje mnie męczyć.* James Agee, Let Us Now Praise Famous Men — opublikowanaw 1941 słynna książka o rodzinach biednych amerykańskichfarmerów w czasach wielkiego kryzysu, opatrzona świetnymizdjęciami Walkera Evansa.AIBILEENROZDZI AŁ SIÓDMYW połowie października upały wreszcie się kończą i robi sięchłodno, ledwo dziesięć stopni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]