[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To są właśnie najgorsze chwile, myślał Czamcza, podczas gdy dzieci krzyczały,a strach rozprzestrzeniał się jak plama, mogli nas wszystkich wykończyć.Kon-trolowali wówczas sytuację, trzej mężczyzni jedna kobieta, wszyscy wysocy, bezmasek, wszyscy przystojni, byli też aktorami, teraz byli gwiazdami, gwiazdamiwschodzącymi lub spadającymi, i mieli swoje pseudonimy sceniczne.Dara SinghButa Singh Man Singh.Kobieta zwała się Tavlin.Ta z jego snu była anonimowa,jak gdyby śpiąca wyobraznia Czamczy nie miała czasu na pseudonimy; podobniejak tamta.Tavlin mówiła z kanadyjskim akcentem, z wygładzonymi krawędziamifraz, no i z tą zaokrągloną samogłoską  o , która ją zdradzała.Po wylądowaniuw oazie Al-Zamzam stało się oczywiste dla pasażerów, którzy obserwowali pa-nów swojego życia i śmierci z tą samą obsesyjną uwagą, z jaką przykuta do ziemiprzerażona mangusta spogląda na kobrę, że w urodzie tych trzech mężczyzn byłosporo pozerstwa, jakiegoś amatorskiego zamiłowania do ryzyka i śmierci, powo-dującego, że często pojawiali się w otwartych drzwiach samolotu i ostentacyjniewystawiali się na cel zawodowym strzelcom wyborowym, którzy z pewnościąukrywali się za drzewami palm oazy.Kobieta trzymała się z dala od takich popi-sów bezmyślności i wydawało się, że z trudnością powstrzymywała się od zbesz-tania swoich trzech kolegów.Wydawało się również, że jest obojętna na swojąurodę, przez co była najgrozniejsza z całej czwórki.Saladyn Czamcza odniósłwrażenie, że ci młodzi mężczyzni są zbyt delikatni, zbyt rozmiłowani w sobie,żeby splamić ręce krwią.Zabijanie przyjdzie im z trudem; są tutaj po to, żebypokazywała ich telewizja.Lecz Tavlin była tu po to, żeby załatwić konkretnąsprawę.Wciąż ją obserwował.Ci mężczyzni nie wiedzą, przyszło mu na myśl.Oni chcą zachowywać się tak jak porywacze, których oglądali w kinie i telewizji;są rzeczywistością nieudolnie naśladującą prymitywny obraz samej siebie, są ro-bakami połykającymi własne ogony.Lecz ona, kobieta, wie.i gdy Dara, Buta,Man Singh poruszali się dumnie jak pawie i zachowywali arogancko, ją cechowałspokój, wzrok miała skupiony i ona właśnie przerażała pasażerów.69 Czego żądali? Niczego nowego.Niepodległej ojczyzny, wolności wyznania,zwolnienia więzniów politycznych, sprawiedliwości, okupu i zapewnienia bez-pieczeństwa osobistego podczas przejazdu do wybranego przez nich kraju.Wie-lu pasażerów zaczęło solidaryzować się z nimi, mimo że nieustannie groziła imegzekucja.Kiedy żyje się w dwudziestym wieku, łatwo jest utożsamić się z ty-mi, bardziej zdesperowanymi niż my sami, którzy dążą do kształtowania naszychczasów zgodnie z własną wolą.Po wylądowaniu porywacze zwolnili część pasażerów, zatrzymując pięćdzie-sięciu z nich, najwyrazniej doszedłszy do wniosku, że tylko tylu, mogą spokojnienadzorować.Kobiety, dzieci, Sikhowie  wszystkich zwolniono.Okazało się,że Saladyn Czamcza był jedynym członkiem grupy teatralnej Prospero Players,który nie odzyskał wolności; stwierdził ze zdumieniem, że powoli poddaje sięprzewrotnej logice sytuacji i zamiast denerwować się tym, że go zatrzymano, cie-szył się, widząc plecy odchodzących kolegów, którzy tak fatalnie zachowywali siępoprzednio; a niechże sobie idą te śmiecie, pomyślał.Naukowiec kreacjonista Eugene Doomsday nie mógł znieść myśli, że pory-wacze wcale nie zamierzają go zwolnić.Wstał i zachwiał się z powodu swojegowysokiego wzrostu  był zupełnie jak drapacz chmur podczas huraganu; wy-krzykiwał histerycznie chaotyczne słowa.Z kącika ust kapała mu ślina; gwałtow-nie zlizał ją językiem.Hej, wy tam, dosyć tego, skurwiele, cholera, jak mówiędosyć to DOSY, kto dał wam prawo, skąd wam do głowy przyszło, że możeciei tak dalej, nie przebudziwszy się jeszcze na dobre, wciąż gadał od rzeczy, ażktoś z czwórki porywaczy, oczywiście była to kobieta, podszedł, machnął kolbąkarabinu i złamał jego kłapiącą szczękę.Gorzej nawet: ponieważ szczęka ślinią-cego się Doomsdaya gwałtownie zatrzasnęła się akurat w chwili, kiedy oblizywałsobie wargi, odcięła mu koniec języka, który wylądował na kolanach SaladynaCzamczy; zaraz potem znalazł się tam były właściciel.Nieprzytomny bezjęzycz-ny Eugene Doomsday wpadł w ramiona aktora.Eugene Doomsday odzyskał wolność przez utratę języka; perswadującemuudało się wywalczyć wolność poprzez utratę narzędzia perswazji.Nie chcieli zaj-mować się rannym człowiekiem, niebezpieczeństwo gangreny i tak dalej, więcdołączył do exodusu z samolotu.W tych pierwszych zwariowanych godzinachumysł Saladyna Czamczy wciąż dręczyły pytania o szczegóły, czy są to karabi-ny automatyczne, czy też pistolety maszynowe, jak udało im się przemycić tyleżelastwa na pokład samolotu, w które części ciała można zostać postrzelonym,żeby udało się przeżyć, jak przerażeni muszę być oni, ta czwórka, jak bardzo za-absorbowani własną śmiercią.po odejściu Doomsdaya liczył na to, że będziesiedział sam, lecz jakiś człowiek podszedł i usiadł na miejscu kreacjonisty, mó-wiąc, nie ma pan chyba nic przeciwko, jar, w takich warunkach facet potrzebujetowarzystwa.Była to gwiazda filmowa, Gibril [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl