[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Nie miałem zamiaru tego robić — dodałem.Zaczęła jednocześnie śmiać się i płakać.— Nie rozumiesz, że to tylko pogarsza sytuację? — zawołała.— Czy ty w ogóle niczego nie rozumiesz?A potem rozszlochała się na dobre, kuląc się i dygocząc, nie próbując nawet otrzeć łez, które zdawały się rodzić gdzieś głęboko, w samej klatce piersiowej.Chciałem ją objąć ramionami.Nie miałem jednak śmiałości jej dotknąć.— Jesteś dokładnie taki sam jak mój ojciec — stwierdziła i wiedziałem, że to najgorsza rzecz, jaką mogła o mnie powiedzieć.— Dokładnie taki sam.— Proszę cię, Gino — jęknąłem.— Proszę.Potrząsnęła głową, jakby nie potrafiła mnie już zrozumieć, jakbym przestał być dla niej kimś sensownym.— O co, Harry? „Proszę”? O co prosisz? Powtarzasz to jak jakaś pieprzona papuga.O co prosisz?— Proszę — powtórzyłem jak papuga.— Proszę, nie przestawaj mnie kochać.— Ale ty przecież musiałeś zdawać sobie z tego sprawę — oznajmiła, zatrzaskując walizkę, chociaż większość jej ubrań wciąż leżała rozrzucona na łóżku.Druga torba była już pełna.Gina była gotowa do wyjścia.Prawie już wyszła.— Musiałeś wiedzieć, że to jedyna rzecz, której nie potrafię nigdy wybaczyć.Musiałeś wiedzieć, że nie potrafię kochać mężczyzny, który nie kocha mnie i tylko mnie.Jeśli tego nie wiedziałeś, Harry, to w ogóle mnie nie znasz.Przeczytałem gdzieś, że w każdym związku pełną władzę ma ta strona, której mniej zależy na jego zachowaniu.Gina miała teraz w ręku całą władzę.Ponieważ na niczym już jej nie zależało.Ruszyłem w ślad za nią, kiedy wlokła swoją walizę i torbę do sypialni naszego syna.Pat, który wkładał do swojego małego plecaka figurki z Gwiezdnych wojen, uśmiechnął się do nas.— Patrzcie, co robię — oznajmił.— Jesteś gotów, Pat? — zapytała Gina.— Prawie.— W takim razie chodźmy — powiedziała, ocierając łzy rękawem.— Okej — zgodził się.— Wiesz co? — Spoglądał teraz na mnie i jego śliczną twarz rozjaśnił uśmiech.— Jedziemy na wakacje.Pozwoliłem im dojść do drzwi i w tym momencie zdałem sobie sprawę, że nie mogę ich stracić.Po prostu nie mogę.Złapałem za uchwyt jej torby.— Dokąd jedziecie? Powiedz tylko, dokąd jedziecie.Pociągnęła za torbę, ale ja jej nie puszczałem.W związku z tym zostawiła mi ją, po czym otworzyła drzwi i przeszła przez próg.Dźwigając jej torbę, wyszedłem na ulicę i patrzyłem, jak Gina sadza Pata w jego foteliku i zapina pasy.Mały wyczuł, że dzieje się coś bardzo złego.Już się nie uśmiechał.Nagle zdałem sobie sprawę, że to moja ostatnia szansa.— Co będzie z Patem? — zapytałem.— Nie pomyślałaś o nim?— A ty? — odparła.— Czy ty o nim pomyślałeś?Wsadziła swoją walizkę do bagażnika, nie próbując nawet odebrać mi drugiej torby.Uznała widać, że może ją zostawić.— Gdzie się zatrzymasz?— Do widzenia, Harry — powiedziała i odeszła.Przez boczną szybę widziałem drobną, zaniepokojoną twarzyczkę Pata.Gina patrzyła prosto przed siebie, jej wzrok był twardy i błyszczący.Już teraz wyglądała jak ktoś inny.Ktoś, kogo nie znałem.Przekręciła kluczyk w stacyjce.Patrzyłem w ślad za samochodem, dopóki nie zniknął za zakrętem ulicy, przy której mieszkaliśmy.A potem zobaczyłem, jak poruszają się zasłony.Obserwowali nas sąsiedzi.Z uczuciem rozpaczy uświadomiłem sobie, jakiego rodzaju parą się staliśmy.Odniosłem torbę Giny do domu.W środku dzwonił telefon.To był Marty.— Nie uwierzysz, co ci skurwiele piszą o mnie w gazetach — oznajmił.— Posłuchaj tego: ZAKAZAĆ SZALONEMU MANNOWI WSTĘPU DO TELEWIZJI.Albo to: MAŁOMÓWNY MANN — ZNA TYLKO KILKA SŁÓW, WSZYSTKIE Z RYNSZTOKA.Co oni, kurwa, insynuują? Ci ludzie chcą mi odebrać pracę, Harry.Moja mama jest naprawdę zmartwiona.Co robimy?— Marty — powiedziałem.— Gina odeszła.— Odeszła? Masz na myśli, że cię opuściła?— Tak.— A co z dzieckiem?— Zabrała Pata ze sobą.— Ma kogoś?— Nic z tych rzeczy.Chodziło o mnie.Zrobiłem coś głupiego.Marty zachichotał mi do ucha.— Harry, ty stary zbereźniku.To ktoś, kogo znam?— Boję się, Marty.Obawiam się, że odeszła na dobre.— Nie przejmuj się, Harry.W najgorszym przypadku może ci zabrać połowę tego, co posiadasz.W tej kwestii się mylił.Gina już teraz zabrała ze sobą wszystko, czego kiedykolwiek pragnąłem.Nic mi nie zostawiła.Rozdział 8Barry Twist pracował w zarządzie stacji.W ciągu ostatniego roku byłem u niego raz na kolacji i on wpadł do mnie raz na kolację.Jednak biorąc pod uwagę to, w jakim funkcjonowaliśmy układzie, trudno nas było uznać za przyjaciół.Nie mogłem mu na przykład opowiedzieć o Ginie.Miałem wrażenie, że wielu ludzi znam właśnie w ten sposób.Barry był pierwszym facetem z telewizji, który zaprosił Marty’ego i mnie na lunch, kiedy pracowaliśmy w radiu.Jego zdaniem nasz program nadawał się do telewizji i jemu, bardziej niż komukolwiek innemu, zawdzięczaliśmy, że się tam znaleźliśmy.W trakcie naszego pierwszego lunchu Barry bez przerwy się uśmiechał, uśmiechał się tak, jakby było dla niego zaszczytem zamieszkiwanie na tej samej planecie co Marty i ja.Teraz jednak się nie uśmiechał.— Nie jesteście już parą dzieciaków trzepiących jęzorem w radiu — oświadczył.— Obowiązują nas twarde reguły gry
[ Pobierz całość w formacie PDF ]