[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kłębiak wstrzymał się nieco i jął krzyczeć z całych sił:- A to nie wiecie, jakieś zabite leżą w boru! Jezus, zatkało me całkiem.Konia pasłem na smugu ijużeśmy z Gulbasiakiem jechali do dom, aż tu przed Borynowym krzyżem koń się rzucił w bok, jażembęcnął na ziem.Patrzę: ki licho strachnęło konia? a tu jakieś ludzie w jałowcach leżą.Wołalim, a oninic, leżą kieby pomarłe.- Głupi, będzie tu cudeńka rozpowiadał! - zawrzeszczeli.- Obaczcie sami: leżą tam! Gulbasiak też widział, jeno co ze strachu w las pognał do komornic, któresusz zbierały.Nieżywe leżą.- W imię Ojca i Syna, to jedzże do wójta powiadomić!- Wójt jeszcze z miasta nie przyjechali - rzekł ktosik.- To sołtysowi dać znać!.kole kowala drogę poprawia z chłopakami!.- wołali za nim, bo już ostrymgalopem się puścił.Juści, co po wsi w ten mig się rozgłosiło o pomordowanych, wrzask się czynił zgrozy pełen i bieganina,ludzie jaże się żegnali z przerażenia.A nim słońce zaszło, z pół wsi wyległo na drogi.Ktoś dobrodziejauwiadomił, że wyszedł przed plebanię rozpytywać, kupą już tam szli niemałą, rając z cicha, młodsipuścili się nieco naprzód topolową, a wszyscy z wielką niecierpliwością czekali na sołtysa, którenwozem pojechał zabierając ze sobą Kłęba i parobków.Długo czekali, bo dopiero o zmierzchu powrócił; ale ku niemałemu zdumieniu wójtowymi końmi i bryką.Zły był jakiś, bo srodze klął i podcinał szkapy, ani myśląc przystawać przed ciżbą, ale ktoś konie zauzdy chwycił, że musiał przystanąć i rzekł:- Juchy te chłopaki, wymyśliły sobie co niebądz la zabawy.%7ładnych zabitych nie było w lesie, ludzie sejakieś spały pod krzakami.Złapię Kłębiaka, to ja mu dam strachania.Spotkałem po drodze wójta izabrałem się z nim, to cała historia.Wio! maluśkie!- A cóż to, wójt chory, że leży kiej baran? - pytał ktoś zaglądając do wasąga.- Zpik go zmorzył i tyla! - śmignął konie i już kłusem ruszył.- Zcierwy te wisusy, żeby taką rzecz wymyślić!- Gulbasiaka to sprawka, on pierwszy do psich figlów!- Rzemieniem by ich złoić, co mają ludzi trwożyć po próżności!Wyrzekali z oburzeniem, rozchodząc się z wolna po chałupach.Jeszcze gdzieniegdzie stojali kupkami nad stawem sczerwienionym od zórz, gdy się pokazały komornicez ciężkimi brzemionami drzewa na plecach.Kozłowa szła na przedzie, jaże wpół zgięta pod ciężarem, idojrzawszy ludzi wsparła się brzemieniem o drzewo.- Sołtys waju dobrze ocyganił! - powiedziała ledwie zipiąc z utrudzenia.- Zabitych w lesie nie było, toprawda, ale może co gorszego.I skoro zebrało się więcej ludzi, zwabionych jej głosem, puściła ozór:- Wracalim podleśną drogą ku krzyżowi, aż tu Gulbasiak leci naprzeciw i krzyczy zestrachany: "Podjałowcami jakieś zabite leżą!" Zabite, to zabite, myślę, ale warto zawdy obejrzeć Poszliśmy.widzim zdala, prawda, leżą jakieś ludzie kieby nieżywe.jeno im kulasy sterczą spod jałowców.Filipka meciąga, by uciekać.Grzelowa już pacierz trzepie i mnie też mróz po plecach chodził, alem sięprzeżegnała, podchodzę bliżej.patrzę.a to pan wójt leży przez kapoty, a pobok Jagusia Borynowa.i śpią se w najlepsze.Spili się w mieście, gorąc był, to se chcieli wypocząć w chłodzie i pojamorować.Jaże buchała od nich gorzałka! Nie budzilim: niech świadki przyjdą, niech cała wieś obaczy, co sięwyprawia! Wstyd mówić, jak była rozdziana; jaże Filipka z litości przyokryła ją zapaską.Czystasodoma.Stara jestem, a jeszcze o takim zgorszeniu nie słyszałam.Sołtys zaraz przyjechał i budził,Jagna w pola uciekła, zaś pana wójta ledwie na wóz wdygowali, spity był kiej świnia!- Jezus, tego jeszcze w Lipcach nie bywało - jęknęła któraś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]