[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Na co ci to, co ci z tego przyjdzie.I tak się tam nie dostaniesz.Ja sam poszukam.- Dlaczego się nie dostanę? Gdzie to jest?- Bo tam trzeba przełazić przez ciasną dziurę - odezwała się nagle Janeczka w natchnieniu.- Jesteś za gruby, chociaż babcia mówi, że je­steś chudy.A w ogóle człowiek w twoim wieku nie może się plątać po śmietnikach.Sami poszukamy, ja mu pomogę.- Oni mają trochę racji.- wtrąciła niewinnie pani Krystyna.- Ależ ja oka nie zmrużę tej nocy! - krzyknął pan Roman rozpacz­liwie.- Pójdę z wami i poczekam obok tej ciasnej dziury!- Bardzo ci się dziwię - rzekł Pawełek z naganą.- Człowiek na twoim stanowisku ma obowiązki zawodowe.Poważne.Sam mówiłeś.- Nic na świecie nie jest dla mnie ważniejsze niż ten kawałek mo­siądzu! Takie małe świństwo trzyma mnie w błędnym kole! Zatruwa mi życie! Pawełek, trudno, wstaniesz wcześniej i pójdziemy poszukać tego jeszcze przed szkołą! Te śmiecie mogą wywieźć.- Nie wywiozą, nie ma obawy - powiedziała stanowczo Janeczka.- Skąd wiesz?- No wiem.Stamtąd nie wywożą.Pani Krystynie cała sprawa już dawno wydawała się podejrzana.Poruszyła się niespokojnie.- Słuchajcie no, czy wyście się przypadkiem gdzieś nie włamali?- Eeee, nie.- odparł niepewnie Pawełek.- Nie tym razem - odparła równocześnie Janeczka.- To znaczy w każdym razie to nie jest kradzione.- Nawet gdyby ukradli.- zaczął pan Roman z zaciętością.- Roman - krzyknęła ostrzegawczo pani Krystyna.- Jak mo­żesz.?Pan Chabrowicz zreflektował się nieco.- No rzeczywiście, już sam nie wiem, co mówię.To znaczy chcia­łem powiedzieć, że nawet gdyby ukradli, wiedziałbym przynajmniej, skąd.Poszedłbym tam zwrócić pieniądze.Pani Krystyna poczuła, że ogarnia ją rozpacz.- Dzieci, nie słuchajcie, co tatuś mówi, tatuś jest zdenerwowany - powiedziała pośpiesznie.- Usiądź wreszcie spokojnie i skończ kolac­ję.Jutro przed szkołą pójdziecie poszukać.Nigdy jeszcze dzieci nie zjadły kolacji w tak imponującym tempie i nigdy jeszcze z taką ochotą nie poszły wcześnie spać.Janeczka i Pa­wełek wszelkimi siłami starali się jak najprędzej zniknąć ojcu z oczu.Koniecznie musieli zyskać trochę spokoju, żeby się zastanowić, jak te­raz wybrnąć z okropnej sytuacji.- Nie ma siły, włazimy w nocy - powiedział ponuro Pawełek.- Całkiem nie wiem, jak to zrobić, bo jeśli ojciec nie zmruży oka, mur beton nas usłyszy.- Coś ty, będzie spał jak zabity - odparła pobłażliwie Janeczka, pomagając mu w sprzątaniu.- Oni tylko tak mówią, a potem chrapią, aż dom się trzęsie.Babcia też mówiła, że przez całą noc nie zmrużyła oka, a potem opowiadała, co jej się przyśniło.- No, może - zgodził się Pawełek.- Ale wszystko jedno, trzeba odczekać, aż porządnie zaśnie.- I tak nie będziemy lecieli w środku nocy, tylko dopiero rano.Mylę zdążyć przed nim.Gorzej będzie, jak tam nic więcej nie znaj­dziesz.Ojciec się wtedy uprze, że musi sam sprawdzić.- No to niech włazi po dachu! - zirytował się Pawełek.- Poza tym wiem na pewno, że one tam jeszcze są.Cała kupa.- Jesteś pewien?- No! Nie brałem więcej, bo mi były niepotrzebne.Janeczka uznała sprzątanie za skończone i usiadła na łóżku.- To czekaj, nie wiem, co zrobić - powiedziała w zamyśleniu.- Dać mu i powiedzieć, że sami przynieśliśmy z litości, żeby go nie włóczyć po dziurach, czy zagrzebać w jakimś śmietniku i tam go doprowa­dzić?Pawełek również poniechał sprzątania i zaczął przygotowywać się do snu.- Coś ty, skąd znajdziesz tak od razu śmietnik z ciasną dziurą? I je­szcze w nocy, po ciemku! Nie, lepiej mu dać z litości.Janeczka westchnęła rozdzierająco.- To musimy wstać o piątej rano.Inaczej nie zdążymy.I nie może­my wrócić do domu za wcześnie, bo trzeba, żeby widział, że wracamy, żeby nie było podejrzeń.Pawełek westchnął również.- Rany, co za życie! Po nocy latać na strych, wstawać o piątej rano, aleśmy się urządzili! Czy ci dorośli nie mogliby jakoś sobie sami dawać radę.Czternaście mosiężnych reduktorków spoczywało w kieszeniach kurtki Pawełka, kiedy nazajutrz przed szóstą rano wczołgali się do sza­łasu.Można było trochę odpocząć i zjeść keks, po cichutku zabrany z kuchni.Podzielili się nim z Chabrem.Nie mieli nic do roboty.Wyprawa na strych po reduktorki powio­dła się znakomicie i poszła szybko, bo nabrali już w tej wspinaczce nadzwyczajnej wprawy.Teraz należało tylko odczekać, aż ojciec się obudzi, spokojnie wrócić do domu i oddać mu zdobycz.Ziewając, przyglądali się bezmyślnie pustej ulicy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl