[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Cześć.Była to najdłuższa rozmowa, jaką od tygodni przeprowadził z kimkolwiek w szkole.- No to zaliczyliśmy pierwsze punkty - skomentował Will opowieść Marcusa o Ellie i jej koleżance.- Ale na mistrzostwo bym nie liczył, raczej trzeba walczyć o utrzymanie się.Marcus czasami kompletnie nie rozumiał, o co Willowi chodzi, a wtedy po prostu go ignorował.- Powiedziały, że jestem śmieszny.- Bo jesteś.Komiczny.Ale na tym daleko nie zajedziesz.- A mogę tutaj zaprosić Ellie?- Wątpię, żeby chciała, Marcus.- A dlaczego.- Bo.nie wiem, czy.Ile ona ma?- Nie wiem.Piętnaście?- Nie sądzę, żeby piętnastolatka chciała się zadawać z dwunastolatkiem.Idę o zakład, że jej chłopak ma dwadzieścia pięć lat, jeździ harleyem davidsonem i pewnie jest technicznym w jakiejś grupie rockowej.Złomocze cię.Zgniecie jak pluskwę.Tego Marcus nie wziął pod uwagę.- Ja nie chcę się z nią umawiać.Wiem, że ze mną nie będzie chciała.Ale może przyszlibyśmy tutaj i posłuchali Nirvany, co?- Na pewno zna już wszystkie ich płyty.Will zaczynał irytować Marcusa.Dlaczego nie chciał mu pomóc w nawiązaniu przyjaźni?- W porządku, nie to nie.Nie ma sprawy.- Posłuchaj, Marcus.Bardzo się cieszę, że zagadałeś do tej Ellie, naprawdę.Ale dwie minuty rozmowy z kimś, kto się z ciebie nabija.To nie rokuje dłuższej znajomości, rozumiesz?Marcus właściwie nie słuchał Willa.Ellie i jej koleżanka powiedziały, że jest śmieszny, a jak raz udało mu sieje rozbawić, to uda się i drugi.Nazajutrz zobaczył je znowu przy automacie.Oparły się o niego i głośno omawiały każdego, komu starczyło charakteru, by podejść i wrzucić monetę.- Cześć, Ellie!- Marcus! Mój koleś!Marcus nie zastanawiał się nad możliwymi znaczeniami tego okrzyku.- Ellie, ile lat ma twój chłopak?Zadał tylko jedno pytanie, a one już pokładały się ze śmiechu.Więc potrafił.- Sto dwa.- Ha, ha, ha.I znowu jak należy.- Dziewięć.- Ha, ha, ha.- Po co ci to? I skąd w ogóle wiesz, że mam chłopaka? - Mój przyjaciel Will powiedział, że ten chłopak ma pewnie dwadzieścia pięć lat, jeździ harleyem davidsonem i zgniecie mnie jak pluskwę.- Ej, Marcus! - zawołała Ellie, chwyciła go za kark i zmierzwiła włosy z tyłu głowy.- Nie dałabym mu.- To fajnie, dzięki.Bo jak to powiedział, to zrobiło mi się trochę głupio.I znowu śmiech.Koleżanka Ellie wpatrywała się w niego tak, jakby był najbardziej interesującą osobą na świecie.- A ile lat ma twoja dziewczyna? Żeby i ona nie chciała mnie zabić!Chichotały przez cały czas; trudno było powiedzieć, gdzie kończył się jeden śmiech, a zaczynał drugi.- Nie zabije, bo nie mam żadnej.- Nie ściemniaj.Taki fajny chłopak? Będziemy musiały się tym zająć.- Nie, nie chcę na razie żadnej, bo nie wiem, czy jestem gotów.- Dobrze mówisz.Znienacka pojawiła się przy nich pani Morrison.- Ellie, proszę do mojego gabinetu.- Nie zmienię bluzy.- Porozmawiamy we właściwym miejscu.- Nie ma o czym.- Chcesz się ze mną kłócić na oczach wszystkich? Ellie wzruszyła ramionami.- Mnie tam wszystko jedno gdzie.Ellie naprawdę się nie przejmowała; widać to było po niej.W szkole wiele osób udawało, że niczego się nie boi, ale wystarczyło, że odezwał się nauczyciel, a zaraz miękli.Tymczasem z Ellie pani Morrison była bezsilna, chociaż mogła jej narobić wiele kłopotów.Koleżanka Ellie dobrze to rozumiała i nie miała ochoty się stawiać.Ellie miała coś, czego im brakło, a może to oni mieli coś, czego nie miała Ellie - Marcus nie wiedział, która z tych okoliczności zachodzi.- Zoe, Marcus, chcę pomówić z Ellie na osobności.A poza tym, Marcusie, my jeszcze musimy o czymś porozmawiać, prawda?- Tak, proszę pani.Powiedział to takim głosem i z taką miną, że - jak zobaczył kątem oka - Ellie się uśmiechnęła.Na krótką chwilę poczuł, że stanowią trio, czy może raczej trójkąt, z Ellie jako górnym wierzchołkiem, a nim i Zoe u podstawy.- W takim razie żegnam.Więc sobie poszli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]