[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Długo potem przecierałoczy wodząc nimi po drzewach, nim się pomiarkował i poszedł do kuzni.Michał był sam i właśnie już sięzabierał do pługa.- A strzyma twój wóz takie ciężary? - spytał.- Bylem jeno miał co kłaść.- Kiej obiecuję, to jakbyś już miał na wozie.Antek jął pisać kredą na drzwiach i rachować.- Jeszczek do żniw zarobiłbym ze trzysta złotych!- rzekł radośnie.- Akuratnie miałbyś na sprawę - ozwał się kowal od niechcenia.Antek schmurzył się nagle i oczy zaświeciły mu ponuro.- Zmora ta moja sprawa, co ją wspomnę, to mi wszyćko z rąk leci, że nawet żyć się odechciewa.- Nie dziwota, jeno to me zastanawia, że się za nijakim poratunkiem jeszcze nie rozglądasz.- A cóż to poredzę?- Trzeba by jednak coś zrobić! Jakże, dać się to pod nóż, kiej ten cielak rzezakowi?- Głową muru nie przebiję! - westchnął boleśnie.Michał kuł znowu z zajadłością, zaś Antek pogrążył się w niepokojące i strachliwe dumania i takie myślego nawiedzały, jaże mienił się na twarzy i zrywał się z miejsca, bezradnie latając oczami po świecie, aleszwagierek dał mu się długo trapić szpiegując go jeno chytrymi ślepiami, aż w końcu rzekł cicho:- Kazmirz z Modlicy umiał se poredzić.- Ten, co to uciekł do Hameryki?- A ten sam! Mądrala, jucha, przewąchał pismo nosem.- A bo mu to dowiedły, że zabił tego strażnika?- Nie czekał, jaże mu dowiedą! Nie głupi zgnić w kreminale.- Aacno mu było, kawaler.- Ratuje się, któren musi.Ja cię ta do niczegój nie namawiam, abyś nie pomyślał, że mam w tym cosikswojego na widoku, a jeno powiedam, jak to w przypadku robiły drugie.Jak ci się żywnie podoba, takzrób.Wojtek Gajda z Wolicy też ano wrócił z kreminału w same świątki.Cóż, dziesięć roków toćjeszczek nie życie, można przetrzymać.- Dziesięć roków, Jezus kochany! - jęknął chytając się za głowę.- A tyle odsiedział w ciężkich robotach, juści, co karwas czasu.- Wszystko gotówem przenieść, bele jeno nie siedzenie.Jezus! siedziałem te parę miesięcy, a już mesię dur chytał.- A za trzy niedziele byłbyś już za morzami, niech Jankiel powie.- Strasznie daleko! Jak to iść, wszyćko ciepnąć, ostawić dom, dzieci, ziemię, wieś i w tyli świat, nazawdy! - Zgroza go przejęła.- Tyla poszło dobrowolnie i ani komu w głowie wracać do tych rajów.- A mnie nawet pomyśleć o tym straszno!- Juści ale obacz Wojtka i posłuchaj, co rozpowiada o tym kreminale, to cię jeszczek barzej zafrasuje!Jakże, chłop ma niespełna czterdzieści roków, a do cna już posiwiał i zgarbaciał, żywą krwią pluje ikulasami ledwie powłóczy.Jeno patrzeć, jak pójdzie na księżą oborę.Ale po co ci gadać, masz swójrozum, to się jego posłuchaj.Przycichł w porę, zmiarkowawszy, że już w nim posiał niepokój, więc resztę zostawił czasowi, skryciesię jeno ciesząc z plonów, jakie spodziewał się zebrać.Ale skończywszy pług ozwał się wesoło:- Poletę tera do kupców, a wóz gotuj na jutro, bo woził będziesz.O sprawie nie myśl, nie warto se psućgłowy, to ano będzie, co będzie i co Bóg miłosierny pozwoli.Przyjdę do cię wieczorem.Ale Antek nie zapomniał tak zaraz; połknął te jego przyjacielskie powiadki kiej ryba przynętę i dławił sięnią, darło mu ano wątrobę, jaże ledwie się ruchał pod grozą męczących pomyślunków.- Dziesięć roków! Dziesięć roków - szeptał niekiedy, drętwiejąc w strachu:Mrok już zapadał, ludzie ściągali z pól, w obejściu podniósł się niemały rejwach, gdyż Witek przygnałstado, a kobiety kręciły się kole udojów i obrządków, zaś na wsi jaże się trzęsło od przedwieczornychpogwarów i wrzasków dzieci, kąpiących się we stawie.Antek wyciągnął wóz za stodołę, aby go przyrychtować i opatrzyć na jutro, ale wnet odechciało mu sięwszystkiego, że jeno krzyknął na Pietrka, pojącego konie pod studnią:- Nasmaruj wóz i wyporządz, będziesz od jutra woził na tartak.Parob zaklął siarczyście.Nie szła mu w smak taka robota.- Zawrzyj gębę i rób, co ci każą! Hanuś, daj trzy miarki owsa na obrok, a koniczyny przynieś im z pola,Pietrek, niech se podjedzą.Hanka próbowała go rozpytywać, ale cosik jeno mruknął i pokręciwszy się po obejściu poszedł doMateusza, z którym teraz żył w wielkim przyjacielstwie.Mateusz tyle co jeno był wrócił z roboty i właśnie chlipał pod chałupą zsiadłe mleko la ochłody.Skądciś, jakby ze sadu, sączyło się ciche, żałosne płakanie.- Któż to tam tak skwierczy?- A Nastusia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]