[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Bo już co dnia zgłasza się ktosik do zgody! Barany juchy, nie chciały cię słuchać, żeby gromadą sięugodzić, to dziedzic da więcej, a tera robią w pojedynkę, cichaczem, byle prędzej.- Niektóren człowiek to jak ten osieł: chcesz, bych ruszył naprzód, to ciągaj go za ogon! Pewnie cobarany, dziedzic obrywa każdemu coś niecoś, bo z osobna się godzą.- Odebrałeś to już swoje gronta?- Jeszczek nie wyszedł czas po śmierci ojcowej i nie można robić działów, alem se już upatrzył pole.Za rzeką pomiędzy olchami mignęła jakaś twarz, zdało mu się, że to Jagusia, więc chociaż pogadywał,ale już coraz niespokojniej latał oczami po gąszczach nadrzecznych.- Taki gorąc, trza się iść wykąpać - rzekł wreszcie i poszedł w dół rzeki, niby to wybierając sposobnemiejsce, ale skoro go skryły drzewa, puścił się pędem.Juści, że ona to była.Szła z motyczką do kapusty.- Jagusia! - zawołał zrównawszy się z nią.Obejrzała się bacznie i rozeznawszy głos i jego twarz, wychylającą się ze szuwarów, przystanęłatrwożnie, nie wiedząc zgoła, co począć, bezradna całkiem i spłoszona.- Nie poznajesz me to? - szepnął gorąco, probując przejść do niej na drugą stronę.Ale rzeka w tymmiejscu była głęboka, choć wąska zaledwie na jakieś parę kroków.- Jakże, nie poznałabym cię to? - oglądała się lękliwie za siebie na kapuśnisko, kaj czerwieniały jakieśkobiety.- Kajże się to kryjesz, że ani sposobu cię uwidzieć?- Kaj? Wygnała me twoja z chałupy, to siedzę u matki.- Dyć i o tym rad bym z tobą pomówił.Wyjdz, Jagno, wieczorkiem za smętarz.Powiem ci cosik,przyjdz! - prosił gorąco.- Hale, żeby me kto jeszcze obaczył! Dosyć mam już za dawne.- odrzekła twardo.Ale takmolestował, tak skamlał, że skruszało jej serce, zaczynało jej być żal.- A cóż mi to nowego powiesz? po cóż to me wołasz?- Czym ci to już taki całkiem cudzy, Jaguś?- Nie cudzy, ale i nie swój! Nie w głowie mi takie rzeczy.- Jeno przyjdz, a nie pożałujesz.Bojasz się za smętarz, to przyjdz za księży sad, nie baczysz to kaj?Nie baczysz, Jaguś?.Jaże odwróciła głowę, takie pąsy na nią uderzyły.- Nie pleć, dyć mi wstydno.- zesromała się wielce.- Przyjdz, Jaguś, choćby do północka czekał będę.- To poczekaj.- odwróciła się nagle i poleciała na kapuśnisko.Patrzył za nią łakomie i przejęły go takie luboście i takie płomia wzburzyły krew, że gotów był lecieć zanią i brać ją choćby na oczach wszystkich.Ledwie się już pohamował.- Nic, jeno ta spieka tak me rozebrała! - pomyślał rozdziewając się spiesznie do kąpieli.Przechłodził się galancie i jął deliberować nad sobą.- %7łe to człowiek słaby kiej ten pazdzierz, bele co go poniesie.Wstyd mu się zrobiło, rozejrzał się, czy aby go kto z nią nie widział, i usilnie rozważał wszystko, co muo niej powiadali.- Takaś to ty, jagódko, taka! - myślał ze wzgardą i jakby z żalem, ale naraz przystanął pod jakimśdrzewem i stojał z przywartymi powiekami, bo jawiła mu się na oczach w całej swojej cudności.- Cheba takiej drugiej nie ma na wszystkim świecie! - jęknął i strasznie zapragnął jeszcze raz jąwidzieć, jeszcze raz ogarnąć ramionami, przycisnąć do serca i napić się z tych warg czerwonych, pić naumór ten miód słodki, pić do dna.- Jeno ten ostatni razik, Jagusiu! ten ostatni! - szeptał błagalnie, jakby do niej.Długo potem przecierałoczy wodząc nimi po drzewach, nim się pomiarkował i poszedł do kuzni.Michał był sam i właśnie już sięzabierał do pługa.- A strzyma twój wóz takie ciężary? - spytał.- Bylem jeno miał co kłaść.- Kiej obiecuję, to jakbyś już miał na wozie.Antek jął pisać kredą na drzwiach i rachować.- Jeszczek do żniw zarobiłbym ze trzysta złotych!- rzekł radośnie.- Akuratnie miałbyś na sprawę - ozwał się kowal od niechcenia.Antek schmurzył się nagle i oczy zaświeciły mu ponuro
[ Pobierz całość w formacie PDF ]