[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Co ty tam gryzmolisz, patałachu? Pokaż no tutaj!…Ten Ignaś całuje Pani ręce z wielką czcią i przysięga, że pana majora nie opuści, aż zupełnie wyzdrowieje, aby Pani była spokojna, a zresztą pan major jest zdrów, tylko udaje chorego, bo przed chwilą chciał we mnie cisnąć butem!Lotnik czytał to z uśmiechem, a potem spojrzał tylko na chłopca tak serdecznie, że serdeczniej patrzeć nie można.— Chłopcze drogi — szepnął.— Bóg ci zapłać… Biedna moja starowinka ucieszy się… Dobrze to wymyśliłeś, bo gdybym jej dziesięć listów napisał, to jednakby się martwiła, ale tę awanturę z butem doskonale zrozumie.Skądeś ty taki mądry, małpo zielona?— Bo sprzedawałem gazety! — mówił Ignaś głośno się śmiejąc.Kiedy Ignaś odchodził, lotnik zaczynał o nim myśleć.Stał mu się bliski ten chłopiec i wszystko dla niego uczyni.Wiedział z długich rozmów z Ignasiem, że lotnictwo jest jego marzeniem największym i jedynym; chłopięca dusza jest tak ogarnięta płomieniem tego marzenia, jak jego aeroplan ogarnięty był pożarem.To już nie są nieoczekiwane pomysły dziecinnej wyobraźni, lecz jakby natchnienie, które narodziwszy się w gorącym sercu, już nigdy młodymi oczami w inną stronę nie spojrzy, lecz zawsze spoglądać będzie ku wysokościom nieba.I będzie kiedyś lotnikiem.Właśnie takim lotnikiem, jakich najbardziej potrzeba: nie z nakazu, lecz z miłości.Major Latysz rozmyślał nad sposobem spełnienia marzeń chłopca.Kiedy ozdrowieje, zajmie się tą sprawą, teraz zaś każde spotkanie z Ignasiem zmienia na godziny przygotowawcze.Wyjaśnia mu wielkość i szlachetność powołania.Cieszy się, że słucha tego i Raczek, zaciekawiony i przejęty.— Jestem dumny, że jestem lotnikiem — mówił Latysz, kiedy go słuchali o mrocznej, przedwieczornej godzinie.— Uważam, że mnie odznaczono dając mi skrzydła do latania, i powołano mnie do tego, abym rozszerzał Ojczyznę.— Nie rozumiem — rzekł Raczek.— Aby rozszerzyć Ojczyznę, trzeba rozszerzać jej granice i zabierać obce ziemie.— A nam cudzego nie potrzeba — słusznie! Toteż lotnik, jeśli wyrazić się ściśle, podwyższa Ojczyznę.Ojczyzną, drogi panie Alojzy, jest dzisiaj nie tylko ziemia i nie tylko morze.Jest nią tak samo i błękitna ponad nami wysokość, ocean chmur, kolonie gwiazd, zorze wschodnie i zachodnie, powietrze wolne, czyste i niezmierzone.Nasze jest i to także, co jest ponad nami.Naszym jest dach nad naszą Ojczyzną.A my, lotnicy, jesteśmy strażą graniczną tych górnych sfer.I oto, Ignasiu, kiedy latamy z wielkim warkotem, wtedy ogłaszamy tymi głosami, że polskie niebo do Polski należy i że go będziemy bronić do ostatniego tchnienia, tak jak żołnierz będzie bronił ziemi, a marynarz morza.Tak, tak… Wiesz, chłopcze, kto to jest Hamlet?— Nie wiem — odrzekł Ignaś.— Coś kiedyś słyszałem — powiedział niepewnie Raczek.— Jest to bohater tragedii Szekspira.Otóż ten Hamlet powiedział dziwne zdanie: „Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś”.A lotnik może odmienić niektóre w nim słowa i powie o sobie całą prawdę: „Ktoś lata, by mógł orać ktoś!” Niech oracz uprawia spokojnie swoją ziemię, bo wysoko ponad nim krąży lotnik i wypatruje, i strzeże, aby mu nikt strasznym cieniem nie przesłonił słońca.Odprawia on wieczną wartę, widząc daleko.— Pięknie powiedziane — rzekł Raczek z uznaniem.Major machnął ręką lekceważąco.— Co mi tam I Nie umiem gadać pięknie.Jeśli człowiek wierzy w każde słowo, które wymawia, to zawsze będzie „pięknie powiedziane”.Raczek oznajmił dostojnym skinieniem głowy, że się godzi na takie ujęcie sprawy.— Niech pan major mówi jeszcze! — prosił cicho Ignaś.— Cóż ci jeszcze powiem, drogi chłopcze? Powiem ci to chyba, o czym rozmyślałem nie tu, skurczony na łóżku, lecz tam, wysoko.Kiedy człowiek jest sam, w wielkiej pustce bardzo daleko od ziemi, wtedy myśl od niej odrywa i zaczepia ją o niebo jak pajęczynę.Staje się tam dziwnym, pokornym mędrcom, który rozumie, że w każdym z nas mieszka tęsknota za słońcem, za kryształową czystością górnych sfer i za upojeniem górnego wichru.Wiecie co, kochani moi? Nie przez dumę to mówię… Jestem zwyczajnym, szarym żołnierzem, jednym z mnogich tysięcy.Nie moja rzecz filozofia! Jednak, kiedy się wznoszę ponad chmury, wtedy czuję, ze jestem mimowolnym wykonawcą pracy jakiejś wielkiej, tajemniczej.Wiem, że mój aeroplan, mój ogromny ptak, zmusił ciężkie ludzkie spojrzenia, aby się skierowały ku wysokościom.Ten ptak z zuchwałą odwagą zaczepił szponami o ziemię i niestrudzonym wysiłkiem dźwiga ją w górę.Dlaczego ogrom morza budzi w nas wielkie wzruszenie? Dlaczego patrzymy na nieogarnione niebo z drżeniem serca?— O, tak, o, tak… — szepnął Raczek, władca gwiazd.— Dlatego — odpowiadał na własne pytanie lotnik — że te bezmiary przypominają nam bezmiary inne: wieczność i nieskończoność.Zapomnieliśmy o nich w rozgwarze naszego uciążliwego życia, ale duch ludzki nie zapomina.I oto taki pyłek na niebie, jakim jest aeroplan, przypomina człowiekowi, że w jego duszy ukryte jest pragnienie oderwania się od małych, smętnych, ziemskich spraw i rozwinięcia skrzydeł w bezmiarach.Ten aeroplan zabiera w podróż podsłoneczną nasze myśli, chodem gąsienic pełzające w prochu ziemi.Jego głos, gdzieś tam w chmurach, staje się żywą pieśnią o słońcu i hymnem na cześć tego wszystkiego, co czyste i jasne mieszka na wysokościach.— Rozumiem, rozumiem — szepnął Ignaś gorąco.— To dobrze, chłopcze.Widzisz więc, że lotnik to nie tylko człowiek na maszynie.Na nic zdałby się taki… Łatwo jest nauczyć się poruszania sterem i wykonać wszystko potrzebne, aby maszynę puścić w ruch albo ją zatrzymać.To jednak za mało! Prawdziwym lotnikiem, prawdziwym ptakiem bożym jest ten, który ma i duszę skrzydlatą.Ten, który rozumie, że jest najdalej, bo najwyżej wysuniętą strażą przednią, posłem Ojczyzny w przestworzu, żywym sztandarem jej potęgi i jej radosnej dumy.Taki nie ulęknie się, taki się nie zawaha.Taki zna godność swoją nadzwyczajną.A śmiem powiedzieć, że coraz więcej jest u nas takich właśnie lotników, coraz więcej! I dlatego cały świat patrzy ze zdumionym podziwem na tę polską ekipę, co dźwiga swoją Ojczyznę na szczyty chwały i nie na pokaz tylko walczy z wichrem twarzą w twarz, lecz się z nim śmiertelnie zmaga, aby polską chorągiew zatknąć jak najwyżej, choćby na samym słońcu.Polscy lotnicy są wspaniałymi lotnikami! Mogą być policzeni pomiędzy najpierwszych na świecie… Mają naprawdę skrzydlate dusze!Odetchnął głęboko i rzekł ciszej:— Mówię nie o sobie, broń Panie Boże! Mówię o moich towarzyszach.Ja pragnąłbym z całej duszy być takim i uczyniłbym wszystko, aby im dorównać…— Jakże to? — zapytał Ignaś nieśmiało.— Pan jest przecież jednym z najsławniejszych…— Ach! — uśmiechnął się lotnik.— W twoich łaskawych oczach.Jestem uczciwym lotnikiem, może nawet dobrym lotnikiem, ale nie dokazałem niczego takiego, co by nas wszystkich okryło sławą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]