[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Okazywał więc jej przez cały czas iście królewskiej wie-czerzy jak najdalej idące względy.M.M.traktowała go jak dobrego przyjaciela, nic więcej,mnie okazywała szacunek, a dla C.C.była czułą siostrą.Pan de Bernis zaś odnosił się do niejuprzejmie i życzliwie, bynajmniej nie ukrywając jednak jak najgłębszego zainteresowaniakażdym słówkiem wyrzeczonym przez C.C.Spędziliśmy tak pięć przemiłych godzin, ambasador zaś był najbardziej zachwycony z naswszystkich.M.M.wyglądała na osobę zadowoloną ze swego dzieła, a ja występowałem wroli aprobatora.C.C.sprawiała wrażenie uszczęśliwionej tym, że potrafiła nam się podobać;można by nawet sądzić, iż wiele pochlebiało jej to, że ambasador tylko nią był zajęty.Po północy zaczęliśmy się żegnać i panu de Bernis przypadł obowiązek komplementowa-nia towarzystwa.Dziękując M.M.za najmilszą w jego życiu wieczerzę, zobligował ją jedno-cześnie do powtórzenia podobnej kolacji pojutrze.Do mnie zaś, dla zachowania pozorów,zwrócił się z pytaniem, czy bawiłem się tak samo dobrze jak on.Nazajutrz, zastanawiając się nad tą zaiste przykładną kolacją, bez trudu domyśliłem się, doczego to wszystko zdąża.Widziałem, że ambasador nieprzytomnie kocha się w C.C., i anichwili się nie łudziłem, że nie należy on do ludzi, którzy by poprzestali na patrzeniu w jejpiękne oczy.Miał już niewątpliwie sprecyzowany plan, a M.M.mimo całej lojalności byłajego inspiratorem.I choć nie zamierzałem posuwać swojej uprzejmości poza słuszne granice,czułem już, że zostanę wystrychnięty na dudka, a biedna C.C.padnie ofiarą owych sztuczek.Nie mogłem się zdecydować ani na pogodzenie się z tym faktem, ani na jakiekolwiek prze-ciwdziałanie, i uważając, że moja mała żona nie pozwoli sobie na żaden wybryk, który by misię nie podobał, wolałem na wszystko przymknąć oczy ufny, że nie da się ona tak łatwouwieść.Idiotyczna kalkulacja!Ambicja i fałszywy wstyd wzięły we mnie górę nad zdrowym rozsądkiem.Pojutrze o ustalonej godzinie przybyłem do casino i zastałem obie piękne kochanki przedkominkiem. Witam was, moje boginie.A gdzież nasz miły Francuz? Jeszcze się nie zjawił odparła M.M. Ale stawi się z pewnością.Zdjąłem maskę isiadłszy między nimi, jąłem je obsypywać pocałunkami strzegąc się, aby żadnej przy tym niewyróżnić.Godzina zeszła nam na przyjaznej i grzecznej pogawędce, a mimo pulsującej krwiw skroniach nie pofolgowałem zmysłom; M.M.działała na mnie silniej niż C.C., lecz zaskarby świata nie chciałbym urazić mojej czarującej dzieweczki.W końcu, gdy M.M.zaczęłasię już niepokoić nieobecnością pana de Bernis, odzwierna przyniosła jej liścik od niego. Kurier przybyły o drugiej pisał w nim unieszczęśliwił mnie na ten wieczór, albowiem ażdo rana będę musiał odpisywać na otrzymane depesze.Mam nadzieję, że nie tylko raczy mipani wybaczyć, ale jeszcze mnie pożałuje.Czy mogę spodziewać się, że w piątek pozwoli mipani dostąpić tej przyjemności, której fatalny los pozbawił mnie dzisiaj? Proszę, niech mniepani o tym zawiadomi jutro.Chciałbym ujrzeć cię w tym samym towarzystwie, które zechciejpani serdecznie pozdrowić w moim imieniu. To nie jego wina rzekła M.M. Zjemy więc kolację we troje.Czy przybędziesz pan w piątek?87 Z przyjemnością.Ale co ci jest, moja droga C.C.? Masz taką smutną minkę. Smutną? Nie.Chyba że z powodu naszego drogiego przyjaciela, bo nie spotkałam jesz-cze człowieka równie układnego i uprzejmego.Nakryto do stołu w innym pokoju i podano kolację, do której zasiedliśmy z żarłocznymapetytem.A podczas gdy M.M.uczyła C.C.przyrządzania ponczu, przyglądałem się tejmałej uważnie. Twoje piersiątka powiedziałem za jakieś dziewięć miesięcy osiągną doskonałość. Są zupełnie podobne do moich wtrąciła M.M. chcesz zobaczyć? A gdy nie zaprze-czyłem, przystąpiła do dzieła i rozwiązała sznurówkę swojej przyjaciółki, która się temu niesprzeciwiła, i natychmiast zabrała się do siebie samej.Po chwili podziwiałem cztery półkulki,rywalizujące z sobą na wzór owych trzech bogiń, które o jabłko apelowały do sprawiedliwo-ści pięknego Parysa.Czy muszę opisywać żar, jaki zbudził we mnie ten zachwycający wi-dok?.Niebawem leżeliśmy już jak nas Bóg stworzył w obszernym łożu.Rozstaliśmy się o świcie, wyczerpani i zawstydzeni, że musimy się do tego przyznać, leczzadowoleni z siebie i tęskniący do ponownych, takich samych rozkoszy.Nazajutrz, gdym rozmyślał nad ową, aż nazbyt intensywną nocą, kiedy to miłość jak zaw-sze wzięła górę nad rozsądkiem, zdjęły mnie wyrzuty sumienia.Ani przez chwilę nie wątpi-łem, że nieobecność ambasadora była umyślna i ukartowana.W moich supozycjach wybie-gałem nawet dalej, bo wydawało mi się jasne, że owa dwójka konspiratorów przeczuła, iżodgadnę ich finezyjną grę i wrażliwy na punkcie honoru, mimo ewentualnych wyrzutów su-mienia, nie zechcę im ustąpić w szczodrości.Ambasador pierwszy zapewnił mi rozkosznąnoc miłosną, jakże mógłbym, mu odmówić podobnej? Moi przyjaciele rozumowali trafnie, bomimo całej rozterki zdawałem sobie wyraznie sprawę, że nie powinienem przeszkadzać im wzwycięstwie.Nie kłopotali się osobą C.C., byli pewni, że ulegnie, jeśli mnie przy tym niebędzie.Biedna mała! Widziałem już ją kroczącą po drodze rozpusty, i to było moim dziełem!Wzdychałem też z niepokoju przypomniawszy sobie, że nie byłem dość ostrożny w czasienaszej ostatniej orgii i drętwiałem na myśl, co zrobię, jeżeli obydwie jednocześnie będą mu-siały z powodu swojego stanu uciekać z klasztoru
[ Pobierz całość w formacie PDF ]