[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dreszcz jÄ… zimny przejÄ…Å‚, tym wiÄ™cej, sÅ‚yszÄ…c w pobliskiej alkowie ciche stÄ…panie iszepty.Po chwili rozwarÅ‚y siÄ™ drzwi, jasność wielka uderzyÅ‚a jÄ… w oczy i wszedÅ‚ pierwszy onczÅ‚owiek ze spojrzeniem wilka, trzymajÄ…c rÄ™kÄ™ trupiÄ… ze czterema zapalonymi palcami.Go-rzaÅ‚ każdy palec jak pochodnia.PÅ‚omieÅ„ niebieskawy to jasnosiwy ćmiÅ‚ bÅ‚yskiem oczy.Zanim szedÅ‚ drugi, ze spojrzeniem wilka, z dwoma nożami za pasem i wniósÅ‚ na misce czteryszklanek.Gdy stanÄ™li na progu komnaty, pierwszy wniósÅ‚ w górÄ™ gorejÄ…ce palce trupa, drugidmuchnÄ…Å‚ w każdÄ… szklankÄ™ i postawiÅ‚ dnem do góry.ZpiÄ…cy razem westchnÄ™li ciężko, rzucili ciaÅ‚em, jeden siÄ™gnÄ…Å‚ rÄ™kÄ… po karabelÄ™ leżącÄ… przykobiercu, ale żaden zbudzić siÄ™ nie mógÅ‚; przyÅ›wiecili im rozbójnicy takim Å›wiatÅ‚em, któresen nierozbudzony kÅ‚adzie na oczy każdego.UskoczyÅ‚ od każdego anioÅ‚ stróż w tej chwili,zaÅ‚amaÅ‚ rÄ™ce i patrzaÅ‚ boleÅ›nie na Å›piÄ…cych, którym godzina ostatnia już biÅ‚a, a żaden modli-twÄ… duszy swej zbawić nie mógÅ‚.A niewiasta jakby przykuta klÄ™czaÅ‚a, stanęły jej oczy ko-Å‚em, krew w żyÅ‚ach z przestrachu zamarzÅ‚a.Ona usnąć nie mogÅ‚a, bo zbójcy nie zapalili piÄ…-tego palca, nie chuchnÄ™li w piÄ…tÄ… szklankÄ™! Przeznaczyli jÄ… na Å›wiadka mordu i dla ocaleniasiebie.Teraz drugi zbójca dobyÅ‚ noża zza pasa i szedÅ‚ Å›miaÅ‚o do Å›piÄ…cych.Niewiasta obÅ‚Ä…kanymwzrokiem Å›cigaÅ‚a każde stÄ…pienie mordercy.Pierwszy leżaÅ‚ jej mąż; chciaÅ‚a krzyknąć, alegÅ‚os zgrozy, boleÅ›ci, rozpaczy, szarpaÅ‚ jej serce, rozparÅ‚ piersi i w gardle utonÄ…Å‚.Zbójca uto-piÅ‚ w piersiach gÅ‚Ä™boko nóż, trysnÄ…Å‚ strumieÅ„ krwi szeroki, zalaÅ‚ oczy mordercy, ale je prÄ™dkootarÅ‚ wyciÄ…gniÄ™tym trzosem ze skóry Å‚osiej.Trzech innych podobnie zabiÅ‚, a gdy zabraÅ‚ trzo-sy peÅ‚ne zÅ‚ota, z nożem skrwawionym zbliżyÅ‚ siÄ™ do patrzÄ…cej niewiasty.Drugi zbójca zaÅ›wieciÅ‚ jej przy twarzy: oblicze jej byÅ‚o blade jak chusta, usta czarne, oczykoÅ‚em staÅ‚y.RÄ™ce na piersiach zÅ‚ożone jakby do modlitwy.Wtedy nóż jej skrwawiony w rÄ™kÄ™wÅ‚ożyÅ‚, a krwiÄ… ciepÅ‚Ä… oblicze i szaty pomazaÅ‚.DaÅ‚ znak, rÄ™ka trupia upadÅ‚a na ziemiÄ™, zaga-sÅ‚a, a ciemność zalegÅ‚a caÅ‚Ä… komnatÄ™.Nazajutrz dzieÅ„ dÅ‚ugo spali biesiadnicy, ale gdy w koÅ›ciele oddzwoniono na mszÄ™ Å›wiÄ™tÄ…,gospodarz wezwaÅ‚ goÅ›ci swoich na Å›niadanie, by po nim wszyscy poszli do koÅ›cioÅ‚a.ZeszlisiÄ™ sÄ…siedzi, ale krewniaków nie widać; gospodarz wysyÅ‚a pachoÅ‚ka, ten zastaje drzwi poza-mykane.WysÅ‚any hajduk drzwi wybiÅ‚, okiennice roztworzyÅ‚, lecz ujrzawszy cztery trupy ikrwiÄ… oblane kobierce, z krzykiem przestrachu ucieka.Na ten gÅ‚os trwogi zbiegajÄ… wszyscy,okrzyk zgrozy i zemsty podnosi każdy.Na przypiecku klÄ™czaÅ‚a niewiasta zbroczona we krwi,trzymajÄ…c w rÄ™ku nóż morderczy.ByÅ‚a blada jak chusta, oczy staÅ‚y koÅ‚em, usta czarne jakwÄ™giel przygryzaÅ‚a w milczeniu; byÅ‚ to znak jedyny, że żyje.PorywajÄ… jÄ…, Å›ciÄ…gajÄ…, niektórzy krzyczÄ…: to zbójczyni! drudzy: chyba jÄ… bies opÄ™taÅ‚! Jedengospodarz zawoÅ‚aÅ‚: to być nie może, zacna to i poczciwa biaÅ‚ogÅ‚owa, ale szataÅ„ska jest w tymsprawa.Ale obrona jego byÅ‚a daremnÄ…, ujÄ™ta z nożem, nie wyrzekÅ‚szy sÅ‚owa na swojÄ… obronÄ™, ska-zanÄ… zostaÅ‚a na Å›ciÄ™cie.Na podwórzu tego dworu w tydzieÅ„ potem wzniesiono rusztowanie, wokoÅ‚o czystym usy-pano piaskiem.Sprowadzony kat z miasta zrzuciÅ‚ pÅ‚aszcz pÄ…sowy, zawinÄ…Å‚ od takiejże kurtyrÄ™kawy, dobyÅ‚ szerokiego miecza i czekaÅ‚ na swojÄ… ofiarÄ™.Nieszczęśliwa niewiasta w Å›wiÄ™tej spowiedzi pierwszy raz przemówiÅ‚a, kapÅ‚an ze drże-niem sÅ‚uchaÅ‚ jej opowiadania., wierzyÅ‚ wprawdzie, ale jÄ… zbawić nie mógÅ‚.DÅ‚ugo potemrozmawiaÅ‚ z gospodarzem domu, który ruszyÅ‚ ze znacznym orszakiem czeladi dworskiej i33sÄ…siadów; od wczoraj oczekiwano go na próżno.Kat siÄ™ niecierpliwiÅ‚, schowaÅ‚ miecz do po-chwy, narzuciÅ‚ pÅ‚aszcz na ramiona, ale nie schodziÅ‚ z rusztowania, bo godzina dozwolonajeszcze przez sÄ…d, co czekaÅ‚ na powrót dziedzica, wkrótce uderzy.Od boru i lasu tuman kurzawy powstaje, pierwszy gospodarz sadzi na koniu, co wyskoczy,za nim drużyna sÄ…siadów, czeladz otacza jakiÅ› wóz z dobytymi szablami.Godzina naznaczana bije, prowadzÄ… skazanÄ… niewiastÄ™ na rusztowanie.Kat zrzuciÅ‚pÅ‚aszcz, dobyÅ‚ miecza.UklÄ™kÅ‚a wtedy niewiasta, wzniosÅ‚a do nieba oczy, rumieniec wybiÅ‚ nablade lica, a zÅ‚ożywszy rÄ™ce wyrzekÅ‚a mocnym a spokojnym gÅ‚osem: Umieram niewinna, prÄ™dzej poÅ‚Ä…czÄ™ siÄ™ z moim mężem i panem.Kat zamierzyÅ‚ siÄ™, spuÅ›ciÅ‚ miecz, gÅ‚owa spadÅ‚a. BÄ…dz zbawiona, nieszczęśliwa biaÅ‚ogÅ‚owo! pokój twej niewinnej duszy! zawoÅ‚aÅ‚ ka-pÅ‚an.Od bramy okrzyk bije, krzyczy pan dworu, krzyczÄ… sÄ…siedzi jednym gÅ‚osem: Stójcie!stójcie! ona niewinna!I wpadajÄ… jezdzcy, zaÅ‚amali dÅ‚onie w rozpaczy, że spóznili chwilÄ™, nadjeżdża czeladz ota-czajÄ…ca wozy, a w nich skrÄ™powanych leży dwunastu zbójców.Wyznali wszystko, jakichczarów używali, na tym samym wiÄ™c rusztowaniu straceni zostali.Kiedy ciaÅ‚o niewinnie za-bitej wÅ‚ożono w trumnÄ™, a po nabożeÅ„stwie na Å›wiÄ™tej ziemi cmentarza grzebano, nim dółcaÅ‚y zasmucona drużyna przyjaciół i sÄ…siadów zasypaÅ‚a, wyleciaÅ‚ z niej biaÅ‚y jak Å›nieg goÅ‚Ä…-bek, bujaÅ‚ chwilÄ™ nad mogiÅ‚ami i nad wieżą koÅ›cioÅ‚a, a potem znikÅ‚ w obÅ‚okach.ByÅ‚a to du-sza niewinnej a pobożnej niewiasty.17.WALIGÓRA I WYRWIDB%7Å‚ona jednego myÅ›liwca zbierajÄ…c w lesie jagody porodziÅ‚a tam blizniÄ™ta; a obadwa bylichÅ‚opcy, sama zaraz wnet umarÅ‚a.Zostawione niemowlÄ™ta nie karmiÅ‚a żadna z niewiast: jednego karmiÅ‚a wilczyca, a drugie-go niedzwiedzica.Co wykarmiÅ‚a wilczyca, ten siÄ™ nazwaÅ‚ Waligóra; drugi WyrwidÄ…b siÄ™ na-zwaÅ‚.Pierwszy siÅ‚Ä… waliÅ‚ góry, drugi jakby kÅ‚osy zboża najtęższe wyrywaÅ‚ dÄ™by.%7Å‚e siÄ™ kochali wzajemnie, wychodzili na wÄ™drówkÄ™, by obchodzić Å›wiat szeroki.IdÄ… przezpuszczÄ™ ciemnÄ… dzieÅ„ jeden i drugi, w dniu siÄ™ trzecim zatrzymali, bo drogÄ™ zaparÅ‚a góra iskalista, i wysoka. Co my zrobiem teraz, bracie? WyrwidÄ…b smutnie zawoÅ‚a. Nie troskaj siÄ™, bracie miÅ‚y, ja tÄ™ górÄ™ precz odrzucÄ™, by nam droga wolnÄ… byÅ‚a.I podpiera jÄ… plecami i przewraca górÄ™ z trzaskiem; odsunÄ…Å‚ jÄ… na pół mili.Poszli sobiezatem dalej.IdÄ… prosto, aż dÄ…b wielki stoi na Å›rodku drogi; zatrzymuje ich w pochodzie.WyrwidÄ…bwiÄ™c naprzód idzie, obejmuje go rÄ™koma, wyrywa z caÅ‚ym korzeniem i rzuca na bliskÄ… rzekÄ™.Ale chociaż tacy mocni, nogi przecież utrudzili, wiÄ™c pod lasem odpoczÄ™li.Jeszcze sen nieskleiÅ‚ powiek, patrzÄ…, aż maÅ‚y czÅ‚owieczek leci ku nim, lecz tak prÄ™dko, że ptak żaden nizwierz żaden nie potrafiÅ‚by go zgonić.Zdziwieni wstajÄ… na nogi, gdy on czÅ‚eczek w ptasim locie zatrzymuje siÄ™ przed nimi. Jak siÄ™ macie, parobczaki! rzekÅ‚ wesoÅ‚o i radoÅ›nie widzÄ™, żeÅ›cie utrudzeni, jeÅ›li wolawasza bÄ™dzie, w jednej chwili was zaniosÄ™ tam, gdzie jeno zażądacie.RozwinÄ…Å‚ piÄ™kny kobierzec. No, siadajcie spoÅ‚y ze mnÄ…!34WyrwidÄ…b wiÄ™c z WaligórÄ… usiedli wygodnie na nim.CzÅ‚eczek klasnÄ…Å‚, a kobierzec niesieich, by ptak na skrzydÅ‚ach. Zapewne was to dziwiÅ‚o? czÅ‚eczek maÅ‚y znowu rzeknie żem tak prÄ™dko biegÅ‚ poziemi: widzicie, oto trzewiki, com dostaÅ‚ od czarownika; kiedy wdziejÄ™, wtedy biegnÄ™: cokrok to mila, co skoczÄ™ to dwie.Waligóra prosi tedy, WyrwidÄ…b Å‚Ä…czy swe proÅ›by, by daÅ‚ po jednym trzewiku, bo chociażsÄ… tacy mocni, jednak droga nogi trudzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]