[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli powiem im prawdę, zranię ojca, a w najlepszym razie okryję go wstydem.Nawet jeśli uda mi się nakłonić je do milczenia, i tak wszystko wyjdzie na jaw.A więc?Nie wiem.Ale zastanowię się nad tym.No, teraz mówisz jak Vanyel, którego Wybrałam.- Ton jej myśli był ciepły i pełen aprobaty.- Już nie tylko “reagujesz".Niebiosa, w czasie ostatniego roku zupełnie ogłuchłem i ośle­płem, prawda?No cóż.to prawda.Miałeś ku temu powody, ale.Vanyel z wolna pokiwał głową.Przez ostatni rok przybyło mi wiele przyzwyczajeń.Właśnie.Nie możesz pozwolić, aby rządziło tobą serce i przy­zwyczajenia.Będąc tym, kim jesteś, i władając mocą, którą wła­dasz, nie możesz się im poddawać.Wyobraź sobie, co by się stało, gdybyś reagował emocjonalnie na polu bitwy.Wyobraź sobie, co by było, gdyby twym postępowaniem kierowały odru­chy, a nie zasady taktyki.Wyobraził to sobie.I wzdrygnął się.Podróżując tą drogą, zawsze zatrzymywał się w Gospodzie w Pół Drogi.Jej nazwa była świadomie utworzonym kalambu­rem, zajazd bowiem znajdował się w samym środku lasu, który odgradzał Forst Reach od reszty królestwa.W pewnym sensie to tutaj rozpoczęła się droga Vanyela do życia, jakie wiódł teraz.Gospoda ta bez wątpienia odnoto­wała jego przejście do innego świata, gdyż młody Vanyel Ash­kevron, więzień niemalże swej eskorty, nie wzbudzał kiedyś za­interesowania takiego, jakim teraz otaczano maga heroldowi Vanyela.Zajazd był wręcz ogromny i gdy wszystko toczyło się normal­nym rytmem, rzadko który podróżny miał okazję spotkać wła­ściciela.Herold jednakże stanowił wyjątek.Gospodarz zajazdu osobiście zaspokajał każdą zachciankę Vanyela, co wcale nie znaczy, że było ich wiele.Sam zajazd zaś był wystarczająco prze­stronny i wygodny nawet dla tych, którzy nie zasługiwali na uwagę tak szczególną jak Vanyel.Tutaj nie odnoszono się do niego z takim uwielbieniem jak w innych gospodach na trasie jego podróży.Vanyel był “tutej­szy", a ludzie związani z zajazdem i większość tych, którzy wła­śnie się tu zatrzymali, znali jego rodzinę i posiadłość.Zamiast z uniżoną czcią, odnosili się do niego raczej z dumą, że w ja­kimś sensie przynależy on do nich; jak gdyby blask czynów, których Vanyel dokonał, promieniował zarazem i na nich, a sła­wa, którą zdobył, i im przynosiła sławę.Wyglądało to zupełnie tak, jak gdyby mieli oni jakiś swój udział w przeobrażeniu się Vanyela w człowieka, którym był teraz.W jakimś sensie może istotnie mieli w tym jakiś swój udział.Gdyby wydarzenia, do których doszło tutaj, nie sprawiły, że poczuł się tak bardzo wyobcowany z reszty świata, może jego reakcja na Tylendela nie byłaby tak silna.Wyjechali z Gospody w Pół Drogi zaraz po wschodzie słońca z nadzieją, że dotrą do Forst Reach najpóźniej wczesnym popo­łudniem.Ostatni odcinek drogi do domu Vanyel zawsze poko­nywał w niebywale krótkim czasie.ale zawsze też opuszczał dom jeszcze szybciej niż przyjeżdżał.Mimo to, nim od chwili wyjazdu upłynęła jedna miarka świe­cy, a pod drzewami panowała jeszcze ciemność, Vanyel zatrzy­mał Yfandes.W powietrzu unosił się zapach wilgoci zabarwio­ny wonią gnijących liści z domieszką piżma.Nie śpiewały ptaki i nic nie wprawiało w szelest suchych liści na ziemi w dole ani gałęzi drzew w górze.Ten las zawsze był milczący; jednakże tego poranka jego cisza zdawała się aż nazbyt głęboka.Coś tu Jest nie tak - powiedział Vanyel, wyprostowując się w siodle i nieco szczelniej otulił się płaszczem.Też to wyczuwam - zgodziła się Yfandes - ale jest to coś ledwie dostrzegalnego.Ten las - bez nazwy, o ile Vanyel sobie przypominał - prze­rażał go, doprowadzając niemal do histerii, gdy podróżował przezeń po raz pierwszy.Teraz wiedział dlaczego.Miejsce to przesycone było magią, prastarą magią w rodzaju tej, którą po­sługiwali się mieszkańcy Tayledras; magią, z której tak czę­sto oczyszczali ziemię, przysposabiając ją do bardziej “zwyczaj­nego" ludzkiego osadnictwa.Była to magia, która czyniła Wzgórza Pelagris miejscem nawiedzanym przez odmieńców.Każdy, kto posiadał choćby dar magii, odczuwał jej działanie wystarczająco silnie, by natychmiast ogarnął go smutek i nie­pokój.Jednakże tutejsza magia przez długi czas pozostawała uśpiona.Sprawdzę to - powiedział Vanyel i zamknął oczy.Potem za­głębił się w otchłań energii i wynurzył się.Magia wciąż tam była.ale teraz drzemała jeszcze głębiej pod powierzchnią lasu, głębiej niż wówczas, gdy Vanyel przejeż­dżał tędy poprzednio.Teraz, gdy jego dar był już w pełni wy­kształcony, Vanyel dostrzegał nawet pewne ślady mówiące o tym, że biegli z Tayledras już przynajmniej dwukrotnie od­prowadzali stąd energię.To z kolei oznaczało, że jej natężenie powinno być “bezpieczne".Sokoli Bracia, gdy opuszczali ja­kieś miejsce, nigdy nie pozostawiali po sobie nie ujarzmionych magicznych mocy.Ale oni odeszli z tego terenu już dawno temu, bardzo dawno temu, i równie dawno przeprowadzili swe zabiegi odprowadza­nia energii magicznej.W istocie magia wciąż była uśpiona i tkwiąc głębiej niż ko­rzenie.drzew, nadal pozostawała trudno dostępna.Lecz jej sen był niespokojny.Wszelkie rodzaje magii były w jakiś sposób sobie pokrewne i wszystkie łączyły się ze sobą, dzięki czemu możliwe było używanie zaklęcia Bramy.Mała odległość pomię­dzy sąsiadującymi ze sobą ogniskami poszczególnych odmian magii oznaczała silniejszy związek między nimi, a zachwianie równowagi w jednym miejscu odbijało się podobnym zachwia­niem na innym obszarze.Vanyel wyczuwał, że doszło tutaj do takiego właśnie zabu­rzenia.Rezonans z innym węzłem energii gdzieś daleko.naj­prawdopodobniej po drugiej stronie granicy, zapewne w Bares, zważywszy na fakt, że tamtejsza rodzina panująca składa się z samych magów.Coś gdzieś z wielką mocą zakłócało stabil­ność pokrewnego pola energetycznego, a pole znajdujące się w tutejszym lesie odpowiadało na to zaburzenie podobnie jak reaguje struna lutni, gdy szarpniemy strunę sąsiednią.Lecz odległość była zbyt wielka, a rezonans za trudny do wychwycenia, aby Vanyel potrafił ocenić, kto za tym stoi albo gdzie znajduje się źródło zakłóceń i jak wykorzystywana jest uzyskana w ich wyniku energia.Chociaż.Vanyel ocknął się z transu i namyślając się, przygryzł wargi.Yfandes, wyczułaś coś?Nie więcej niż ty - odparła z niepokojem, ruszając z miejsca bez zachęty Vanyela.- Poza tym, że źródło tego wszystkiego jest czymś złym.Nie zamierzam cię prosić, abyś próbowała dotrzeć tam, gdzie ja nie potrafią sięgnąć, ale mnie też się to nie podoba.Zwłaszcza teraz, gdy na granicy jest tak niespokojnie.Zaczynam się zastanawiać, czy aby ktoś nie usiłuje przeforsować jakichś swych planów.a jeśli tak, to co robi i do czego zmierza.Powiedz o tym Lissie.Tylko tyle możesz teraz zrobić.Vanyel z niepokojem rzucił okiem na prawo i lewo.Obawiam się, że masz rację, moja kochana - przyznał, - Obawiam się, ze masz rację [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl