[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.On i ja.jesteśmy jak jeden.Dlatego wiem, że mnie nie wystawi.Wkrótce zapadnie noc.Zgasną światła i znowu zacznie się koszmar.- A więc pozostaje mi tylko czekać? - zapytał Cleve.Billy skinął głową.- Zawołam go, a potem zobaczymy.Zawoła go? - pomyślał Cleve.Czyżby przywoływał go każdej nocy? Czy dlatego stawał pośrodku celi z zamkniętymi oczami i twarzą zwróconą do okna? Jeśli tak, to mógł go powstrzymać!Zapadał zmrok.Cleve leżał na pryczy i zastanawiał się, czy czekać i sprawdzić, co z tego wyniknie, czy lepiej przejąć kontrolę nad sytuacją i uniemożliwić temu staremu draniowi powrót do świata żywych.Wyjaśnienia nic mu nie pomogą.Jego agresja zostanie zrozumiana jako agresja.Jeśli jednak przeszkodzi chłopakowi w przywołaniu Edgara Taita - koszmar skończy się.Zgasły światła.Jedni więźniowie kładli się spać, inni planowali dalszą karierę po wyjściu na wolność.Cleve wsłuchiwał się w oddech Taita.Czas wlókł się niemiłosiernie.Wkrótce wszystko ucichło.Prawdopodobnie Billy wstrzymał oddech i również słuchał.Ale czekał na próżno.Nie zamknie oczu i nie pozwoli zaskoczyć się we śnie.Nie był świnią prowadzoną pod nóż rzeźnika.Poruszając się możliwie najostrożniej, by nie zwrócić na siebie uwagi, Cleve rozpiął pasek u spodni i zdjął go.W razie potrzeby mógł skrępować nim chłopaka.Czekał.Tej nocy wdzięczny był innym za hałasy - śmierć Lowella wywołała panikę - dzięki nim nie usnął.Billy wstał z pryczy dopiero po dwóch godzinach.Właśnie minęła północ.Cleve znów usłyszał jego oddech.Spod przymkniętych powiek widział, jak Billy zakrada się na stałe miejsce naprzeciw okna.Nie ulegało wątpliwości, że zamierza przywołać dziadka.Gdy Billy zamknął oczy, Cleve usiadł, odrzucił koc i ześliznął się z pryczy.Chłopak nie zareagował.Zanim się zorientował, Cleve skoczył w jego stronę, odciągnął go pod ścianę i zakrył mu usta dłonią.- Nic z tego - wysyczał.- Nie mam zamiaru skończyć jak Lowell.Billy szarpnął się, ale Cleve był dużo silniejszy od niego.- Nie przyjdzie tej nocy - powiedział, spoglądając mu w oczy - bo nie możesz go zawołać.Billy za wszelką cenę próbował uwolnić się - kopał, bił na ślepo rękami i gryzł.Cleve, mimo woli, rozluźnił uścisk i chłopak dwoma susami dopadł okna.Z jego gardła wydobywały się dźwięki dziwnej pieśni.Po twarzy spływały mu łzy.Cleve odciągnął go ponownie.- Zamknij się! - wycedził przez zęby, lecz Billy nie przestawał.Cleve z całej siły uderzył go w twarz.- Zamknij się! - powtórzył, ale bez skutku.Rytm pieśni zmieniał się, a on dalej bił.Wtem w celi pojawił się cień.Ogarnęła go panika.Bez zastanowienia uderzył Billy'ego pięścią.Chłopak zatrzymał się na ścianie i osunął na podłogę.Trzeba było od tego zacząć - pomyślał Cleve.Rozejrzał się nerwowo.Cień majaczył niewyraźnie, ale sam nie mógł zmaterializować się do końca.Serce biło mu jak młot.Przeniósł Billy'ego na pryczę.Był nieprzytomny, więc Cleve miał trochę czasu na skrępowanie go.Wykorzystał paski do spodni i koszulę, którą zerwał z chłopaka.Wepchnął mu do ust zwinięty rękaw i przywiązał do pryczy.Zajęło mu to zaledwie kilka minut.Po chwili Tait odzyskał przytomność i rozejrzał się zdziwiony.Kiedy zorientował się w sytuacji - zaczął się szarpać, jednak nic mu to nie pomogło.- Nie, Billy - mruknął Cleve, przykrywając go kocem, bo patrolujący oficer mógł coś zauważyć.- Dzisiejszej nocy nie przywołasz go.Wszystko, co ci powiedziałem, jest prawdą.- Ujął jego szczupłą twarz w dłonie.- Billy, on nie jest twoim przyjacielem.To ja nim jestem.Zawsze byłem.- Chłopak próbował się wyrwać, ale Cleve trzymał mocno.- Nie trać sił.Zapowiada się długa noc.Zostawił go na pryczy, a sam przycupnął pod ścianą.Była to jedyna pozycja, w której nie mógł zasnąć.Uspokoił się nieco.Billy przestał walczyć.Chyba zrozumiał, że nie ma szans.Wokół panowała cisza.Cleve siedział w smudze światła wpadającego przez okno i obserwował go.Spojrzał na zegarek.Dochodziła 1.00.Kiedy nadejdzie poranek? Jeszcze co najmniej pięć godzin.Światło, jak magnes, przyciągnęło jego spojrzenie.Hipnotyzowało go.Czas upływał powoli, a ono nie zmieniało się.Oficer wciąż patrolował piętra.Gdyby zatrzymał się przy celi, Billy mógłby wszcząć alarm, ale nic takiego nie wydarzyło się.Byli sami.Cleve zastanawiał się, czy kiedykolwiek uwolni się od cienia depczącego mu po piętach, a Billy kombinował, jak wezwać dziadka.Minęła szósta - do świtu została tylko godzina.Cleve przypomniał sobie słowa Bishopa, że ciała pogrzebane w tutejszej ziemi nie zmieniają się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]