[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Silver, powiedz temu lunatykowi, że jeśli jeszcze raz spróbuje czegoś podobnego, to go zabiję - przerwał ją rzeczowo Marco.Kin z trudem zmusiła palce, by przestały kurczowo wpijać się w pokrytą geometrycznym wzorkiem materię.- Trochę dyplomacji - syknęła przez zaciśnięte zęby.-I delikatności! Powiedz mu, że następnym razem połamię mu osobiście ręce i trwale uszkodzę w inny sposób!Efektem były dwie beczki i potrójna pętla.Kontrola głosowa, półkoliste pole ochronne i maniak akrobacji powietrznej na latającym dywanie - to ciężko strawna mieszanka.Dla uspokojenia Kin zaczęła się zastanawiać, jak Marco zamierza ukraść dywan.Przelecieli nad płaskimi dachami miasta, którego mieszkańcy tłoczący się w ciasnych uliczkach zaszczycali ich jedynie przelotnymi spojrzeniami, nie przerywając wykonywanych czynności.Najwyraźniej latające dywany były tu na porządku dziennym.Kierowali się w stronę jednego z pałaców - białej, kwadratowej budowli zwieńczonej kopułą fiankowaną dwiema ozdobnymi wieżami.Całość otoczona była też ozdobnym, ale solidnym murem, za którym rozciągał się ogród.I to dopiero było dziwne.- Budynek musi mieć własne źródło wody - powiedziała głośno Kin.- Dlaczego? - zdziwił się Marco.- Bo wszędzie wokół jest susza, a ten ogród w najlepsze się zieleni.- Nie jest to dziwne, jeśli stary rzeczywiście jest budowniczym dysku.W co wątpię.- Ja też - dodała Silver.- Mimo że steruje dywanem dobrze, a nasze skafandry wzbudziły w nim chciwość, nie podziw.Być może istnieje tu jakieś hermetyczne bractwo przekazujące z pokolenia na pokolenie urządzenia, które potrafią obsługiwać, ale budowy czy zasady ich działania nie rozumieją.Coś jak dzikus doskonale kierujący samochodem i przekonany, że napędzają go małe konie zgromadzone pod maską.Ali Baba wylądował, idealnie wręcz prowadząc dywan przez balkon i łukowato sklepione wejście do wysokiej komnaty.Dywan zawisł o cale nad mozaikową podłogą i opadł łagodnie, zmieniając się w zwykłą dekorację.Gospodarz zeskoczył zeń żwawo i zaklaskał.Nim pozostali zwolnili kurczowe chwyty i rozplatali kończyny, co było trochę czasochłonne, szczególnie w wypadku kunga, do komnaty wszedł służący z ręcznikami i misami.- Lepiej, żeby to była czysta woda - warknął Marco.- Bo zamierzam ją wypić.Wsadził głowę do najbliższej misy, wywołując konsternację wśród służby.Silver zakończyła ją, biorąc inną michę i po obwąchaniu wlewając jej zawartość w otwarte usta.Kin napiła się bardziej kulturalnie, a w tym, co zostało, umyła twarz i dłonie, rozglądając się przy okazji.Pomieszczenie było prawie pozbawione mebli, jeśli nie liczyć niskiego stolika o grubym, kryształowym blacie i kilku parawanach pod jedną ze ścian.Najbardziej przypominało ozdobne pudełko o ścianach i posadzce zdobionej geometrycznymi i roślinnymi wzorami.Kiedy skończyła, Ali i służba wyszli.- Woda była lodowata - oznajmiła Silver, rozglądając się - i pływały w niej kryształki lodu.Woda z lodem oznacza cywilizację.- W każdym normalnym miejscu oznaczałaby lodówkę - zgodziła się Kin.- Ale tu może oznaczać lodowego demona.Marco stanął na dywanie, obejrzał go dokładnie i powiedział słowo.- Pewnie jest zaprogramowany na głos właściciela.-Silver nawet nie odwróciła głowy.Marco zaklął i zszedł z dywanu.Zza parawanu wymaszerował Ali, niosąc na czerwonej poduszce niewielkie, czarne pudełko.Towarzyszyło mu dwóch służących z dobytymi szablami.Ali spojrzał zezem na Silver i powiedział z trudem parę słów po łacinie.- Zamierza przywołać hm.tego-który-mówi-wszystkimi-językami - przetłumaczyła.- Przynajmniej tak mi się wydaje.Delikatnie położył poduszkę na podłodze i otworzył pudełko.Kin zaskoczona obserwowała, jak wyjmuje niewysoki, pękaty czajniczek do herbaty wykonany ze starego złota.Wytarł go rękawem i odstawił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]