X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.�w cień szeptał, że gdy chłopak się do nich przyłączy, to już nigdynie dozna bólu.Richard chciał się odezwać, zadać cieniom wiele pytań  lecz na-gle uznał, że to bezcelowe i mało ważne.Powinien się oddać w opiekę cieniom,a wszystko będzie dobrze.Chciał tego.Chłopak odwrócił się, poszukał wzrokiem Kahlan, chciał ją ze sobą zabrać,podzielić z nią spokój i ukojenie.Powróciły wspomnienia o dziewczynie, choćszepty namawiały go, by nie zwracał uwagi na owe myśli.Przeszukiwał wzro-kiem stok pokryty ciemnym rumowiskiem.Niebo zaczynało się rozjaśniać, zbliżałsię świt.Na tle różowiejącego nieba widniały czarne cienie drzew, koniec stokubył tuż, tuż.Richard nigdzie nie widział Kahlan.Cienie nawoływały go, szep-cząc natarczywie.Wspomnienia dziewczyny płynęły w myślach Poszukiwacza.Znienacka pojawił się płomień strachu i wypalił szepty w jego umyśle. Kahlan!  wrzasnął Richard.Odpowiedz nie nadeszła.Czarne, martwe ręce wyciągnęły się po chłopaka.Twarze cieni chwiały sięjak opary nad wrzącymi truciznami.Ochrypłe głosy wołały jego imię.Cofnął się,byle dalej od nich. Kahlan!  krzyknął ponownie.Sięgały po niego dłonie, a te niby  dotknięcia wywoływały przerazliwy ból.Richard znów się cofnął, ale tym razem za jego plecami wyrosła czarna ściana.Cienie próbowały go tam wepchnąć.Rozglądał się za Kahlan.Tym razem bólcałkiem go otrzezwił.Chłopak zdał sobie sprawę z tego, gdzie jest i co się dzieje,i przeraził się.Potem zapłonął gniewem.Wyszarpnął miecz  i gniew oręża połączył się z jego furią.Richard zaata-kował cienie.Te, które ciął mieczem, rozpływały się, wirując jak dym na wietrze,i niknęły ze skowytem.Miał nowych przeciwników.Uderzał raz po raz, lecz nad-chodziły i nadchodziły, jakby ich była nieskończona liczba.Richard ciął jednecienie, a wówczas te z drugiej strony sięgały po niego i czuł palący ból, dopókisię ku nim nie odwrócił.Zastanawiał się, co by się stało, gdyby w końcu zdołałygo dotknąć  czy tylko poczułby ból, czy też natychmiast by umarł.Odsunął sięod ściany mroku, ścinając przy tym cienie.Postąpił jeszcze krok, tnąc je z wście-kłością.Richard stał i niszczył cienie, w miarę jak napływały.Bolały go ręce i ple-cy, serce łomotało.Pot zalewał twarz.Chłopak był wyczerpany.Musiał utrzymaćpozycję, bo nie było dokąd uciekać, lecz zdawał sobie sprawę, że nie wytrzymatego bez końca.Wrzaski i skowyty wypełniały noc, a cienie ochoczo szły podmiecz.Cała ich grupka rzuciła się w przód, zmuszając chłopaka, żeby się cofnął,211 zanim na nie uderzy.Czarna ściana znów wyrosłą za plecami Richarda.Sięgnęłypo niego mroczne stwory z tamtego świata, krzycząc przerażająco.Nie mógł sięodsunąć od ściany  atakowało go zbyt wiele cieni.Mógł tylko trwać w miejscu.Bolesne dotknięcia, dotknięcia rąk cieni wyczerpywały go coraz bardziej.Wie-dział, że przepchną go przez ścianę do zaświatów, jeżeli uderzą szybko i licznie.Walczył mechanicznie bez końca.Gniew przeradzał się w panikę.Mięśnie ręki dzierżącej miecz płonęły z bólu.Richardowi się zdawało, że cienie chcą go zmęczyć liczebnością.Czuł, że słuszniesię powstrzymywał przed użyciem miecza, bo to by im tylko zaszkodziło.Leczteraz nie miał wyboru.Musiał dobyć miecza, żeby ich ocalić.Przecież nie ma nas, pomyślał nagle chłopak.Kahlan zniknęła.Był tylko on.Pracował nieprzerwanie mieczem i dumał, czy z dziewczyną było podobnie, czyi ją oczarowały szepty cieni, czy cienie jej dotknęły i zmusiły do przejścia przezścianę.Przecież Kahlan nie miała miecza.To on, Richard, przyrzekł, że będziejej bronić.Ponownie zapłonął gniewem.Kahlan w mocy cieni, wepchnięta w za-światy! Furia chłopaka zlała się w jedno z magicznym gniewem Miecza Prawdy.Z nową siłą uderzył na cienie.Płomienna nienawiść sprawiła, że ciął je szybciej,niż napływały.Ruszył więc ku nim.Skowyty agonii zlały się w jeden wielogłoso-wy wrzask bólu.Richard parł wściekle naprzód, a myśl o tym, co zrobiły Kahlan,budziła w nim furię.Chłopak początkowo nie zauważył, że cienie przestały go atakować i tylko sięunosiły w powietrzu.Schodził ścieżką pomiędzy ścianami granicy i ścinał te, któ-re napotykał.Najpierw nie uciekały przed mieczem, potem zaczęły się przesuwaćjak pasemka dymu.Wpływały w ściany granicy, tracąc w nich owa zielonkawąpoświatę, i zmieniały się w mroczne stwory z tamtej strony.Richard zatrzymał sięw końcu, zdyszany i obolały.Oto czym były  nie ludzie cienie, lecz stwory spoza granicznej ściany, stwo-ry wychodzące stamtąd i porywające ludzi, tak jak chciały porwać i jego.Jak porwały Kahlan.Chłopak poczuł rozpacz i ból, łzy napłynęły mu do oczu. Kahlan  szepnął w chłodne powietrze poranka.Serce ściskało mu się z bólu.Zniknęła i to przez niego, bo zawiódł, bo prze-stał być czujny, nie bronił jej, zostawił na pastwę cieni.Dlaczego to się stałotak szybko? Tak łatwo? Przecież Adie go ostrzegała, mówiła, że go będą nawo-ływać.Czemu nie był bardziej ostrożny? Dlaczego nie poświęcił więcej uwagiostrzeżeniom starej kobiety? Wciąż i wciąż wyobrażał sobie strach i panikę Kah-lan, zaniepokojenie, że jego przy niej nie ma, błaganie, żeby jej pomógł.Jej ból.Jej śmierć.Płakał i desperacko pragnął cofnąć czas, by móc postąpić inaczej: zi-gnorować szepty cieni, nie puścić dłoni dziewczyny, ocalić Kahlan.Azy płynęłypo twarzy Richarda, a on wlókł miecz po ziemi, zbyt zmęczony, by go wsunąć212 do pochwy.Szedł na oślep.Kończył się skalny rumosz, zielona poświata zbladłai zniknęła  chłopak wszedł do lasu, na trakt.Ktoś szepnął jego imię, jakiś męski głos.Richard się zatrzymał i odwrócił.W poświacie granicy stał jego ojciec. Pozwól sobie pomóc, synku  szepnął.Richard patrzył nań twardym wzrokiem.Wstawał świt i zatapiał wszystkow wilgotnawej, szarawej poświacie.Jedyną barwną plamę stanowiła zielonkawaotoczka wokół cienia ojca, wyciągającego do niego ręce. Nie możesz mi pomóc  szepnął ochryple Richard. Owszem, mogę.Ona jest z nami.Teraz jest bezpieczna. Bezpieczna?  Chłopak postąpił krok ku ojcu. Tak, bezpieczna.Chodz, zabiorę cię do niej.Richard postąpił jeszcze kilka kroków, wlokąc za sobą miecz.Azy spływałymu po policzkach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl