[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ów cieÅ„ szeptaÅ‚, że gdy chÅ‚opak siÄ™ do nich przyÅ‚Ä…czy, to już nigdynie dozna bólu.Richard chciaÅ‚ siÄ™ odezwać, zadać cieniom wiele pytaÅ„ lecz na-gle uznaÅ‚, że to bezcelowe i maÅ‚o ważne.Powinien siÄ™ oddać w opiekÄ™ cieniom,a wszystko bÄ™dzie dobrze.ChciaÅ‚ tego.ChÅ‚opak odwróciÅ‚ siÄ™, poszukaÅ‚ wzrokiem Kahlan, chciaÅ‚ jÄ… ze sobÄ… zabrać,podzielić z niÄ… spokój i ukojenie.PowróciÅ‚y wspomnienia o dziewczynie, choćszepty namawiaÅ‚y go, by nie zwracaÅ‚ uwagi na owe myÅ›li.PrzeszukiwaÅ‚ wzro-kiem stok pokryty ciemnym rumowiskiem.Niebo zaczynaÅ‚o siÄ™ rozjaÅ›niać, zbliżaÅ‚siÄ™ Å›wit.Na tle różowiejÄ…cego nieba widniaÅ‚y czarne cienie drzew, koniec stokubyÅ‚ tuż, tuż.Richard nigdzie nie widziaÅ‚ Kahlan.Cienie nawoÅ‚ywaÅ‚y go, szep-czÄ…c natarczywie.Wspomnienia dziewczyny pÅ‚ynęły w myÅ›lach Poszukiwacza.Znienacka pojawiÅ‚ siÄ™ pÅ‚omieÅ„ strachu i wypaliÅ‚ szepty w jego umyÅ›le. Kahlan! wrzasnÄ…Å‚ Richard.Odpowiedz nie nadeszÅ‚a.Czarne, martwe rÄ™ce wyciÄ…gnęły siÄ™ po chÅ‚opaka.Twarze cieni chwiaÅ‚y siÄ™jak opary nad wrzÄ…cymi truciznami.OchrypÅ‚e gÅ‚osy woÅ‚aÅ‚y jego imiÄ™.CofnÄ…Å‚ siÄ™,byle dalej od nich. Kahlan! krzyknÄ…Å‚ ponownie.SiÄ™gaÅ‚y po niego dÅ‚onie, a te niby dotkniÄ™cia wywoÅ‚ywaÅ‚y przerazliwy ból.Richard znów siÄ™ cofnÄ…Å‚, ale tym razem za jego plecami wyrosÅ‚a czarna Å›ciana.Cienie próbowaÅ‚y go tam wepchnąć.RozglÄ…daÅ‚ siÄ™ za Kahlan.Tym razem bólcaÅ‚kiem go otrzezwiÅ‚.ChÅ‚opak zdaÅ‚ sobie sprawÄ™ z tego, gdzie jest i co siÄ™ dzieje,i przeraziÅ‚ siÄ™.Potem zapÅ‚onÄ…Å‚ gniewem.WyszarpnÄ…Å‚ miecz i gniew oręża poÅ‚Ä…czyÅ‚ siÄ™ z jego furiÄ….Richard zaata-kowaÅ‚ cienie.Te, które ciÄ…Å‚ mieczem, rozpÅ‚ywaÅ‚y siÄ™, wirujÄ…c jak dym na wietrze,i niknęły ze skowytem.MiaÅ‚ nowych przeciwników.UderzaÅ‚ raz po raz, lecz nad-chodziÅ‚y i nadchodziÅ‚y, jakby ich byÅ‚a nieskoÅ„czona liczba.Richard ciÄ…Å‚ jednecienie, a wówczas te z drugiej strony siÄ™gaÅ‚y po niego i czuÅ‚ palÄ…cy ból, dopókisiÄ™ ku nim nie odwróciÅ‚.ZastanawiaÅ‚ siÄ™, co by siÄ™ staÅ‚o, gdyby w koÅ„cu zdoÅ‚aÅ‚ygo dotknąć czy tylko poczuÅ‚by ból, czy też natychmiast by umarÅ‚.OdsunÄ…Å‚ siÄ™od Å›ciany mroku, Å›cinajÄ…c przy tym cienie.PostÄ…piÅ‚ jeszcze krok, tnÄ…c je z wÅ›cie-kÅ‚oÅ›ciÄ….Richard staÅ‚ i niszczyÅ‚ cienie, w miarÄ™ jak napÅ‚ywaÅ‚y.BolaÅ‚y go rÄ™ce i ple-cy, serce Å‚omotaÅ‚o.Pot zalewaÅ‚ twarz.ChÅ‚opak byÅ‚ wyczerpany.MusiaÅ‚ utrzymaćpozycjÄ™, bo nie byÅ‚o dokÄ…d uciekać, lecz zdawaÅ‚ sobie sprawÄ™, że nie wytrzymatego bez koÅ„ca.Wrzaski i skowyty wypeÅ‚niaÅ‚y noc, a cienie ochoczo szÅ‚y podmiecz.CaÅ‚a ich grupka rzuciÅ‚a siÄ™ w przód, zmuszajÄ…c chÅ‚opaka, żeby siÄ™ cofnÄ…Å‚,211zanim na nie uderzy.Czarna Å›ciana znów wyrosÅ‚Ä… za plecami Richarda.SiÄ™gnęłypo niego mroczne stwory z tamtego Å›wiata, krzyczÄ…c przerażajÄ…co.Nie mógÅ‚ siÄ™odsunąć od Å›ciany atakowaÅ‚o go zbyt wiele cieni.MógÅ‚ tylko trwać w miejscu.Bolesne dotkniÄ™cia, dotkniÄ™cia rÄ…k cieni wyczerpywaÅ‚y go coraz bardziej.Wie-dziaÅ‚, że przepchnÄ… go przez Å›cianÄ™ do zaÅ›wiatów, jeżeli uderzÄ… szybko i licznie.WalczyÅ‚ mechanicznie bez koÅ„ca.Gniew przeradzaÅ‚ siÄ™ w panikÄ™.Mięśnie rÄ™ki dzierżącej miecz pÅ‚onęły z bólu.Richardowi siÄ™ zdawaÅ‚o, że cienie chcÄ… go zmÄ™czyć liczebnoÅ›ciÄ….CzuÅ‚, że sÅ‚uszniesiÄ™ powstrzymywaÅ‚ przed użyciem miecza, bo to by im tylko zaszkodziÅ‚o.Leczteraz nie miaÅ‚ wyboru.MusiaÅ‚ dobyć miecza, żeby ich ocalić.Przecież nie ma nas, pomyÅ›laÅ‚ nagle chÅ‚opak.Kahlan zniknęła.ByÅ‚ tylko on.PracowaÅ‚ nieprzerwanie mieczem i dumaÅ‚, czy z dziewczynÄ… byÅ‚o podobnie, czyi jÄ… oczarowaÅ‚y szepty cieni, czy cienie jej dotknęły i zmusiÅ‚y do przejÅ›cia przezÅ›cianÄ™.Przecież Kahlan nie miaÅ‚a miecza.To on, Richard, przyrzekÅ‚, że bÄ™dziejej bronić.Ponownie zapÅ‚onÄ…Å‚ gniewem.Kahlan w mocy cieni, wepchniÄ™ta w za-Å›wiaty! Furia chÅ‚opaka zlaÅ‚a siÄ™ w jedno z magicznym gniewem Miecza Prawdy.Z nowÄ… siÅ‚Ä… uderzyÅ‚ na cienie.PÅ‚omienna nienawiść sprawiÅ‚a, że ciÄ…Å‚ je szybciej,niż napÅ‚ywaÅ‚y.RuszyÅ‚ wiÄ™c ku nim.Skowyty agonii zlaÅ‚y siÄ™ w jeden wielogÅ‚oso-wy wrzask bólu.Richard parÅ‚ wÅ›ciekle naprzód, a myÅ›l o tym, co zrobiÅ‚y Kahlan,budziÅ‚a w nim furiÄ™.ChÅ‚opak poczÄ…tkowo nie zauważyÅ‚, że cienie przestaÅ‚y go atakować i tylko siÄ™unosiÅ‚y w powietrzu.SchodziÅ‚ Å›cieżkÄ… pomiÄ™dzy Å›cianami granicy i Å›cinaÅ‚ te, któ-re napotykaÅ‚.Najpierw nie uciekaÅ‚y przed mieczem, potem zaczęły siÄ™ przesuwaćjak pasemka dymu.WpÅ‚ywaÅ‚y w Å›ciany granicy, tracÄ…c w nich owa zielonkawÄ…poÅ›wiatÄ™, i zmieniaÅ‚y siÄ™ w mroczne stwory z tamtej strony.Richard zatrzymaÅ‚ siÄ™w koÅ„cu, zdyszany i obolaÅ‚y.Oto czym byÅ‚y nie ludzie cienie, lecz stwory spoza granicznej Å›ciany, stwo-ry wychodzÄ…ce stamtÄ…d i porywajÄ…ce ludzi, tak jak chciaÅ‚y porwać i jego.Jak porwaÅ‚y Kahlan.ChÅ‚opak poczuÅ‚ rozpacz i ból, Å‚zy napÅ‚ynęły mu do oczu. Kahlan szepnÄ…Å‚ w chÅ‚odne powietrze poranka.Serce Å›ciskaÅ‚o mu siÄ™ z bólu.Zniknęła i to przez niego, bo zawiódÅ‚, bo prze-staÅ‚ być czujny, nie broniÅ‚ jej, zostawiÅ‚ na pastwÄ™ cieni.Dlaczego to siÄ™ staÅ‚otak szybko? Tak Å‚atwo? Przecież Adie go ostrzegaÅ‚a, mówiÅ‚a, że go bÄ™dÄ… nawo-Å‚ywać.Czemu nie byÅ‚ bardziej ostrożny? Dlaczego nie poÅ›wiÄ™ciÅ‚ wiÄ™cej uwagiostrzeżeniom starej kobiety? Wciąż i wciąż wyobrażaÅ‚ sobie strach i panikÄ™ Kah-lan, zaniepokojenie, że jego przy niej nie ma, bÅ‚aganie, żeby jej pomógÅ‚.Jej ból.Jej Å›mierć.PÅ‚akaÅ‚ i desperacko pragnÄ…Å‚ cofnąć czas, by móc postÄ…pić inaczej: zi-gnorować szepty cieni, nie puÅ›cić dÅ‚oni dziewczyny, ocalić Kahlan.Azy pÅ‚ynęłypo twarzy Richarda, a on wlókÅ‚ miecz po ziemi, zbyt zmÄ™czony, by go wsunąć212do pochwy.SzedÅ‚ na oÅ›lep.KoÅ„czyÅ‚ siÄ™ skalny rumosz, zielona poÅ›wiata zbladÅ‚ai zniknęła chÅ‚opak wszedÅ‚ do lasu, na trakt.KtoÅ› szepnÄ…Å‚ jego imiÄ™, jakiÅ› mÄ™ski gÅ‚os.Richard siÄ™ zatrzymaÅ‚ i odwróciÅ‚.W poÅ›wiacie granicy staÅ‚ jego ojciec. Pozwól sobie pomóc, synku szepnÄ…Å‚.Richard patrzyÅ‚ naÅ„ twardym wzrokiem.WstawaÅ‚ Å›wit i zatapiaÅ‚ wszystkow wilgotnawej, szarawej poÅ›wiacie.JedynÄ… barwnÄ… plamÄ™ stanowiÅ‚a zielonkawaotoczka wokół cienia ojca, wyciÄ…gajÄ…cego do niego rÄ™ce. Nie możesz mi pomóc szepnÄ…Å‚ ochryple Richard. Owszem, mogÄ™.Ona jest z nami.Teraz jest bezpieczna. Bezpieczna? ChÅ‚opak postÄ…piÅ‚ krok ku ojcu. Tak, bezpieczna.Chodz, zabiorÄ™ ciÄ™ do niej.Richard postÄ…piÅ‚ jeszcze kilka kroków, wlokÄ…c za sobÄ… miecz.Azy spÅ‚ywaÅ‚ymu po policzkach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]