[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Władca Chaosu wił się z bólu.Melnibonanin dostał się w końcu na sam136czubek i zatrzymawszy się na sekundę, z całej siły wbił Zwiastuna Burzy w błę-kitny kryształ!Od wewnątrz wstrząsnęły ciałem spazmatyczne drgawki.Z paszczy wydobyłsię przedśmiertny ryk, któremu triumfalnie zawtórował Elryk, gdy miecz runicznyprzekazał mu energię Pyaraya.Energii było tak dużo, że albinos razem z mieczemzostał odrzucony do tyłu.Poślizgnął się na pokładzie i zleciał z wysokości pra-wie stu stóp.Wylądował z hukiem i łoskotem, lecz dzięki energii, skumulowanejw ciele, nic mu się nie stało.Natychmiast się podniósł i już chciał wrócić na górę,gdy doleciał go głos Jagreena Lerna, który patrzył na niego z zainteresowaniem. W kabinie obok znajdziesz dla siebie prezent, Elryku!Rozdarty pomiędzy żądzą zemsty na Teokracie a chęcią zbadania kajuty, od-wrócił się i otworzył drzwi.Ze środka wydobył się okropny szloch. Zarozinia! wykrzyknął.Rzucił się do ciemnego pomieszczenia i ujrzałswoją żonę, lub raczej to, co z niej zostało.Jej kochane ciało zostało przemienione w tułów białego robaka.Nie zmienio-na została tylko głowa z tą samą piękną twarzą. Czy Jagreen Lern tego dokonał? zapytał i prawie upuścił Tarczę.Widokżony przyprawiał go o mdłości. On i jego sprzymierzeniec przytaknęła głowa. Jeszcze jeden rachunek do wyrównania wymamrotał, nie patrząc na nią.Nagle robak o głowie kobiety poruszył się i rzucił na obnażony miecz, któryalbinos trzymał w ręku. Tak! krzyknęła Zarozinia. Zabierz moją duszę do siebie, Elryku,skoro ciało na nic ci się już nie przyda! Posiądz moją duszę i na zawsze będziemyrazem.Zrozpaczony mąż próbował wyciągnąć chciwe ostrze, ale bez skutku.Energii,którą przekazał mu jego miecz, towarzyszyło zupełnie nowe uczucie.Jak gdybyzalała go fala delikatnego i miłego ciepła.Dusza żony wpłynęła w jego ciało, a onzaszlochał jak dziecko. Och, Zarozinio, moja nieustająca miłości!W ten sposób zginęła Zarozinia.Jej dusza połączyła się z jego duszą, podobniejak wiele lat temu stało się z Cymoril, jego pierwszą kochanką.Nie spojrzawszyna ciało ani na twarz żony, Elryk powoli opuścił pomieszczenie.Gdy znalazł się na pokładzie, zauważył, ze statek powoli się rozpadał.JagreenLern z pewnością umknął już daleko stąd, a Melnibonanin nie był teraz w staniemyśleć o szukaniu go.Zeskoczył na ziemię i pobiegł do konia.Wciąż ze łzami w oczach odjechał w kierunku, z którego tu przybył.Za nimOkręty Umarłych rozpływały się w falującym powietrzu.Przynajmniej ta grozbabyła zażegnana i został wymierzony potężny cios w potęgę Chaosu.Flota Umar-łych przestała istnieć.Teraz pozostawało rozprawić się z zastępami wojowników,a to nie stanowiło łatwego zadania.137Dołączył do przyjaciół, którzy nie zadawali zbędnych pytań i powiódł ich po-przez falującą ziemię w kierunku Melnibon wyspy należącej do jego przod-ków, na której stanie ostatni bastion przeciw Złu, zanim rozegra się decydującabitwa i dopełnią się ich przeznaczenia.W drodze na wyspę wydawało mu się, że słyszy głos Zarozinii, szepczącysłowa pocieszenia.KSIGA CZWARTASPEANIENIE SI LOSU ELRYKAUmysł Człowieka jest bowiem w stanie odkrywać wielką przestrzeń ko-smicznej nieskończoności, przewyższać przeciętną świadomość, przemierzać ta-jemne zakamarki umysłu, gdzie przeszłość i terazniejszość stają się jednym.A wszechświat zespala się z jednostką, i jeden jest odbiciem drugiego, i jedenzawiera się w drugim.Z KRONIKI CZARNEGO MIECZARozdział 1Dawny splendor Miasta Snów był teraz jedynie wspomnieniem.Na tle niebasterczały sczerniałe kikuty wysmukłych wież.U ich stóp słały się ruiny domów.Elryk sprowadził kiedyś na to miasto pożogę i zniszczenie.Strzępy czarnych chmur płynących po niebie rzucały długie cienie na wzbu-rzone i poplamione czerwienią morze.Wydawało się, że woda pod wpływemprzemykających po jej powierzchni cieni staje się spokojniejsza.Nad ruiną domostwa stał człowiek i przyglądał się falom.Był to wysoki męż-czyzna o szerokich plecach, szczupłych biodrach, skośnych brwiach i uszach bezpłatków.Miał wystające kości policzkowe i zamyślone oczy świecące w trupiobiałej, ascetycznej twarzy.Ubrany był w czarny pikowany kubrak i ciężki płaszcz,oba okrycia miały wysokie kołnierze, podkreślały biel jego skóry.Zmienny, cie-pły wiatr bawił się muskając fałdy płaszcza, by za moment oddalić się i zawyćwśród zgliszcz Miasta Snów.Pobudzony szumem wiatru Elryk przypominał sobie słodkie, przepełnionezłem i melancholią pieśni Melnibonan.Wspomniał również o jeszcze jednej mu-zyce, jaką stworzyli jego przodkowie, kiedy odpowiednio dobierali i ustawialiw rzędzie torturowanych niewolników ze względu na wysokość tonacji ich wrza-sków.Formowali ich na kształt instrumentu i wygrywali na nich piekielne symfo-nie.Pogrążywszy się na chwilę we wspomnieniach, albinos poczuł coś w rodzajużalu, że kiedyś wyrzekł się swej rasy.%7łałował, że nie zaakceptował wszystkiego,co mu oferowała, bez stawiania zbędnych pytań.Teraz przynajmniej jego duszanie byłaby rozdarta na dwoje.Uśmiechnął się gorzko.Jakaś postać pojawiła się u stóp rumowiska i zaczęła się wspinać.Po chwilistanęła obok niego.Był to mały człowieczek, o rudych włosach, szerokich ustachi oczach niegdyś wesołych i jasnych. Patrzysz na Wschód, Elryku odezwał się Moonglum. Patrzysz nacoś, co nigdy nie powróci.Melnibonanin położył rękę na ramieniu przyjaciela. Na co jeszcze mógłbym patrzeć, rudowłosy przyjacielu, gdy świat leżyu stóp Chaosu? Co byś chciał żebym zrobił? Patrzył w przyszłość i oczekiwał141nadejścia dni nadziei i radości, sędziwego wieku i gromadki dzieci bawiącej sięu moich stóp? zaśmiał się cicho.Moonglum nie lubił tego śmiechu. Sepiriz wspominał o pomocy Władców Prawa.Powinna już wkrótce na-dejść.Musimy cierpliwie czekać Elwheryjczyk zmrużył oczy, spojrzał na zło-wieszcze słońce i wtem jego twarz przybrała zamyślony wyraz.Spuścił wzrok.Albinos nie odzywał się przez chwilę, obserwując morze. Po co narzekać? wzruszył ramionami. To mi nie pomaga.Nie mogędziałać, kierując się własną wolą.Cała moja przyszłość została już postanowiona.Mam nadzieję, że ludzie, którzy po nas przyjdą, skorzystają z możliwości kie-rowania własnym losem.Ja nie jestem w stanie tego zrobić podniósł dłoń dogóry.Spojrzał na paznokcie, kostki, ścięgna i żyły, które mocno odznaczały się nabladej skórze.Przygładził nią swe jedwabiste, białe włosy i wziął głęboki haustpowietrza. Logika! Zwiatu potrzebna jest logika
[ Pobierz całość w formacie PDF ]