[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Owszem! - krzyknęła Irenka.- Ty skonasz, ale nie ze śmiechu!I zanim miał czas pojąć, co się stało, skoczyła ku niemu jak ryś na ogłupiałą ofiarę.W wielu bojach zaprawna, zręczna i silna, wparła się nogami w dywan, a dla równowagi rękami wparła się w jego czuprynę.Zrozpaczona miłość, zamknąwszy oczy dla tym większej odwagi, zaczęła go okładać z cudowną pomysłowością, a jemu zdawało się, że spadł na mego grad wielkości gęsich jaj.Ona pokrzykiwała czasem głucho jak Amazonka, co pragnie zabić ducha we wrogu, a melancholik, broniąc się rękami i nogami, stchórzył w małym, robaczywym sercu i zaczął drzeć się jak opętany.- To za Gretę Garbo!… A to za LilianęL.- zapowiadała Irenka każdy cios, aby nie było pomyłki, który pada za którą.Pani Opolska i pani Milecka wpadły przerażone do pokoju i stanęły jak wryte.- Co tu się dzieje? - krzyknęła pani Milecka.Nikt jej nie odpowiedział, bo każdy widział, co się dzieje.W tej chwili kanapa, zadrżawszy na czterech nogach, jak zmordowany koń, zwaliła się z wielkim trzaskiem, a zrozpaczona miłość w dalszym ciągu tłukła czarną zdradę już bez wyboru miejsca, na oślep i bez wytchnienia.Połączonym siłom, które przybyły na plac boju, udało się z trudem rozdzielić gladiatorów, z których jeden z roziskrzonymi oczami i z rozdętymi chrapami drżał, pomściwszy swoją krzywdę serdeczną, a drugi wyobrażał obraz nędzy i rozpaczy, blady, pobity, zhańbiony do końca swoich dni.Na domiar wszystkiego pani Opolska, zrozumiawszy, że tu krzywdzą Irenkę, odrzuciła na najbliższe krzesło swoją wytworność i jak lwica postąpiła ku Zbyszkowi, jakby chciała zemścić się za swoje lwiątko.Lwiątko jednak rzekło zdyszanym głosem.- Niech mu babcia da spokój! Ja to już zrobiłam dokładnie!- Podła! Podła! Podła! - darł się Zbyszek uciekając do swego pokoju.- Pogadaj z piecem! - mruknęła Irenka, którą już „odeszło”.Potem, nieco bezładnie, zaczęła wyjaśniać zdumionej i zawstydzonej pani Mileckiej, że miała ze Zbyszkiem krwawe porachunki, ale nie może powiedzieć, na jaki temat, i serdecznie ją błaga, aby się nie gniewała, ze z jej rodzonego syna uczyniła kwaśne jabłko.- Przyda mu się to - rzekła pani Milecka, bardzo niezadowolona z syna.Pani Opolska szepnęła jej do ucha:- To miłosna awantura i pożegnanie.Pani Milecka dała jej znak oczami, ze wie o wszystkim, uśmiechnęła się z przymusem i odeszła.- Babuniu - rzekła wtedy Irenka cicho - ja bardzo przepraszam.Ja wiem, ze nie powinnam bić się z takim dryblasem, ale on mnie strasznie obraził.Pani Opolska udawała bardzo niezadowolona i wygładzała na niej sukienkę.- Co ty tak zaciskasz w ręce? - zapytała w pewnej chwili.Irenka spojrzała, sama nie wiedząc, co dzierży tak kurczowo.- Ach! - zdumiała się.- To kosmyk jego włosów.Zabiorę je na pamiątkę.W pokoju Zbyszka trwała długa, gorąca rozmowa, podczas której pani Milecka często podnosiła głos na wyżyny bardzo mroźne.W chwilę potem weszła tam i pani Opolska z palmą zgody i melancholik musiał wysłuchać drugiego kazania.Stanął pakt, ze ten krwawy ustęp historii powszechnej zostanie zachowany w tajemnicy, aby na rycerskim honorze Zbyszka nie było plamy, wreszcie długie targi doprowadziły do tego, że obie walczące potęgi nie będą się przepraszały wzajem, ale pożegnają się przy rozstaniu.Koszty bitwy miała zapłacić kanapa ze złamaną lewą tylną nogą.Przy rozstaniu Irenka z niewinną miną wyciągnęła rękę do chmurnego melancholika.- Żegnam cię, Zbyszku - powiedziała głośno.- Było mi bardzo przyjemnie.A cicho dodała:- Trzymaj się ciepło, zielony płomieniu Zakopanego.Zbyszek dotknął jej ręki, jak gdyby dotykał węża, i odrzekł głośno:- Żegnaj, Irenko!A potem cicho:- Jeszcze ja cię kiedyś przyłapię.Irenka zaśmiała się głośno, pomyślawszy, ze jej zbiór włosów, wydartych ze Zbyszkowej głowy, może powiększyć się bardzo łatwo.Rzuciła się potem w objęcia pani Mileckiej, która dodała ze śmiechem na zakończenie:- A jeżeli, droga Irenko, zechcesz jeszcze kiedy łamać meble, zrób to, ale u konkurencji, w pensjonacie naprzeciwko.Pociąg potoczył się szybko na doliny, szerokie i smętne, pełne mgieł i smutnej rozwydrzonej zimy, nie takiej jak ta, co w górach toczy po niebie złotą kulę słońca.Irenka, jadąca po raz pierwszy w życiu w wagonie sypialnym, nie mogła długo usnąć.Wracała lekka, wesoła i szczęśliwa.Każdy obrót żelaznych kół zbliżał ją do ukochanej gromadki, wypatrującej oczy.„Śmiertelna” miłość odeszła ją już zupełnie, wobec czego Irenka doszła do przekonania, że to nie była ciężka choroba, tylko lekka „wysypka”
[ Pobierz całość w formacie PDF ]