[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chcê, byœcie byli jednomyœlni - odezwa³ siê ksi¹dz.- Chcê, by ka¿dy powiedzia³ g³oœno i wyraŸnie, czy siê zgadza na ten wybór czy nie, by Bóg to us³ysza³ i wiedzia³, ¿e w Jego armii s¹ dzielni mê¿owie.Jeœli nie wierzycie w Boga, proszê, byœcie równie¿ g³oœno wyrazili swoje zdanie.Musimy wiedzieæ, co myœli ka¿dy z nas z osobna.Burmistrzowi nie spodoba³o siê, ¿e proboszcz powiedzia³ "chcê" zamiast "chcemy" albo "burmistrz chce", ale nic nie da³ po sobie poznaæ.Bêdzie mia³ jeszcze wiele okazji, by umocniæ swój autorytet.Teraz na pierwszy ogieñ lepiej by³o wystawiæ ksiêdza proboszcza.-Chcê, aby ka¿dy g³oœno wyrazi³ swoj¹ decyzjê.Pierwsze "tak" pad³o z ust kowala.Burmistrz czym prêdzej poszed³ za jego przyk³adem, by nikt nie móg³ go pos¹dziæ o tchórzostwo.Potem ka¿dy z obecnych kolejno potwierdzi³ swoj¹ zgodê.Jedni chcieli skoñczyæ ju¿ to zebranie i jak najszybciej wróciæ do domu, inni pocieszali siê myœl¹ o z³ocie, które pozwoli im lada dzieñ opuœciæ miasteczko, jeszcze inni pragnêli wys³aæ pieni¹dze dzieciom osiad³ym w wielkich miastach, aby zrobi³y z nich dobry u¿ytek.Tak naprawdê nikt nie wierzy³, ¿e z³oto pozwoli przywróciæ utracon¹ œwietnoœæ Vi-scos, ka¿dy pragn¹³ jedynie bogactwa, które - tak uwa¿a³ - s³usznie mu siê nale¿y.Nikt nie mia³ odwagi powiedzieæ "nie".- W naszym mieœcie ¿yje sto osiem kobiet i stu siedemdziesiêciu trzech mê¿czyzn - podj¹³ na nowo ksi¹dz.- W ka¿dym domu jest przynajmniej jedna strzelba, poniewa¿ zgodnie z tradycj¹ wszyscy polujecie.Zatem jutro rano przynieœcie swoj¹ broñ do zakrystii.Ja poproszê burmistrza, który ma kilka strzelb, aby jedn¹ da³ mnie.- Nigdy nie oddamy naszej broni w obce rêce! - zawo³a³ jeden z myœliwych.- Broñ jest œwiêta i kapryœna.Nikt nigdy nie powinien jej u¿ywaæ prócz w³aœciciela.- Pozwólcie mi dokoñczyæ.Wyjaœniê wam teraz, na czym polega pluton egzekucyjny.Najpierw trzeba wybraæ siedmiu ¿o³nierzy, którzy maj¹ strzelaæ do skazañca.W jednej z siedmiu strzelb tkwi œlepy nabój.¯aden z ¿o³nierzy nie wie, w której, ale ka¿dy mo¿e wierzyæ, ¿e to nie on jest odpowiedzialny za œmieræ cz³owieka, do którego kazano mu strzelaæ.- I wszyscy uwa¿aj¹ siê za niewinnych - odezwa³ siê w³aœciciel ziemski, który dot¹d nie zabra³ jeszcze g³osu.-No w³aœnie.Jutro osobiœcie przygotujê strzelby: co druga bêdzie na³adowana prawdziwym na bojem.Po oddaniu strza³u ka¿dy z was bêdzie wiêc móg³ wierzyæ w swoj¹ niewinnoœæ.Wszyscy obecni, choæ ca³kiem ju¿ wyczerpani, przyjêli pomys³ ksiêdza z westchnieniem ulgi.Tak jakby ca³a ta historia utraci³a swój tragiczny aspekt i sprowadza³a siê do poszukiwania ukrytego skarbu.Ka¿dy zrzuci³ z siebie brzemiê odpowiedzialnoœci, choæ równoczeœnie czu³ solidarnoœæ z s¹siadami, którzy podobnie jak on pragnêli odmieniæ na lepsze swój los.Wszystkich rozpiera³ lokalny patriotyzm.Yiscos jest wprawdzie zapad³¹ dziur¹, jednak dziej¹ siê tu sprawy wa¿ne i nieoczekiwane.-Jeœli o mnie chodzi - podj¹³ proboszcz - to nie mam prawa zdaæ siê na przypadek.W mojej strzelbie bêdzie prawdziwy nabój.Nie wezmê równie¿ mojej czêœci z³ota, ale czyniê to z innych pobudek.Te s³owa po raz kolejny nie przypad³y burmistrzowi do gustu.Robi³ wszystko, aby mieszkañcy Yiscos zrozumieli, ¿e jest cz³owiekiem odwa¿nym, szlachetnym, ich przywódc¹ gotowym na ka¿de poœwiêcenie.Gdyby by³a tu jego ¿ona, napewno pomyœla³aby, ¿e przygotowuje teren dla swej kandydatury w przysz³ych wyborach."NieŸle sobie ten proboszcz poczyna - pomyœla³ w duchu.- Bêdê musia³ go sk³oniæ do opuszczenia tej parafii".-A ofiara? - spyta³ kowal.- Zjawi siê na czas - powiedzia³ ksi¹dz.- Zajmê siê tym osobiœcie.Potrzeba mi tylko trzech ochotników.Poniewa¿ nikt siê nie zg³osi³, ksi¹dz wybra³ z t³umu trzech ros³ych mê¿czyzn.Jeden z nich zamierza³ siê sprzeciwiæ, ale s¹siedzi wzrokiem zamknêli mu usta.- Gdzie z³o¿ymy ofiarê? - spyta³ ksiêdza w³aœciciel ziemski.Oburzony burmistrz, którego autorytet zosta³ nara¿ony na szwank, nie ukrywa³ wœciek³oœci.- Ja o tym decydujê.Nie chcê, by nasza ziemia zosta³a splamiona krwi¹.B¹dŸcie wszyscy jutro o tej samej porze obok celtyckiego monolitu.Przynieœcie lampy, latarki kieszonkowe, pochodnie, aby ka¿dy dobrze widzia³ ofiarê i móg³ celnie mierzyæ.Ksi¹dz zszed³ z krzes³a - zebranie dobieg³o koñ-174 ca.Mieszkañcy wrócili do domów i po³o¿yli siê spaæ.Burmistrzowi ¿ona opowiedzia³a o przebiegu spotkania z Bert¹.Doda³a, ¿e po rozmowie z w³aœcicielk¹ hotelu dosz³y do wniosku, ¿e staruszka o niczym nie wie, jedynie poczucie winy sprawi³o, ¿e pocz¹tkowo myœla³y inaczej.- Moja droga, nie ma ani ¿adnych duchów ani przeklêtego wilka - skwitowa³ krótko burmistrz.Ksi¹dz spêdzi³ noc w koœciele na modlitwie.Chantai zjad³a na œniadanie kromkê czerstwego chleba, bo w niedzielê piekarz nie przyje¿d¿a³ do Yiscos.Wyjrza³a przez okno i zobaczy³a na ulicy mê¿czyzn z broni¹ w rêku.Przygotowa³a siê na œmieræ, bo sk¹d mog³a wiedzieæ, czy przypadkiem nie zostanie wybrana.Lecz nikt nie zapuka³ do jej drzwi.Mê¿czyŸni ze strzelbami na ramieniu szli w stronê koœcio³a, wchodzili do zakrystii i po krótkim czasie wychodzili stamt¹d z pustymi rêkoma.Ciekawa najnowszych plotek posz³a do hotelu, gdzie w³aœcicielka opowiedzia³a jej o przebiegu wieczornego zebrania, o wyborze ofiary i o propozycji ksiêdza.Jej wrogoœæ wobec Chantai gdzieœ siê ulotni³a.- Muszê ci powiedzieæ jedno.Pewnego dnia mieszkañcy Yiscos zdadz¹ sobie sprawê, ile ci zawdziêczaj¹.- Ale czy rzeczywiœcie nieznajomy poka¿e nam swoje z³oto? - niepokoi³a siê Chantal mimo woli.- Co do tego nie mam cienia w¹tpliwoœci.W³aœnie wyszed³ z pustym plecakiem.Chantal postanowi³a nie iœæ na spacer do lasu, bo musia³aby przejœæ obok domu Berty i spojrzeæ jej w oczy.Wróci³a do siebie i przypomnia³a sobie dziwny sen z ubieg³ej nocy.W tym œnie anio³ wrêczy³ jej jedenaœcie sztabek z³ota.Prosi³, by je sobie wziê³a.Chantal t³umaczy³a, ¿e nie mo¿e ich przyj¹æ, bo ktoœ za to z³oto musi zgin¹æ, lecz anio³ zapewnia³, ¿e wcale nie, przeciwnie, sztabki s¹ dowodem na to, ¿e z³oto jako takie nie istnieje.Dlatego w³aœnie poprosi³a w³aœcicielkê hotelu, by porozmawia³a z nieznajomym.Mia³a w³asny plan, ale poniewa¿ przegra³a ju¿ wszystkie swoje ¿yciowe bitwy, w¹tpi³a, czy tym razem jej siê powiedzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]