[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Atakował zatem - jak mały psiak wszystkie nogi od krzeseł i stołów oraz koronkoweserwety, zwieszające się z różnych szafek i stolików.Niedobrze było wtedy, kiedy hrabczuk -bo i tak go nazywała poczciwa służąca, która go nadzwyczaj ukochała wraz z serwetą ściągałjakieś naczynia.Pół biedy, gdy był to talerzyk z ciastkami, natychmiast zjadanymi, gorzej, kiedymały z równym zapałem zajmował się zawartością dziadkowej popielnicy.W czasie swej pierwszej w życiu wigilijnej kolacji dziecko było bardzo niespokojne.Najpewniej nastrój powszechnego pośpiechu, napięcia i bieganiny wybił je z normalnego rytmudnia, bo nie chciało zasnąć po południu i w związku z tym było marudne i nieznośne.Nie dawałosię uspokoić nawet dziadkowi, który miał na nie zawsze kojący wpływ.Nie tyle zresztą samdziadek, ile jego łysina.Jerzyk zwykle dotykał dziadkowej głowy z takim zapamiętaniem, jakbyodkrywał nieznane lądy.Pomruki, które Edward przy tym wydawał, sprawiały, iż niemowlęradośnie piszczało i odsłaniało w uśmiechu swoje dziąsełka - najpierw bezzębne, potemozdobione dwoma ostrymi mleczakami.Niestety, w Wigilię na Jerzyka ani dziadkowa łysina, ani jego mruczenie nie miałykojącego wpływu.Chłopiec, ubrany jak dziewczynka w sukienkę z koronkowym kołnierzem,wyginał się na jego kolanach, wrzeszczał, wkładał do buzi pulchną rączkę, wierzgał, aż w końcukopnął w wazę z czerwonym barszczem.Z talerza trysnęła fontanna kropel.Ich większa częśćosiadła na obrusie, a kilka - na śnieżnobiałej koszuli dziadka.Popielski nawet nie zwrócił na touwagi; wziął wnuczka na ręce i zaczął z nim chodzić po pokoju, co - nawiasem mówiąc - trochęuspokoiło małego.Zebrani patrzyli na tę sielankową scenę rodzinną i myśli każdego z nich krążyły w innychrejonach.Rita uśmiechała się.Coraz częściej rodziła się w niej nadzieja, że w końcu dobrze sięułożą stosunki ojca z jej mężem.Po smutnym dniu ślubu, na którym ojciec był nieobecny, popierwszych lodowatych miesiącach, kiedy nie dostrzegał swojego zięcia na ulicy, po Wigilii,którą po raz pierwszy w życiu spędzili osobno, wszystko się zmieniło, kiedy urodził się wnuczek,a dziadek oszalał na jego punkcie.Nastąpiło w końcu tak upragnione przez Ritę zaproszenie nawieczerzę wigilijną.Cieszyła się jak dziecko, kiedy ojciec do niej zatelefonował i zaprosił podchoinkę , jak zawsze nazywał tę uroczystość.Nie wiedziała, że to zaproszenie zawdzięczamężowi, który posłużył się nazwiskiem Mariana Zubika.Leokadia przecierała oczy ze zdumienia.Sama bezdzietna, nie potrafiła w sobiewykrzesać tyle miłości do Jerzyka, który ją drażnił swoją płaczliwością i częstymi zmianaminastrojów.Nigdy zatem nie sądziłaby, że dziecko może tak odmienić człowieka.Popielski, którykiedyś na widok kropli po zupie na krawacie czy marynarce dostawał szału, wstawał od stołu,miotał się, szukając jakiejś ścierki i tłumiąc w ustach koszarowe przekleństwa, teraz w ogóle niezwrócił uwagi na poplamioną koszulę i tańczył z wnuczkiem po pokoju, a ten, przytulony dodziadka, pobrudził mu jeszcze kołnierzyk.Leokadię cieszyła ta zmiana u Edwarda.Cieszyłoby jązresztą każde inne zachowanie kuzyna, byle nie jego straceńcze eskapady po knajpach inienaturalny uśmiech rano po nieprzespanej nocy.Bronisław Woroniecki - Kulik, mimo że siedział spokojnie, w głębi ducha byłrozdrażniony.Milczał jak zaklęty, głowę spuścił na piersi, złośliwie się uśmiechał i jedyniestrzelał dokoła wściekłym wzrokiem.Nie mógł wybaczyć Popielskiemu jego ostentacyjnejniechęci.Nie mógł zrozumieć, iż ten nie cieszy się ze szczęścia swojej córki, która żyje wprzepychu i co ważniejsze - dzięki jego stosunkom - zaczyna robić karierę, występując podpseudonimem Rita Pop.Już zagrała małą rolę w filmie Ogień w sercu u samego HenrykaSzaro.A ten łysy skurwysyn wciąż nie podaje mu ręki na powitanie i nie uściskał go przyskładaniu życzeń świątecznych.Kiwnął mu tylko głową i coś mruknął - tak jak teraz mruczy dotego cholernego bachora, który ciągle drze mordę!Dziecko się uspokoiło i Popielski usiadł do stołu wraz z wnukiem.- Może już tak wzięlibyśmy te prezenty spod choinki.- Woroniecki - Kulik uśmiechał sięwymuszenie.- To mały dostałby prezent i byłby spokojny, co? Mogę już mu dać?- Broniu - Rita spojrzała niespokojnie na ojca i pogłaskała męża po dłoni - to tylko nachwilę go uspokoi.Główny powód to niewyspanie.Nie spał dzisiaj w dzień.Zaraz go położę, aHanna zaśpiewa mu kołysankę.Jeszcze chwilę go przemęczmy, to szybciej uśnie.Jerzyk przestał się interesować łysiną dziadka, wypluł na podłogę smoczek, zmrużył oczyi zaczął się drzeć wniebogłosy.- Niech mu pan da ten prezent - hrabia łypnął wściekle na Popielskiego - albo ja mu dam!- Nie zna pan, młody człowieku - Popielski podrzucał wnuczka na kolanie - zwyczajówtego domu.U nas się najpierw je kolację, a potem najstarszy, czyli ja, powtarzam: ja, rozdajeprezenty.I tak będzie zawsze.- Zaraz.zaraz.Zwyczaje zwyczajami.- Woroniecki - Kulik ściskał w ręku łyżkę takmocno, że aż mu zbielały kostki.- Niech tatuś mi poda Jerzyka - przerwała mu szybko Rita.- Może teraz u mnie się trochęuspokoi.- Chciał pan coś powiedzieć, młody człowieku? - Popielski podał wnuka córce.- Coś ozwyczajach mojego domu?- Tatusiu, proszę - wyszeptała Rita i odebrała syna z rąk ojca.Hrabia zacisnął usta i przepołowił łyżką uszko pływające w barszczu.Podniósł je do ust iżuł powoli.Nie połknął jednak, lecz wypluł z powrotem na łyżkę.Leokadia patrzyła na niego zobrzydzeniem.Jerzyk znów krzyczał przerazliwie, a kiedy matka go przytulała, bił ją piąstkamipo twarzy.- Dajesz mu ten prezent czy nie? - wysyczał Woroniecki - Kulik w stronę Popielskiego.- Jak śmiesz tak się zwracać do mojego ojca?! - krzyknęła Rita.- I co ty robisz, na Boga, ztym uszkiem?- Chyba go zęby bolą.- Popielski uśmiechał się krzywo i odłożył sztućce.- Musi jeśćmiękkie.- Edziu, nie denerwuj się.- Leokadia patrzyła na niego błagalnie.- Jeszcze ci tozaszkodzi.Masz takie wysokie ciśnienie.- Proszę cię, nie mów do mnie Edziu ! - Popielski z kamienną miną przekrzykiwałrwetes, jaki wszczął wnuczek.- Po śmierci Wilhelma nie chcę, by ktokolwiek tak do mniemówił.Woroniecki - Kulik przechylił łyżkę i zsunął sobie na dłoń przeżutą masę.Wstał,podszedł do Popielskiego i podsunął mu ją pod nos.Jerzyk się uspokoił, patrząc na swojego ojca.- %7łryj, łysy! - Hrabia uśmiechał się szeroko.- Przecież ci mówiłem, że z ręki mi będzieszjadł!Wszyscy zastygli.Wykorzystał to Jerzyk, który błyskawicznie wspiął się z kolan matki nastół i sięgnął po kryształowy dzban z kompotem z suszu.Dzban runął na obrus jak wzwolnionym tempie, a jego zawartość chlusnęła na beżową sukienkę Leokadii.Dziecko, widzącskutki swojego zachowania, wybuchnęło płaczem.Tarło przy tym piąstkami oczy.Krzykwibrował.Takiego natężenia decybeli w mieszkaniu Popielskiego jeszcze nie było.Nawetdziadek przykrył dłońmi zdeformowane jak u zapaśnika uszy.Bronisław rzucił przeżute uszko na dywan, podskoczył do stołu i przycisnął dziecko doblatu.Chwycił obiema rękami jego główkę i zaczął wciskać kciuki w oczy syna.- Co tak trzesz te oczy, ty bękarcie! - syczał.- Wyłupię ci te gały.Popielski rzucił się na niego.Kiedy Woroniecki - Kulik, zdziwiony, odwrócił głowę wstronę szarżującego teścia, dostał pięścią w skroń.Zatoczył się, zrobiło mu się ciemno przedoczami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]