[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Thresh zapewne nie Podejrzewam, że wieprzynajmniej tyle, co Rue, i potrafi bez niczyjej pomocy żywić się tym, co sam zbierze.Czywalczą ze sobą? Czy nas szukają? Może któryś z nich nas wytropił i tylko czeka na stosownymoment, by zaatakować? Na myśl o tym pośpiesznie wracam do groty.Peeta wyciągnął się na śpiworze, w cieniu skał.Choć lekko się rozpromienia na mój widok, itak wygląda mizernie.Przykładam mu do głowy chłodne bandaże, rozgrzewają się niemalnatychmiast w zetknięciu z rozpaloną skórą. Potrzebujesz czegoś? pytam. Nie.Dziękuję.Chociaż.Tak, opowiedz mi o czymś. O czym? Marna ze mnie gawędziarka.Z opowieściami jest trochę tak jak ześpiewaniem.Raz na jakiś czas Prim udaje się jednak wyciągnąć ze mnie jakąś historię. Może coś pogodnego? proponuje Peeta. Opowiedz mi o najszczęśliwszym dniu, jakipamiętasz.Mimowolnie wydaję z siebie odgłos, który jest skrzyżowaniem westchnienia i jęku rozpaczy.Pogodna historyjka? To mnie będzie kosztowało nieporównanie więcej wysiłku niżugotowanie zupy.Przetrząsam umysł w poszukiwaniu miłych wspomnień.Większość z nichdotyczy Gale'a oraz mnie podczas polowania i wątpię, aby przypadły do gustu Peecie albotelewidzom.Pozostaje tylko coś związanego z Prim. Mówiłam ci kiedyś, jak zdobyłam kozę dla Prim? Peeta kręci głową i patrzy na mniewyczekująco, więc zaczynam.Zachowuję jednak ostrożność, bo wiem, że moje słowa będziesłychać w całym Panem.Choć ludzie bez wątpienia skojarzyli już fakty i wiedzą, żenielegalnie poluję, to nie chcę w żaden sposób zaszkodzić Gale'owi, Zliskiej Sae, rzezniczceani nawet Strażnikom Pokoju z mojego dystryktu.Tomoi klienci i nie wolno mi publicznie ogłosić, że także oni łamią prawo.188Oto prawdziwa wersja historii o rym, skąd wzięłam pieniądze na Damę, kozę Prim.Byłpiątkowy wieczór, dzień przed dziesiątymi urodzinami mojej siostry, które wypadają pod ko-niec maja.Tuż po lekcjach razem z Gale'em wyruszyłam do lasu, bo chciałam upolować jaknajwięcej zwierzyny, którą zamierzałam wymienić na prezent dla Prim.Planowałam sprawić |e| niespodziankę: może szczotkę do włosów albo materiał na nową sukienkę.Dzięki sidłomupolowaliśmy całkiem sporo zwierząt, a w lesie nie brakowało zieleniny, jednak w gruncierzeczy nasz łup nie był wiele większy od tego, z czym zwykle wracaliśmy w piątkowywieczór.Szłam do domu rozczarowana, choć Gale mnie zapewniał, że następnego dniapowiedzie nam się lepiej.Po drodze zrobiliśmy sobie krótką przerwę nad strumykiem, awtedy go ujrzałam.To był młody jeleń, zapewne roczniak, sądząc po wielkości.Jego porożeledwie kiełkowało, było małe i obrośnięte skórą.Zwierzę znieruchomiało, niepewne i gotowedo ucieczki, najwyrazniej jeszcze nie znało człowieka.Było przepiękne.Straciło na urodzie, gdy przeszyły je dwie strzały.Jedna trafia zwierzaka w szyję, druga w pierś.Wystrzeliłam jednocześnie z Gale'em.Jeleń usiłował biec, lecz się potknął, a Galebłyskawicznie poderżnął mu gardło nożem, zanim zwierzę się zorientowało, co się z nimdzieje.Poczułam ukłucie żalu, że zabiliśmy coś tak młodego i kruchego.Moment pózniej jed-nak zaburczało mi w brzuchu na myśl o takiej ilości młodego I kruchego mięsa.Jeleń! Gale'owi i mnie udało się dotąd ubić tylko trzy.Pierwsza była łania, która zraniła się wnogę, i właściwie trudno ją liczyć.Dzięki niej jednak przekonaliśmy się, że grubej zwierzynynie należy ściągać na wiek.Narobiliśmy straszliwego zamieszania, każdy upatrzył sobiejakiś fragment i od razu się targował, a niektórzy sami zaczęli rozbierać dziczyznę.Do akcjiwkroczyła wówczas Zliska Sae.Posłała nas z łanią do rzezniczki, ale zwierzę było już fatalniepokaleczone, tu i tam brakowało połci mięsa, skórę szpeciły liczne nakłucia.Choć wszyscyuczciwie zapłacili, wartość zwierzyny spadła.Tym razem zaczekaliśmy do zmroku i przekradliśmy się przez dziurę w ogrodzeniu nieopodalrzezni.Choć wszyscy wiedzieli, że jesteśmy myśliwymi, woleliśmy nie paradować zsiedemdziesięciokilogramowym jelonkiem po ulicach Dwunastego Dystryktu w świetle dnia,aby nie kłuć władz w oczy.Zapukaliśmy do drzwi.Otworzyła nam Rooba, niska i pulchna rzezniczka.Z Roobą nikt sięnie targuje.Podaje cenę, można się zgodzić albo zrezygnować.Rooba dobrze płaci.Zgodziliśmy się na jej warunki, a ona dorzuciła nam jeszcze parę steków z dziczyzny, które189mieliśmy odebrać po tym, jak rozbierze jelonka.Zarobek podzieliliśmy równo między siebie,lecz nawet wówczas to była największa gotówka, jaką każde z nas kiedykolwiek miało przysobie.Postanowiliśmy zachować całą sprawę w tajemnicy i na koniec następnego dniazaskoczyć rodziny mięsem oraz pieniędzmi.W taki oto sposób uzyskałam fundusze na kupno kozy, ale Peecie mówię, że sprzedałamstary, srebrny medalion mamy.Nie chcę nikomu zaszkodzić.Potem relacjonuję najważniejszączęść historii, która się rozegrała póznym popołudniem w dniu urodzin Prim.Wraz z Gałe'em udałam się na targowisko na placu, aby kupić tam materiał na sukienkę.Gdygładziłam palcami grubą, niebieską bawełnę, coś przykuło moją uwagę.Na bazarze zjawił sięstarzec, który na drugim krańcu Złożyska hoduje stadko kóz.Nie znam jego prawdziwegoimienia ani nazwiska, wszyscy mówią na niego Koziarz.Ma spuchnięte, obolałe stawy,powykręcane pod dziwnym kątem, a do tego dławi go suchy kaszel pamiątka po długichlatach spędzonych w kopalniach.Dopisuje mu jednak szczęście.Przez długie lata pracy udałomu się zaoszczędzić tyle, że kupił sobie kozy, i u schyłku życia, miał coś do roboty i nieumierał powoli z głodu.Koziarz to okropny brudas i brak mu cierpliwości, ale Jego zwierzętasą czyste, a ich tłustym mlekiem może się nasycić każdy, kogo na to stać.Jedna z kóz, biała w czarne łaty, leżała na wózku.Od razu było widać, dlaczego.Jakieśzwierzę, zapewne pies, fatalnie rozszarpało jej bark i wdało się zakażenie.Koza miała się na-prawdę zle, Koziarz musiał ją trzymać podczas dojenia.Pomyślałam wówczas, że wiem, ktozdołałby ją wyleczyć. Gale wyszeptałam. Chcę mieć tę kozę dla Prim.Mleczna koza może odmienić życie mieszkańca Dwunastego Dystryktu.Kozy żywią się byleczym, a łąka to dla nich idealne pastwisko.Właściciel kozy może liczyć na dwa litry mlekadziennie, doskonałego do wypicia, do wyrobu sera i na sprzedaż.Na dodatek wszystkoabsolutnie legalnie. Jest ciężko ranna zauważył Gale. Przyjrzyjmy się jej lepiej.Podeszliśmy do wózka i kupiliśmy kubek mleka na spółkę.Potem stanęliśmy nad kozą,jakbyśmy chcieli zaspokoić pustą ciekawość. Dajcie jej spokój burknął starzec.190 Tylko patrzymy odparł Gale. Patrzcie szybciej, bo wkrótce trafi pod nóż.Nikt nie kupuje jej mleka, a jeśli już, to za półceny poskarżył się Koziarz. Ile pan za nią wezmie od rzezniczki? spytałam.Wzruszył ramionami. Zaczekajcie chwilę, to sami zobaczycie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]