[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Teraz dotykasz soli samym koniuszkiem jêzyka, i.hopla-a! Och, diabli-diabli-diabli! Co za œwiñstwo daj¹ w tym lokalu?! A teraz limonk¹ j¹, limonk¹.Dos-skona³a!- Albo inny, te¿ dobry sposób.Nalej drugiego, skoro ju¿ robisz za kelnera! To ju¿ nie z sol¹ bêdzie, a z papryczk¹.- Znowu siêgn¹³ do solniczki, ale znieruchomia³ w pó³ drogi i z rozdra¿nieniem odwróci³ siê do drugiego „Pomorzanina”: - S³uchaj, koleœ, daj do ty³u kapkê, co? Nie mogê jak ktoœ tak wali czosnkiem prosto w moje ucho!- Stojê zgodnie z instrukcj¹ - odpowiedzia³ tamten rozeŸlony.„G³upcze - pomyœla³ baron - „zgodnie z instrukcj¹” to nie wolno ci przede wszystkim wszczynaæ ze mn¹ rozmowy.Ta wymowa: „instrukc-jom”.musi byæ urodzony w Lebennin.Zreszt¹, niewa¿ne.Wa¿ne jest to, ¿e stoi nie dok³adnie za mn¹, a o krok w lewo, i mierzy szeœæ stóp bez dwóch cali.Wszystko? Tak, wszystko: g³owa zrobi³a co mog³a, teraz kolej na Fortunê.” Sekundê póŸniej Tangorn, wci¹¿ niedbale rozwalony na krzeœle, siêgn¹³ palcami do talerzyka z czerwon¹ papryk¹ i, nie patrz¹c, lekkim ruchem przerzuci³ go przez ramiê za plecy - dok³adnie w twarz Lebennijczyka, a jednoczeœnie pod sto³em gwa³townie wsadzi³ czubek buta w goleñ swojego rozmówcy.Wiadoma rzecz: zaskoczony cz³owiek wykonuje wdech - tak wiêc teraz ten za plecami mia³ paprykê w p³ucach i nie pozbêdzie siê jej w najbli¿szej przysz³oœci.Osobnik z naprzeciwka b¹kn¹³ coœ jak: „U-³oj, sukinsyn!” i, zwin¹wszy siê z bólu, run¹³ pod stó³, ale chyba nie na d³ugo - nie uda³o siê z³amaæ koœci.Od drzwi ju¿ pêdzili, wywracaj¹c krzes³a, dwaj pozostali - jeden z umbarskim sztyletem, drugi z kiœcieniem, a Tangorn dopiero szpera³ za pazuch¹ temu wij¹cemu siê na pod³odze.Spokojnie myœla³, ¿e jeœli ten ukry³ tam jakieœ gówno typu kastet czy rzucawki, to koniec.Ale nie - chwa³a Tulkasowi! To by³ wielki umbarski sztylet z tych, jakie nosz¹ przy pasach górale Pó³wyspu: d³ugoœci pó³ jarda, p³ynnie przechodz¹ce w sto¿ek ostrze, którym mo¿na zadawaæ nie tylko sztychy, ale i ciêcia.¯adne tam nie wiadomo co.Broñ mê¿czyzny, nie z³odzieja.Jednak¿e spotkawszy siê z par¹ spod drzwi poj¹³, ¿e tak ³atwo siê nie wyrwie.Ch³opcy nie pêkali, a broni¹ w³adali co najmniej tak dobrze jak on.I gdy ju¿ lew¹ rêkê odjê³o mu po trafieniu kiœcieniem, a z ty³u pojawi³ siê trzeci, kulej¹cy, ale ju¿ zdolny do walki, baron uzna³, ¿e sprawy stoj¹ kiepsko.Zupe³nie kiepsko.I zacz¹³ walczyæ powa¿nie, bez wyg³upów.* * *Ponury gondolier, otrzymawszy srebrn¹ castamirkê, przybi³ do zrujnowanej towarowej przystani i pojawi³ siê po kilku minutach z nowym odzieniem dla pasa¿era - prawdziwymi ³achmanami, jeœli porównaæ je z eleganckim papuzim strojem „fartownego ch³opca”, ale za to nie by³o na nich krwi.Tangorn, przebrawszy siê w biegu - ¿eby nie traciæ czasu, ukry³ zdobyczny sztylet i srebrny ¿eton zdjêty z szyi jednego z „Pomorzan”.„Karanir, kapral Tajnej Stra¿y Jego Królewskiej Moœci Elessara Kamienia Elfów”.Kapralowi ¿eton ju¿ siê nie przyda.„Trzeci miecz Gondoru” uszed³, pozostawiwszy po sobie zabitego i dwóch rannych.Zreszt¹ o rannych, jak mo¿na s¹dziæ, zatroszczono siê odpowiednio - tajn¹ policjê w „Morskim koniku” kochano nie bardziej, ni¿ w jakiejkolwiek innej portowej spelunie dowolnie wybranego Œwiata.Sam otrzyma³ dwie rany - lekkie zadrapania; gorzej sprawa siê mia³a ze sparali¿owan¹ od uderzenia rêk¹, ale i to nie by³a najwa¿niejsza ze spraw zaprz¹taj¹cych w tej chwili umys³ barona.W koñcu ma na tê okolicznoœæ coœ z Haladdinowej apteczki.Reasumujmy.Czwórka „Pomorzan” zawinê³a siê i kropka, dopiero za jakieœ dwie, trzy godziny ktoœ siê zainteresuje ich rozp³yniêciem w Umbarze.Ale ten odcinek czasu, to chyba jedyny plus w jego sytuacji.Wkrótce zacznie na niego polowaæ ca³a gondorska siatka i, co jest o wiele powa¿niejsze, miejscowa policja.S¹ straszliwie skorumpowani, ale znaj¹ siê na swojej robocie - wyœmienicie.To, ¿e w „Morskim koniku” zaatakowa³ ich stary znajomy baron Tangorn bêd¹ wiedzieli przez swoich informatorów ju¿ za kilka godzin, przez co zaraz zablokuj¹ port, a potem, pod wieczór, zaczn¹ metodycznie przeczesywaæ miasto.W gwarze zwiadowców tak¹ sytuacjê, jak jego okreœla siê mianem „trêdowaty z dzwoneczkiem”: nie ma prawa zwróciæ siê o pomoc do ludzi ze swojej starej „zakonserwowanej” siatki, poniewa¿ jego przedwojenne materia³y mog³y zostaæ przekazane Oœrodkowi w Minas Tirith, ani oddaæ siê pod ochronê umbarskiej tajnej s³u¿by, bo ci mog¹ go os³aniaæ tylko, jeœli przyzna siê, ¿e jest „cz³owiekiem Faramira”, a tego na pewno nie zrobi.Najsmutniejsze jest to, ¿e straci³ bezpowrotnie ³¹cznoœæ z mordorskimi agentami, jednymi ludŸmi, którzy mogli pomóc mu odnaleŸæ Elandara
[ Pobierz całość w formacie PDF ]