[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sama nie wiem, jak długo tak przeleżałam wśród niedbale rozrzuconej pościeli, wpatrując się przed siebie z prześcieradłem podciągniętym aż po uszy.Słyszałam, jak zegar bije południe, potem godzinę pierwszą, drugą, trzecią i czwartą.Zamknęłam drzwi na klucz, matka zaniepokojona stukała od czasu do czasu.Odpowiadałam, że niedługo wstanę i żeby zostawiła mnie w spokoju.Kiedy zaczął zapadać zmierzch, zebrałam się na odwagę i z wysiłkiem, który wydał mi się nieludzki, odrzuciłam kołdrę i wstałam z łóżka.Czułam bezwład w całym ciele; zaczęłam się myć i ubierać, raczej wlokąc się niż chodząc po pokoju.Nie myślałam o niczym, tylko uświadamiałam sobie, nie umysłem, lecz całym ciałem, że w każdym razie dzisiaj nie będę wystawać na ulicy w oczekiwaniu klientów.Kiedy się ubrałam, poszłam do matki i powiedziałam jej, że ten wieczór spędzimy razem.Wyjdziemy przejść się na miasto, a potem wypijemy w kawiarni jakiś aperitif.Radość matki, która nie była przyzwyczajona do tego rodzaju zaproszeń, zirytowała mnie, ale sama nie wiedziałam dlaczego; po raz nie wiem który obserwowałam z niechęcią jej opuchnięte, obwisłe policzki i małe oczka, rzucające niepewne i fałszywe spojrzenia.Ale oparłam się pokusie powiedzenia czegoś niegrzecznego, bo mogło to rozwiać całą jej radość, i czekając, aż matka się ubierze, usiadłam w jadalni przy stole.Było już prawie całkiem ciemno; białe światło latarni, wpadające przez nie zasłonięte firankami szyby, połyskiwało na maszynie do szycia i długą smugą kładło się na ścianie.Schyliłam głowę, popatrzyłam na stół i zobaczyłam w półmroku kolorowe figury na rozłożonych kartach pasjansowych; matka zabijała nudę długich wieczorów stawianiem pasjansów.I nagle doznałam dziwnego uczucia; wydało mi się, że to ja jestem matką, moją własną matką, która czeka, aż jej córka Adriana wyjdzie ze swego pokoju z przygodnym kochankiem.Wrażenie owo należy zapewne przypisać temu, że usiadłam na jej krześle, przy jej stole, nad jej pasjansem.Otoczenie narzuca nam czasami takie złudzenia; na przykład niejednej osobie zwiedzającej stare lochy więzienne wydaje się, że odczuwa ten sam chłód, tę samą rozpacz, samotność, jakie przeżywał niegdyś przebywający tam więzień.Ale jadalnia nie była więzieniem, a matka nie przeżywała nigdy tak gwałtownych, działających na wyobraźnię cierpień.Po prostu żyła.W każdym razie, może właśnie dlatego, że przed chwilą byłam do niej wrogo nastawiona, sama myśl o jej życiu wywołała we mnie tę jakby reinkarnację.Ludzie dobrzy, próbując tłumaczyć czyjeś naganne postępowanie, powiadają czasami: “Wejdź w jego położenie".I ja właśnie weszłam w położenie matki, tak dalece, że wydawało mi się, iż jestem nią.Byłam nią, ale z pełną świadomością, że nią jestem, czego ona na pewno nie uprzytamniała sobie, bo wtedy zbuntowałaby się w jakiś sposób.Poczułam się nagle pomarszczona, zwiędła, słaba; i zrozumiałam, co to jest starość, która nie tylko zmienia powierzchowność, ale także odbiera pełnię władz fizycznych i umysłowych.Jaka była matka? Widziałam ją czasami, kiedy się rozbierała, i bezmyślnie obserwowałam jej obwisłe i ciemne piersi oraz żółty pomarszczony brzuch.Teraz te piersi, które mnie niegdyś karmiły, i ten brzuch, który wydał mnie na świat, czułam w sobie tak wyraźnie, że mogłabym ich dotknąć, i wydawało mi się, że przeżywam to samo uczucie bezradnego żalu i rozgoryczenia na widok swojego tak zmienionego ciała.Młodość i uroda czynią życie znośnym, a nawet wesołym.Ale kiedy ich zabraknie? Przeszedł mnie dreszcz przerażenia i strząsnęłam z siebie na chwilę tę zmorę, ciesząc się, że w rzeczywistości jestem młodą i piękną Adrianą; że nie mam nic wspólnego z matką, która nie jest ani młoda, ani piękna i taka już będzie aż do śmierci.Ale jednocześnie, powoli, jak mechanizm, który dopiero ma się rozkręcić, zaczęły wirować mi w głowie myśli, które musiały nawiedzać ją, kiedy czekając na mnie siedziała sama w jadalni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]