[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Koły sała się z nim ulica,a pan Zdzisio zawołał:Szesnaście lat, więzienia się nie boję,Szesnaście lat, to fraszka dla mnie jest!Szesnaście lat więzienia ja odstoję,Chociaż zabiłem dwoje, odstoję, bo zdradziła mnieeeeee&Skakał wariacko po opłotkach rozchy botany jego cień.Złodziejaszek pły nął jak gondola,rozśpiewany wiosennie.Wtedy Ry siek& ale jeszcze chwileczkę.Zielińszczak po pijanemu cały świat by do piersi przy tulił i razem zapłakał, miękło w nimwszy stko pod spiry tusem, z Maciejewskim by się całował, tak jak w tej piosence o Antosiu78.Przy stanął przed Lewandowskim.Ten miał twarz zjeżoną, ponurą i obojętną na wszy stko.Zielińszczak dojrzał to i zasmucił go widok Ry śka.Przty knął palcami w daszek.Mrugał przezchwilę zapijaczony mi oczkami, potem powiedział z trudem: Ty & Co ci jest? Mar-mar-martwisz się, wariat?Uchwy cił silnie płotek, żeby nie pacnąć w błocko, bo ledwie stał.Ry siek warknął cośo odczepieniu się.Ale Zielińszczak nie dosły szał i ciągnął dalej w pijany m natchnieniu: Ty na to wszy stko. Trzasnął serię przekleństw, aż na rogu ktoś przy stanął, takie by ły ciężkie. Ty się nie martw.Koń ma duży łeb, niech się martwi. Ja się nie martwię odparł Ry siek ze złością, bo co tu gadać z pijakiem. A zresztą: co topana obchodzi? Idz pan się przespać& Spokojna głowa seplenił pan Zdzisio. Sssspokojna& Ja muszę się martwić.Bo przecieżZy gmunt to twój chrzesny, ty ś dla mnie familijant.Ja bracie jak ten, co cierpiał za miliony,Tadeusz& Do szkoły chodziłeś czy nie? krzy knął groznie. No!Zaraz potem roztkliwił się jak dziecko. Więc mówię ci, ty się niczy m nie przejmuj, wszy stko minie jak zły sen.Rób tak jak ja.Uśmiechnął się figlarnie i wy piął zadek na wszy stkie cztery strony świata.Pogroził palcemLewandowskiemu, żeby ten nie zdradził nikomu tej tajemnicy. Panu dobrze powiedział zawistnie. Pan możesz się wy pinać.A ja? I też zaklął jakcholera, żeby tamten nie pomy ślał, że dziecko. Nieładnie skarcił go Zieliński. Wy chowania trochę trzeba mieć! %7łe ja mam, to mam!%7łeby Ry siek mógł, do gardła by wtłoczy ł Zielińskiemu te słowa, taki by ł wściekły.Ale panZdzisio nie.Pan Zdzisio wprost przeciwnie w najlepszy m by ł humorku i cały świat chciał nimzarazić. A mam! czknął zwy cięsko. Bo złapał Ry śka za guzik, wionął mu w twarz alkoholem bofrajer nie jestem! Ty też nie bądz frajer, a będziesz miał, o czy m ci dusza zamarzy.Frajerów bracie za darmo nawet chować nie chcą.A ja, patrz.Wy ciągnął z kieszeni zwitek banknotów, machnął nimi Lewandowskiemu przed nosem.Potemeleganckim gestem skłonił się i schował: czarna przegry wa, proszę państwa. Widzisz? Tak trzeba! %7ły ciowo, przejściowo! Aby nawierzchu kochany ! Słabego w ry ja,mocniejszego w rączkę, wtedy masz ży cie Romana na tle chry zantemy & Pamiętaj, co ciZdzisiek powie! Potem jak znalazł.A o resztę twoja baśka spokojna. Też mi ży cie pry chnął Ry siek. Z kratki za kratkę.A idzże pan& !Tamten powiedział nagle gorzko i trzezwo: Tak trzeba, ja ci mówię.Inaczej inni zdepczą jak pluskwę, jak pluskwę, taka ich owaka& !A ży cie? To tu masz lepsze? Ja wiem, że w końcu i na Maty ska przy szła kry ska.Zdzisiek teżjest Maty sek, ty ż będzie kry ska.Ale co się Maty sek przedtem ubawi, no to się ubawi.Lepsze toczy głodować, a? No& mruknął niezdecy dowanie. Widzisz.Kreminał też dla ludzi budowany.Jak inaczej ży ć nie można, to trzeba tak, i szlus.Przejmować się? Lachę na wszy stko położy ć.I jakby broniąc się przed jakimiś zarzutami, znów wy ciągnął z kieszeni te swoje banknoty. Tu bracie trzeba patrzy ć na rączkę kochaną, ile daje.Niech ci zawsze do ręki mówią,a potem do serca.Za to wszy stko można kupić, bez tego niiic!I potoczy ł się dalej, rozpy chając powietrze rękami.Dokąd się potoczy ł? nie wiadomo.Możepod drewnianą matkę, może na doży wotkę, może na wariacką śmierć szewca Jędraszczaka, którygwizdnął łbem na dół z czwartego piętra Pekinu.Bo ten Pekin przy Warszawskiej by ł najwy ższy mdomem na Mary mon-cie, także chy ba bez bólu, sekunda i na galaretę.Naprawdę nie wiadomo,dokąd potoczy ł się Zielińszczak zadeszczoną ulicą.Dziwny by ł człowiek z tego młodszego brata.Niby złodziej, a serce miał jednak miękkie, ludziego lubili, ba! nawet na chórze kościelny m kiedy ś śpiewał.Nie miał w sobie zawiści dotego świata, może nawet nie poszedłby nigdy na złodziejski chleb, gdy by & Ale co tam gdy by !Ale Lewandowski patrzy ł za nim i już wiedział.Broniąc się przed wszy stkimi inny midomy słami, przed czy hający m sumieniem, wiedział, że ten ma lepiej.Lewandowski postanowiłzostać Zielińskim numer dwa.Kry ska kry ską, ale co przedtem uży je, to uży je.Lepsze to odzwątpienia, które kry je się za każdy m oknem.Postanowił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]