[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Strażnicy, którzy dyżurowali w wartowni tego ranka, byli weteranami.Zespół zebrany przed rzędemmonitorów widział już prawie wszystko, od par całujących się w windach po matki strofujące dziecigdzieś po kątach, biznesmenów, którzy dłubali w nosie, myśląc, że nikt ich nie widzi, aż po bardzoznaną gwiazdę filmową, którą kamera przyłapała akurat wtedy, gdy podjęła bardzo niefortunnądecyzję dotyczącą pary najwidoczniej niewygodnych majtek.Kiedy więc przy wejściu dla obsługi zjawiło się dwóch pracowników firmy Binder & Sloan -Ogrzewanie i wentylacja, ci sami pracownicy ochrony spojrzeli na dwóch młodych mężczyzn zwyrobionym przez lata praktyki sceptycyzmem.- Dzień doberek, panowie - powiedział Angus i wysiadł zza kierownicy dużej furgonetki, o którą Halepostarał sięw tym konkretnym celu.- Powiedziano nam, że macie tu -odczytał na pokaz z trzymanej kartki -niesprawny piec windsor elitę.Przyjechaliśmy do naprawy.Kierownik ochrony przez chwilę przyglądał się uważnie dwóm mężczyznom.Wyglądali jeszcze nachłopców.Ich niebieskie kombinezony wybrzuszały się, jakby zobaczyli rano śnieg i założylidodatkową warstwę ubrań, żeby ochronić się przed zimnem.Było w nich coś dziwnego, oględniemówiąc.Ale informacja o zepsutym piecu przyszła od samego Gregory'ego Wainwrighta, więcstrażnik uznał, że może im wskazać duże podwójne drzwi i powiedzieć:- Piec jest w piwnicy, na dole.- W piwnicy? - zawołał Hamish i spojrzał na brata.-Słyszysz, stary? Myśli, że wystarczy, jakzejdziemy na dół do pieca i zaczniemy majstrować.Angus się roześmiał.- Pewnie mało by go obeszło, gdyby wszystko wybuchło, nie?Słysząc to, strażnik zjeżył się i jeszcze bardziej wyprostował.- Zobaczmy.- Nie, niech pan posłucha, dobry człowieku.Tu, jak pan doskonale widzi, mamy śnieg.Tak więc tampewno macie ukrop.A tam gdzie jest ukrop, jest też gaz; a tam, gdzie jest gaz, jest.Angus urwał, a jego brat dodał:- Wybuch.- No to gdzie chcecie iść? - spytał z niechęcią strażnik.Angus postukał w trzymaną podkładkę.- Na pierwsze piętro.Główny korytarz.Strażnik spojrzał po raz ostatni na Bagshawów.Nie zauważył, że chłopcy wstrzymują oddech,czekając, aż powie:- No.dobrze.W tak znanym miejscu, w tak ruchliwy dzień, nikt nie zwrócił uwagi, kiedy dość drobny chłopiec zkręconymi włosami i koszulą, która wyłaziła mu ze spodni, wślizgnął się do męskiej toalety na drugimpiętrze.Oczywiście nikt też nie usłyszał, jak chłopiec mówi:- Kat, zająłem pozycję w.bazie.Co do baz, to Simon widywał już niestety gorsze.Kabina była większa niż ubikacja, w której byłzamknięty w Istambule.Toaleta była o wiele wygodniejsza niż pniak, którego musiał użyć zamiastbiurka w Buenos Aires.Simon siedział nieruchomo, czekał, aż włączy się laptop i patrzył na nagranie z kamery, na którymGregory Wa-inwright śpi w swoim gabinecie.Nie mógł powstrzymać się od uśmiechu i myśli, żenaprawdę bywał już w znacznie gorszym położeniu.Minęło dokładnie piętnaście dni, odkąd Kat siedziała w bibliotece w wiejskiej posiadłości Hale'a ipytała, czy jego rodzina nie posiada przypadkiem telefonii komórkowej.Piętnaście dni.Hale'owiwydawało się, że dużo więcej.Kiedy zadzwonił jego telefon, odebrał, ale się nie przywitał.Stał przed Henley, spięty z zimna, isłuchał szorstkiego głosu wujka Eddiego:- Mam wiadomości z Paryża.Nie myliłeś się co do niego.I tylko tyle mieli sobie do powiedzenia.Hale wsunął powoli telefon do kieszeni i popatrzył na duże,szklane drzwi.- Zabieramy się do roboty czy nie? - Głos Marcusa przywołał Hale'a do rzeczywistości.- Trzebapamiętać o - głuche stuknięcie przerwało mu w pół zdania - huku.Kiedy Katarina Bishop szła długim korytarzem do sali Romaniego, udawała, że nie widzi dwóchchłopakóww niebieskich kombinezonach, którzy uwijali się przy otwartym szybie wentylacyjnym i kilku dużychurządzeniach.Ominęła ustawione tymczasowo barierki i skinęła uprzejmie jednemu zumundurowanych strażników, który stał w pobliżu.Mężczyzna ukłonił się w odpowiedzi i powiedział:- Przepraszamy za te prace.Czym mogę pani służyć?- Sama nie wiem.- Kat popatrzyła na obwieszony dziełami sztuki korytarz, jakby widziała go po razpierwszy.- Chyba tak tylko.patrzę.- Proszę sobie patrzeć do woli.Ale proszę niczego nie dotykać.- Strażnik zachichotał.A kiedy Kat weszła do sali Romaniego, uśmiechnęła się i pomyślała: Och, gdzieżbym śmiała.W którymś momencie w zeszłym tygodniu najmniej imponująca kolekcja Henley stała się ulubionymzbiorem Katariny Bishop.Może to kwestia prostych pociągnięć pędzla, a może przytłumionegoświatła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]