[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.tak i p o c a ł u jm y s i a.Całowali się tak głośno, jakby korki z butelek wyskakiwały.Ogólna zresztą pijatyka dosięgła w tej chwili stopnia wysokiego, ale odznaczała ją szcze-gólność pewna.Ludzi, którzy by, tak jak Szymon Dziurdzia, upijali się na swoją rękę i bezprzyczyny żadnej, było bardzo niewielu.Ogromna większość piła na zabój, ale z powodutraktamentów i okazji, a okazją było tu wszystko: koń sprzedany, krowa kupiona, spotkaniesię znajomych, pogodzenie się skłóconych, wspomnienie o ojcu, który rok temu umarł, pro-89 jekt ożenienia syna lub wydania za mąż córki.Wesołe czy smutne zdarzenie, zysk czy strata,przyjazń czy kłótnia, nadzieja czy żałość, wszystko wywoływało traktament po wiele razy zkolei odwzajemniany.W izbie panował niesłychany chaos głosów na przeróżne tony nastro-jonych i poruszeń, przeróżne stopnie i natury pijaństwa objawiających.W jednym miejscuizby toczyła się bójka zakończona wypchnięciem za drzwi zwyciężonych; w innym przyci-skano do ściany %7łyda-arendarza, który krzyczał ze strachu, to znów łajał chłopów przerazli-wie go łających; gdzie indziej dwaj parobcy ująwszy się pod boki, do dwóch rozsierdzonychkogutów podobni, kołysali się przed sobą, monotonnym głosem wymawiając wciąż jedne i tesame słowa.Kilku mieszkańców Suchej Doliny z czarkami w rękach lazło całować starszynę,który także mocno podpity rozparł się na ławie i tak już wielką swą czapkę głęboko na twarznasunął, że samą prawie rudą brodę spod niej widać było.Chłopi jednak dostawali się mu dopoliczków i cmokając w nie powtarzali: Ty z nas n a j w y ż s z e j s z y, ty nad nami wszystkimi jak ojciec.Szymon, przeciwnie, podszedł teraz do niego z miną zawadiacką: Ty mnie gospodarstwa opisywać nie śmiej!  krzyczał  bo jak opiszesz, zabiję.dali-bóg, zabiję.choć ty starszyna, a taki zabiję.i b u d z i e tobie s z a b a s z!Piotr Dziurdzia stał naprzeciw Maksyma Budraka. U ciebie córka  prawił  a u mnie syn.niech będzie pochwalony Pan Bóg n a j w y ż-s z e j s z y.A Budrak jednocześnie mówił: U ciebie syn, a u mnie córka.Czemu nie ma być woli boskiej.będzie.tylko swatówprzysyłaj. Przysyłaj!  twierdząco powtórzył Piotr i podnosząc w górę wskazujący palec, z namasz-czeniem zaczął znowu: U ciebie córka, u mnie syn.niechaj, j a k t o j k a z a u, boska siła przezwycięży czar-towską siłę.Wtem Klemens ojca za rękaw kożucha pociągnął: J e d z i o m do chaty, tatku  cienkim, proszącym tonem zapiszczał.Był także pijanym, ale jeszcze dość przytomnym.Zachciało mu się wracać do domu, abyco prędzej Nastce obrazek oddać.Piotr spojrzał na syna zdziwionymi jakby oczami i z gnie-wem krzyknął: A ty chory był! tylko co nie umarł! C z a r t o u s k a j a siła chorobę tę tobie robiła.Klemens splunął. K a b ona świata nie widziała, ta, co mnie tej biedy narobiła! J e d z i o m do chaty, tat-ku!I za rękaw od kożucha ciągnął ku drzwiom ojca, który dając się powodować synowi naMaksyma oglądał się i krzyczał: Pamiętaj, Maksym! u ciebie córka, u mnie syn.Niechaj przed królestwem niebieskimprzepadnie czartowskie królestwo.Przy samym progu ojciec i syn natknęli się na Szymona. A ty czego tu jeszcze łajdaczysz!  krzyknął na krewnego Piotr  do chaty tobie.a toostatnią kopiejkę przepijesz. Już i przepił. wnet prawić zaczął Szymon  już to, co za żyto i groch wziął, do ostat-niej kopiejki przepił.już i s z a b a s z mnie i dziatkom moim.Wychodząc Piotr i Klemens wypchnęli sobą Szymona naprzód do sieni, a potem na placykokryty jeszcze chłopskimi saniami i końmi, choć część pewna biesiadujących rozjechała sięjuż przedtem.Tu zobaczyli Stepana, który z szyi konia swego worek zdejmował i zabierał siędo odjazdu. Hej, d z i a d z k u!  krzyknął Klemens  poczekaj, razem pojedziem.90 Stepan miał pijaństwo ponure i złośliwe; za całą odpowiedz zaklął przez zęby, a potem doPiotra krzyknął: A taki, szelmo ty, ja p l a n i p o t e n t e m będę.słyszysz? A ty nie łaj się.bo nie ma za co.niechaj będzie pochwalony Pan Bóg n a j w y ż s z ej- s z y na wieki w i e k o u. odpowiedział Piotr.Szymon lazł także do sań swoich mrucząc: Nie dała.szelma wiedzma h r o s z y nie dała.k a b ona tego świata nie oglądała.ateraz tobie i dziatkom twoim s z a b a s z!Troje sań Dziurdziów, z których pierwsze zajmowali Piotr z Klemensem, jednocześnie odkarczmy odjechało i drobnym truchcikiem chłopskich koni przesunąwszy się przez miastecz-ko znalazło się wkrótce pośród śniegiem usłanych pól.Zimno! Mróz nieduży, dziesięć stopni może, nie więcej, ale wiatr silny dmie i z ziemi pod-nosi tumany śniegu.Z góry też śnieg pada, drobniutki jak pył, twardy i gęsty.Księżyc świeci,ale nie widać go za białymi chmurami, które ociągnęły całe sklepienie nieba, i choć nocciemną nie jest, mało co widzieć można przez tę mgłę śnieżną, która pada z góry i podnosi sięznad ziemi.Wiatr ją skręca w kłęby lub wielkimi płachtami rozpościera w powietrzu, a świa-tło księżyca zza białych obłoków przenika ruchome jej wnętrze białą światłością, która nieoświeca nic [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl