[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niczego więcej niepotrzebowałem, a musiałem przecież oszczędzać każdego centa.Kreślić starą metodą za pomocą cyrkla i przykładnicy oznaczało stracić mnó-stwo czasu, dlatego moim pierwszym posunięciem było zbudowanie KreślarzaRalpha. Uniwersalny Frank zmienił się w Proteusza Pita 2 wielofunkcyjnyautomat, zdolny zastąpić człowieka we wszystkich czynnościach, które zaprogra-muje się w strukturach pamięciowych lamp Thorsena.Zdawałem sobie sprawę,że postać Proteusza Pita ulegnie z czasem wielu modyfikacjom, jego potom-kowie zaś rozwiną się w całą armię wyspecjalizowanych robotów, ale chciałemzapewnić sobie jak najszersze zastrzeżenia patentowe.Przy zgłoszeniu patentowym nie wymaga się przedstawienia modelu, wystar-czą opisy i rysunki techniczne.Ja jednak potrzebowałem funkcjonujących pro-totypów, gotowych do pokazów, ponieważ z punktu widzenia handlu koniecznebyło, żeby automaty sprzedawały się same, żeby wykazywały swoją bezspornąpraktyczność i niepodważalną oszczędność, którą narzucały wymagania przyszłejprodukcji.Prototypy musiały nie tylko funkcjonować, ale również spełniać wa-runki korzystnych inwestycji urząd patentowy przepełniony jest wynalazkami,które choć działają, z komercyjnego punktu widzenia są zupełnie bezwartościowe.Praca postępowała zarazem szybko i powoli.Szybko, bo doskonale wiedzia-łem, jak się do tego zabrać; powoli, ponieważ nie dysponowałem porządnymwarsztatem i fachową pomocą.Zmuszony byłem wypożyczyć kilka małych ob-rabiarek, co w znakomity sposób przyspieszyło robotę.Pracowałem od śniadaniaaż do chwili krańcowego wyczerpania, i to przez siedem dni w tygodniu.Pozwa-lałem sobie na jeden tylko weekend w miesiącu, spędzałem go z Johnem i Jennyw ich Klubie.Pierwszego września oba modele sprawnie funkcjonowały i mogłemrozpocząć prace dokumentacyjne.Nie miałem za wiele czasu, by dokądś chodzić, i dobrze, bo pewnego dnia,przy zakupie serwosilnika, natknąłem się na jednego faceta, którego znałem jesz-cze z Kalifornii.Pozdrowił mnie, a ja mu odpowiedziałem bez zastanowienia. Hej, Dan! Dan Davis! Co za spotkanie.Byłem przekonany, że siedziszw Mojave.Uścisnąłem mu dłoń. Krótka podróż służbowa, nic więcej.Za parę dni wracam.2W oryg.Protean Pete: Proteusz w mit.greckiej był pasterzem fok Posejdona, znanym zezdolności przybierania różnych kształtów (przyp.tłum.)134 Ja wracam dzisiaj po południu.Zadzwonię do Milesa, że miło się z tobąrozmawiało.Przybrałem zakłopotaną minę i nie bez powodu. Nie rób tego, proszę cię. Dlaczego nie! Czyżbyś miał z Milesem na pieńku? Nie pracujecie już ra-zem? Nie, to nie to, Mort.Miles nie wie, że jestem tutaj.Miałem polecieć doAlbuquerque w interesach firmy, ale zboczyłem z trasy w całkiem prywatnej spra-wie.Rozumiesz? Firma nie ma z tym nic wspólnego i wolałbym uniknąć rozmówna ten temat z Milesem. Kobieta, co? No.tak. Zamężna? Można tak powiedzieć.Szturchnął mnie w bok i porozumiewawczo mrugnął okiem. Jasne.Staruszek Miles to zatwardziały purytanin, prawda? W porządku,nie pisnę ani słowa, a kiedyś może mi się zrewanżujesz.Jaka ona jest?Chętnie utopiłbym cię w łyżce wody, pomyślałem, ty czwartorzędna ofiarolosu.Mort to typ bezczelnego komiwojażera, który więcej czasu poświęca pod-rywaniu kelnerek niż interesom firmy, a towar, którym handluje, jest taki sam jakon obiecuje więcej, niż w rzeczywistości daje.Zaprosiłem go jednak na drinka, poczęstowałem zmyślonymi opowiastkamio zamężnej kobiecie i wysłuchałem z kolei równie fikcyjnych historii miło-snych.W końcu spławiłem go z ulgą.Przy innej okazji spróbowałem postawić drinka doktorowi Twitchellowi, alebez powodzenia.Usiadłem obok niego przy barze w jednym z drugstorów na Champa Streeti dopiero odbicie w lustrze zdradziło, kto jest moim sąsiadem.W pierwszej chwilichciałem wlezć pod stół, by mnie nie zauważył.Oprzytomniałem trochę po kilku sekundach i uświadomiłem sobie, że zewszystkich ludzi żyjących w roku 1970 on jeden nie może przysporzyć mi kłopo-tów.Nie mogło się nic stać, ponieważ nic się nie stało.chciałem powiedzieć,że nic nie stanie.Nie.Przestałem szukać właściwego sformułowania i do-szedłem do wniosku, że jeżeli podróże w czasie staną się w przyszłości czymśzwyczajnym, to angielska gramatyka będzie musiała wyposażyć się w cały szeregnowych, potrzebnych do uplasowania sytuacji minionych czasów, przy którychodmiana francuskich literackich i łacińskich czasów historycznych będzie prostajak tabliczka mnożenia.W każdym razie, czy w przeszłości, czy w przyszłości, Twitchell nie stwarzałzagrożenia.Mogłem spać spokojnie.135Przyglądałem się odbiciu jego twarzy i nurtowała mnie myśl, czy przypad-kiem nie mylę się.Ale nie, Twitchell nie miał tak przeciętnego oblicza, jak moje.Ostre, znamionujące pewność siebie rysy, trochę aroganckie, ale zarazem regu-larne, mogły należeć nawet do Zeusa.Pamiętałem tę twarz, na której odbiło siępiętno przeżyć, i nie miałem wątpliwości, kogo spotykam.Po plecach przeszedłmi dreszcz, kiedy uprzytomniłem sobie, jak Twitch będzie wyglądał za trzydzie-ści lat i jak paskudnie zachowam się w stosunku do niego.Postanowiłem mu tochoć w części wynagrodzić.Twitchell zorientował się, że przyglądam się jego lustrzanemu odbiciu i obró-cił się ku mnie. Coś nie tak? Nie.Hm.pan jest doktorem Twitchellem, nieprawdaż? Z uniwersytetu? Tak, z Denver.Czy my się znamy?Niewiele brakowało, żebym popełnił gafę, bo zapomniałem, że akurat w tymroku pracował na miejscowym uniwersytecie.Pamiętać fakty w obu kierunkach to naprawdę nie jest proste. Nie, panie doktorze, ale pilnie uczęszczałem na pańskie wykłady.Chcępowiedzieć, że szczerze pana podziwiam.Skrzywił usta w półuśmiechu, ale nie połknął przynęty.Z tego i z innych dro-biazgów wywnioskowałem, że jeszcze nie rozwinęła się u niego zgubna potrzebawysłuchiwania pochlebstw
[ Pobierz całość w formacie PDF ]