[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Już następnego dnia po nara­dzie poprosił władcę o audiencję.Z lisim uśmiechem na gębie podsunął emirowi fałszywy dokument sporządzony w głębokiej tajemnicy przez swoich zauszników.Dowód świadczący, jakoby Szachrijar nie dopełnił obowiązku nakazanego tradycją.Z ze­znań złożonych na łożu śmierci przez nikomu nie znanego Dustmata wynikało, że wielki wódz przed siedemnastu laty po wy­prawie przeciwko chanowi Kokandu nie oddał do emirowego skarbca odpowiedniej ilości zdobycznego srebra.Podstęp powiódł się.Na próżno Iskander przysięgał przed tro­nem, iż jest niewinny, że nigdy nikogo nie oszukał, że nawet mu na myśl nie przyszło, aby przywłaszczyć sobie choć odrobinę z wojennego trofeum.Na próżno błagał władcę o sprawiedli­wość.Słowa nieszczęśnika wpadały do studni, która pozbawiona była dna.Nic dziwnego, emir zawsze wolał wierzyć dowodom pomnażającym zasoby skarbca.I wydał wyrok skazujący.Iskander Szachrijar powinien niezwłocznie zwrócić dług pod groźbą kary gardła najstarszego swego syna, Abubakra.Tak oto brzmiało polecenie władcy.A dokładniej: naczelnik skarbca w obecności głównego sędziego przed upływem czterech dni ma przejąć od sędziwego kurbaszy tyle ozdobnych naczyń ze srebra, ile waży największy z bojowych dromaderów znajdujących się w emirowych stadninach.Jak przekonać się, ile ważył ów wielbłąd? To proste.Wystarczy wybrać największe spośród zwierząt, zarżnąć je, poćwiarto­wać i ważyć częściami.W taki sposób bez najmniejszego trudu można poznać dokładną wagę wielbłąda.A nawet słonia, gdyby się to okazało konieczne.Iskander Szachrijar tak właśnie miał zamiar uczynić.Myśląc o prostym rozwiązaniu pobiegł szybko - na ile tylko pozwalały mu stare, wciąż rozwierające się blizny - do naczelnika zarzą­dzającego wierzchowcami bucharskiego władcy.Zgodnie z tra­dycją obowiązującą od początku świata wśród urzędników pań­stwowych najpierw przemówił mu do ręki wciskając dyskretnie złotą monetę, a dopiero potem poprosił o odsprzedanie największego dromadera.Niestety, w tym momencie odsłoniła się kurtyna prawdziwego Iskanderowego dramatu.Oto okazało się, że największy wielbłąd w stadach emirowych jest zarazem ulubieńcom władcy.Tego ryżowłosego wierzchowca emir dosiadał zawsze podczas wypraw pustynnych na pobliskie Czerwone Piaski.Wiadomo, że w całym emiracie Buchary nie znajdzie się waga tak olbrzymia, aby można było na niej zważyć żywe zwierzę w całości.O po­ćwiartowaniu ulubieńca władcy nie mogło być mowy.Na samą myśl o takim rozwiązaniu naczelnik stadnin ze strachu dostał zeza i drżączki.Co zatem należało uczynić, ażeby ocalić życie pierworodnemu? Gdyby było nieco więcej czasu, można by po­wędrować z wielbłądem do Damaszku lub Bagdadu w poszuki­waniu odpowiedniej wagi.Na to jednak potrzeba nie czterech dni, lecz czterech miesięcy.Szachrijar szedł zataczając się na nogach spętanych arkanem przerażenia.Serce ojca skruszałe wiekiem nie było już tak od­porne na przeciwieństwa losu jak niegdyś.Przykry to był wi­dok dla oczu uczciwych.Człowiek, który przez dziesiątki lat nie znał uczucia lęku, zawsze dotrzymywał placu wrogowi szczer­biąc damasceńską szablę na jego karku, teraz wlókł się i zawo­dził głosem pełnym rozpaczy i bólu:- Biada mi, biada.O, ja nieszczęsny, cóż mi przyjdzie po­cząć? Jak ocalić głowę syna ukochanego?Gromada sługusów emirowych z wrzaskiem uciechy opadła nieboraka, nie bacząc na jego jeszcze do wczoraj wysoko cenione zasługi wojenne.Rada, że wreszcie, po tylu latach obaw i niepo­koju żywionych przed sprawiedliwymi wyrokami i prawymi za­rządzeniami dowódcy, może pofolgować sobie, ile tylko wlezie na nieszczęśniku popadłym w niełaskę.Iskander Szachrijar nie odpowiadał jednak w ogóle na zaczep­ki i ordynarne wyzwiska dworaków.Zatopiony w głębokiej roz­paczy, nie miał ani siły, ani woli na opędzanie się przed okru­cieństwem pałacowych hien, dostojnych lisów i szlachetnie uro­dzonych szakali.- Gdy wąż się zestarzeje, żaby jeżdżą na nim jak na łysej kobyle - mruknął do siebie Hodża Nasreddin, mimowolny świa­dek okrutnej sceny.Ukryty za jaśminowym krzewem, gdzie za­żywał godzin wypoczynku, począł rozmyślać nad znalezieniem właściwego wyjścia z niezwykle trudnej sytuacji, W jakiej zna­lazł się jego serdeczny przyjaciel.Łagodny spokój panujący jeszcze przed chwilą w ogrodzie let­niej rezydencji wielkiego wezyra prysnął bez śladu.Niepokój, niczym gniewny zefir, poruszył wierzchołkami platanów.Pła­ska złocona łódź o burtach wykładanych ozdobami z zielonkawego malachitu, kołysząca się w olbrzymim pałacowym basenie na podobieństwo gigantycznego łabędzia, drgnęła gwałtownie.Na odgłos wrzawy, wywołanej przez gromadę przeklinających dwo­raków, łódź służąca do przejażdżek małżonkom pierwszego ministra, pędzona siłą wioseł eunuchów odpłynęła pośpiesznie kana­łem w kierunku wejścia do komnat niewieścich.Podpatrujący kobiety z ukrycia rozczarowani i zawiedzeni urzędnicy dworscy przyłączyli się do tłumu otaczającego Iskandera Szachrijara.Nie­mały i bez nich tumult wzrósł siedmiokrotnie.Wrzask bijący pod niebiosa wywabił z pobliskiej łaźni straż­nika pieczęci.Leciwy dostojnik omotany w szeroki ręcznik, bo­sy i ociekający wodą, dopłynął raczej niż dobiegł do wrzaskli­wego zgromadzenia.- Precz, łajdaki, bo każę wam grzbiety wychłostać! Cisza, powiadam.O co chodzi, zacny Iskanderze, przyjacielu mój? - strażnik pieczęci pomny na lata wspólnych wypraw wojennych starał się dodać otuchy stroskanemu.Niestety, w sytuacji bez wyjścia niewiele pociechy mogły przynieść słowa najbliższego nawet druha.W pewnej chwili zwarty kordon spleciony z wrzaskliwych sługusów dworskich i przypadkowych gapiów począł uginać się, by wkrótce pierzchnąć na wszystkie strony pod wpływem sil­nych pięści kilkunastu byłych żołnierzy Iskandera Szachrijara.Stara gwardia nie zapominała o swym wodzu, w trudnym mo­mencie przybywała mu z pomocą.- Nie ma sprawiedliwości na tym świecie.To wszystko przez tego łotra bez sumienia, Tilliabaja - skarżył się półgłosem Iskander, kierując słowa ni to do siebie, ni do osób zaprzyjaźnio­nych.- Jego to sprawka.Niecny łgarz i oszczerca myślący je­dynie o własnej kiesie i własnej karierze utopiłby nawet rodzo­nego brata w łyżce wody.- Spokojnie, Iskanderze.I na niego przyjdzie kiedyś kolej.Wczesnej czy później zaciągnięte długi spłacić będzie musiał.Sztylet cierpliwości ostrzejszy jest od stalowego - uspokajał wzburzonego wodza Hodża Nasreddin.- Żyjemy w emiracie Buchary, gdzie życie ludzkie niewarte jest złamanego miedzia­ka.Dobrze wiesz, że tutaj głowy niewinne sypią się jak mak na silnym wietrze.Tu nawet los sławnego wodza wisi na języku byle łgarza.Emirat Buchary to nie kraina sprawiedliwości za­mieszkana przez ludzi uczciwych i prawych, jaką napotkał nie­gdyś twój prapradziad pośród Czerwonych Piasków.Czasy się zmieniły, zło zapanowało nad światem, Iskanderze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl