[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Świat należy do Łukasza.Zatrzymaliśmy się na rynku.Sługa Szatana niedbałym skinieniem głowy nakazał mi wysiąść.Była jedenasta wieczorem, dosyć zimno.Jak sięgnąć okiem żadnego człowieka.Czterej olbrzymi wysiedli z samochodu.Jeden wskazał głową w kierunku studni.Stała tam dziewczyna z długimi, ciemnymi włosami.Była do nas odwrócona plecami i przyglądała się pluskającej fontannie.- Ależ to jest dziewczyna! - wykrzyknąłem oburzony.Mój strażnik odpowiedział mi tonem nie znoszącym sprzeciwu:- Tak chce Szatan! No już!Powłócząc nogami zbliżałem się do szczupłej postaci.Byłem wytrącony z równowagi.Dlaczego mam udowodnić, że potrafię zadać kobiecie ból? Nie miało to żadnego sensu! Aż do chwili, gdy ta kobieta odwróciła się do mnie przodem.To była Natalia.Z okrzykiem radości rzuciła mi się na szyję.Tuliła i całowała mnie, paplając bez przerwy- No wreszcie, Łukasz.Boże jak to cudownie cię widzieć.Co prawda dziwie się, że sam do mnie nie zadzwoniłeś, ale co tam! Najważniejsze, że znowu masz czas dla starej przyjaciółki.Podczas gdy ona gadała dalej, myślałem gorączkowo.Taki był więc sens tego egzaminu - miałem poświęcić diabłu Natalię.W satanizmie nie ma przyjaźni.Nie miałem czasu do namysłu, sytuacja była bez wyjścia.Z oczu płynęły mi łzy.- Ty głupia idiotko - nakrzyczałem na nią.Po coś tu przyszła!?Natalia cofnęła się zaskoczona.Widziała moje łzy, podniosła rękę, żeby je otrzeć.Odepchnąłem ją.Rozejrzałem się ukradkiem.Oczywiście stali tam.Obserwowali tę makabryczną scenę, stojąc z szeroko rozstawionymi nogami i założonymi rękami.Słudzy Pana, oprawcy, którzy znaleźliby mnie wszędzie, jeśli udałoby mi się zwiać.Kipiałem ze złości.Na siebie.Zapłakany oprzytomniałem.Wytarłem rękawem twarz i z nieprzeniknioną miną pobiegłem do samochodu.Oprawca, który otworzył mi drzwi, uśmiechnął się zadowolony.Najchętniej przyłożyłbym mu w tę jego zadowoloną mordę, ale na co by się to zdało? W każdym razie uparłem się, że natychmiast muszę zadzwonić.Pozwolili mi i w ten sposób zadzwoniłem po karetkę pogotowia, żeby przyjechała na rynek, obok studni.Oczywiście anonimowo.Pochwała kapłana nie zrobiła na mnie wrażenia.Czy miałem się cieszyć, że okazałem się wystarczającą świnią, żeby dotkliwie pobić kobietę? Nie byłem w stanie wmówić sobie nawet, że udowodniłem swoją przewagę.Wiem, że w tym całym egzaminie chodziło o to, żeby pokazać, że przyjaźń z chrześcijanami nic dla mnie nie znaczy.I że jestem bezwzględnie posłuszny Szatanowi.Dobrze.Udowodniłem to.Ale przecież pod przymusem.Tylko ze świadomością, że za mną stoją oprawcy i obserwują mnie uważnie, żeby w razie czego dokończyć moją robotę.Dlaczego taki przejaw pokory wystarczał Szatanowi? Przestałem rozumieć cokolwiek.Czułem się jak ostatnia szmata.W niedzielę rano dzwoniłem do różnych szpitali.Musiałem dowiedzieć się, jak czuje się Natalia.Piąty szpital potwierdził przyjęcie, ale nie chciano udzielić mi przez telefon żadnych informacji o jej stanie.Walczyłem ze sobą dwie godziny, biegając po pokoju jak tygrys w klatce.Muszę z nią porozmawiać, muszę spróbować wszystko jej wytłumaczyć.Wysłucha mnie.Da mi jeszcze jedną szansę.Około południa wybrałem się do szpitala.W rejestracji chętnie podano mi numer jej pokoju.Pojechałem windą na piąte piętro.Żołądek podchodził mi do gardła.Wciąż zaklinałem ją w duchu:- Natalia, proszę, pozwól mi wytłumaczyć, proszę, posłuchaj mnie!Przed drzwiami jej pokoju opuściła mnie odwaga.Co miałem jej powiedzieć? Co mogłem jej powiedzieć? Nie było żadnego wytłumaczenia poza prawdą.A ta musiała pozostać moją tajemnicą.Z westchnieniem otworzyłem drzwi.Po prostu musiałem spróbować.Może mi jednak wybaczy.Łóżko stało obok drzwi.Ktoś już u niej był.Opiekowały się nią cztery kobiety.Jedna z nich była jej matką, pozostałe to pewnie przyjaciółki.Natalia wyglądała źle, zupełnie blada, smutna i załamana.Na jej twarzy odbił się wyraz przerażenia, kiedy mnie zobaczyła.Wbiła paznokcie w kołdrę, usiłując bezradnie złapać powietrze i cofnęła się.Kawałek po kawałku przysuwała się do ściany za plecami.Trzęsła głową, jakby dostała jakiegoś ataku i wydawała z siebie nieartykułowane dźwięki.A potem zaczęła krzyczeć.Nigdy jeszcze nie słyszałem takiego krzyku.Jej szczupłe ciało drżało i w geście obrony rzucała głowa w prawo i w lewo.Stałem jak słup soli i przyglądałem się napadowi.Nie spodziewałem się tego.Dwie jej przyjaciółki rzuciły się i wypchnęły mnie na korytarz.Dziko gestykulując, darły się na mnie:- Jak śmiesz tutaj przychodzić? Ona była w szóstym miesiącu ciąży.Straciła dziecko! I nigdy więcej nie będzie mogła mieć dzieci.O to ty się postarałeś, ty bydlaku, ty morderco dzieci!Wyrwałem się, zbiegłem po schodach i wypadłem na ulicę.Gnałem, jakby się paliło, potrącałem przechodniów, waliłem w słupy latarń, mury i skrzynki listowe.Powoli docierał do mnie bezmiar mojej winy.Natalia marzyła zawsze, żeby mieć dużo dzieci.Była przedszkolanką.A ja zniszczyłem najświętsze marzenie jej życia.Odebrałem jej prawdopodobnie sens życia.Ale i ja straciłem coś bardzo cennego - zaufanie Natalii i jej sympatię.Oto odchodził ostatni ważny dla mnie człowiek.I po co to wszystko? Dla Szatana! Zasrani sataniści! Ale przecież ukryła przede mną, że jest w ciąży.Dlaczego mi nie powiedziała, dlaczego trzymała to w tajemnicy? Nie powiedziała tego nawet staremu przyjacielowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl