[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Felicitywyszła za mąż, Harriet zaczęła pracować dla niewielkiej firmysoftware'owej w Newbury, Miles wyjechał do Londynu, gdzie pracowałdla dużej sieci księgarskiej, a Dominik otrzymał propozycję pracy wStanach, na uniwersytecie w Chicago.Nawiązując do słów Milesa, spytała:- A ty? Czujesz się uwiązany? Znów na nią popatrzył.- Tak - powiedział tak stanowczym tonem, że aż drgnęła.- Ale właściwie dlaczego? Nie jesteś żonaty i nie masz takichzobowiązań, żebyś nie mógł robić tego, na co masz ochotę.W każdejchwili możesz sprzedać księgarnię i.- Moja matka jest chora, Harriet - przerwał jej, nie podnosząc głosu.- Przecież masz ojca, który może się nią opiekować.Nie musisz braćna siebie całej odpowiedzialności.- Uważasz, że powinienem po prostu odejść i zostawić ich samymsobie? Tak postąpił Dominik.- Ty także mógłbyś to zrobić.Spojrzał jej w oczy.- Zapewne, i ty także byś mogła.Twoi rodzice przecież zajęliby siędziećmi Felicity.Przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć.Pierwszy raz ktoś poruszyłten temat w rozmowie z nią.Dotąd nikt nawet nie wspomniał, że byćmoże istniała jakaś inna opcja.Ze mogłaby odwrócić się od rodzinyplecami.zapomnieć o obietnicy danej Felicity.- Wybacz, nie chciałem być tak obcesowy - powiedział Miles.- Alemam rację, prawda?- Rzeczywiście, gdybym chciała, mogłabym odejść - przyznała.- Mogłabyś, ale tego nie zrobisz.Nie odejdziesz, bo podobnie jak ja,masz silne poczucie tego, co jest dobre, a co złe.- Nie rozpatruję tego w kategoriach dobra i zła.Machnął ręką, niezważając na jej sprzeciw.- Pod tym względem jesteśmy do siebie podobni.Mamy wrodzonepoczucie obowiązku.Bowiem człowiek albo przychodzi z tym na świat,albo też i nie.Tu chodzi o lojalność, która nakazuje nam rozgrywać partiętakimi kartami, jakie otrzymaliśmy od losu i starać się robić to jaknajlepiej.Poczuła przypływ ciepłych uczuć wobec starego przyjaciela.Niewiedzieć czemu, ale właściwie miała ochotę go uściskać.Jak dobrze taksiedzieć sobie we dwoje, kiedy nie ma dzieci ani rodziców, tylkorozmawiają jak dorośli i nikt im nie przerywa.Zwłaszcza że nie była tojakaś tam pogawędka bez znaczenia.- Nie masz pojęcia, jaka to ulga, porozmawiać z kimś, kto mnierozumie - stwierdziła w końcu.- Chyba rozumiem, chyba aż za dobrze.Mogę cię tylko podziwiać.Harriet upiła długi łyk piwa, spoglądając w ślad za parą łabędziprzelatujących na drugą stronę kanału.Gdy zniknęły za plątaniną gałązekwierzbowych opadających aż do gładkiej powierzchni wody, spojrzała wniebo i zauważyła, że słońce zniżyło się i zamgliło.- Ludzie myślą, że skoro kochałam Felicity - powiedziała cicho -muszę też szaleć za jej dziećmi.Jednak wcale tak nie jest.Nic na to nieporadzę, taka jest prawda.Nigdy nie przepadałam za dziećmi.Teraz,kiedy to mówię na głos, czuję się wprost wstrętnie.Czy i ty uważasz, żejestem bez serca?- Mam jeszcze mniejsze doświadczenie z dziećmi niż ty, ale wydajemi się, że dla nich najważniejsza jest twoja obecność.Chodzi o to, żemają kogoś, na kogo mogą liczyć.Potrzebują poczucia bezpieczeństwa, ato akurat możesz im zapewnić lepiej od większości znanych mi osób.Zgadza się, może jesteś pozbawiona pewnych cech macierzyńskich wtradycyjnym znaczeniu, tyle że to akurat może wyjść dzieciom na dobre.Uśmiechnęła się.- Wiesz, co mi nagle przyszło do głowy? Chyba powinniśmy częściejsię spotykać.Dobrze na mnie działasz.Szczerze mówiąc, miałampoczucie winy, bo nie dałam rady.- przerwała na widok wysokiego,szczupłego mężczyzny po drugiej stronie ogródka, który niósł dwakieliszki wina w rękach i paczkę chipsów w zębach.Było coś komicznegow tym, jak przemykał się pośród stolików i krzeseł, w dodatku zadanieutrudniał mu kosmyk włosów opadający na oczy.Dopiero gdy doszedł doswojego stolika, wyjął torebkę z ust i odgarnął włosy, rozpoznała WillaHarta.Towarzyszyła mu atrakcyjna blondynka, która wybuchnęłaśmiechem, kiedy pocałował ją w czubek głowy.Była chyba o połowęmłodsza od niego.Typowe - pomyślała Harriet z niechęcią.- To twój znajomy? - zainteresował się Miles, podążając spojrzeniemza jej wzrokiem.Powiedziała mu, kto to taki.- A ty go znasz?- Tylko ze słyszenia.Jego była żona prowadzi dom aukcyjny wMaywood pod nazwiskiem Stone.Słyszałaś coś o niej?- Nie.Wiem tylko, że on też handluje antykami.- Teraz tak, ale podobno kiedyś był ambitnym prawnikiem, dopiero poprzeżytym załamaniu nerwowym zmienił branżę.Ma firmę tutaj, w KingsMelford, prowadzi ją razem z Jarvisem Cooperem.Ten to dopiero postać,zresztą niemożliwe, żebyś go nie znała.Roześmiała się.- Niestety, tutejsze najnowsze ploteczki nie docierają do Oksfordu.- Jarvis nie jest tu wcale nowy, wręcz przeciwnie.Prowadził swójantykwariat, jeszcze kiedy byliśmy dziećmi.Teraz to Hart's AntiqueEmporium, ale dawniej miejsce nazywało się po prostu Tawerną".Tobudynek dawnej oberży w pobliżu placu.Należy do rodziny Cooperów odpokoleń.Harriet jak przez mgłę przypomniała sobie jakieś opowieści ozakładzie szewskim czy czymś w tym rodzaju, teraz jednak myśli jejzaprzątał Will Hart.- Facet nie wygląda na takiego, który mógłby mieć załamanienerwowe.Jest za bardzo.- zawahała się, szukając właściwegookreślenia.- Za bardzo rozluzniony i beztroski.- Może swoje już przeszedł i teraz wie, o co chodzi w życiu.Nieodczuwa potrzeby ucieczki, tak jak inni.- Jak to się dzieje, że tyle wiesz o wszystkich?- Jestem właścicielem księgarni, w której ludzie gromadzą się, bypogawędzić przy kawie oraz czasem wziąć pod uwagę zakup jakiejśksiążki.Zawsze wiedziałem, że w końcu poświęcę się pracy społecznej wtej czy innej formie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]