[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. I cóż pan na to? spytał Znica półszeptem. Ma pan te szczegóły sumiennie wszystkie ponotowane w swoich papierach, w tej tece nieprawdaż? No! Z dowodami, z aneksami, z dokumentami! A można też zobaczyć te dowody i aneksy? Bo nie zawsze i nie wszystko jest zgodne zprawdziwym stanem rzeczy. Tajemnica urzędowa! Sekret wojenny! Lecz dla pana, dla mego dobrodzieja, mieszka-niodawcy we Florencji ba! w Viareggio! Mogę uchylić rąbek tajemnicy, choć mi to grozikulą przed frontem.Nie jestem ja znowu taki straszny diabeł, jak mnie malują. Nie wiedziałem, że pana malują aż na diabła. Malują! Bo tak z wierzchu to pan wygląda jedynie na to, co ci nieszczęśliwi Moskale nazywająsłowem syszczik.176 Nie rozumiem po moskiewsku tak jak pan i nie wiem, co to słowo znaczy.Ale, panie,czy to był sens, sam pan powiedz, zadawać się z takim na przykład Silberbergiem? Mogę pa-nu pokazać dziesiątki donosów właśnie tego parcha, denuncjacji, którymi nas literalnie zasy-puje, i to właśnie wciąż na pana.Zresztą nie on jeden. No, to są zwykłe żydowskie zemsty, te tam donosy. Ba! Gdyby ich nie potwierdzały dziesiątki znowu dowodów ubocznych, najbardziejrzymskokatolickich czy tam greckokatolickich, napływających ze wszystkich kątów i zauł-ków.Dalibyśmy sobie z tym rady! Pan mnie chce bronić? Chcę.Jestem gotów.Gotów jestem. mówił szeptem zniszczyć te żydowskie i kato-lickie denuncjacje, usunąć w kąt dokumenty potwierdzające, których zebrała się cała paczka,gotów jestem podrzeć i ten śmieszny testament.Czegóż ja nie zrobiłbym dla pana.Znamysię przecie i wiemy, co warte jest to piękne życie.W naszej Florencji, co? A więc, panie Gra-nowski? Przepraszam.Niezupełnie dobrze rozumiem, ale takie osiągnąłem wrażenie moim sta-rym, grzesznym rozumem, że pan ma na myśli czy ja wiem? porękawiczne. Zmieszny pan jesteś ze swymi terminami! Więc co? Mam z obojętnością zgubić czło-wieka, człowieka tak godnego, który mi tyle wyświadczył? Sam pan powiedz! Do licha! Także to zle jest ze mną? yle, panie Granowski! Cóż ja pocznę, biedny nędzarz, w tej opresji! No, co tam! Zgodzę się podzielić pół na pół pańską nędzę.Mnie jedna połowa tej nędzy,panu druga.Raz temu niech będzie koniec.O, patrz pan, jak ten testament, dowód i wyrazpańskiej nędzy.Drę go na dwie równe połowy.Kapitan rozdarł w istocie kopię testamentu Ryszarda Nienaskiego i przymierzył jedną dodrugiej równe połówki papieru. Zaraz panu udowodnię, że mówię zawsze prawdę. rzekł pan Granowski. Zarazprzyniosę mój dowód.Skinął na Zosię, żeby się nie ruszała z miejsca, i wyszedł z tego przedziału.Kapitan wysu-nął się za nim na palcach i uważnie śledził, dokąd jego chwilowy gość zmierza.Pan Granow-ski wstąpił do przedziału, który był dla niego przeznaczony, i po upływie kilku minut wrócił zpowrotem.Niósł w ręku duży zeszyt aktu rejentalnego, kopię dokładną i uwierzytelnioną, zpieczęciami i podpisami głównego oryginału.Podał ją kapitanowi Znicy, mówiąc: Oto kopia testamentu przeciwko kopii.Ja mam i zatrzymam swoją, pan swoją.Wszyst-ko mamy w porządku, my, skrupulatni ludzie.Oficer ujął akt rejentalny i nie przestając palić cygara począł uważnie czytać zapis.PanGranowski stał w otwartych drzwiach przedziału i przypatrywał się Znicy.%7łeby go lepiejwidzieć, wprawił w oko monokl.Myśli ociężałe wlokły się poprzez jego czaszkę ni to obłokimartwe w ten jesienny, nocny czas przez ciemne niebo.Oto już załatwione, załatwionewszystko.Prawie wszystko.Dożył chwili tryumfu.Wygładził i wyprostował ścieżkę życia.Mężnie poszukał tego wroga.Nie boi się go i zagląda mu w zrenice.Męstwo, cisza i spokój wpiersiach.Prawie wszystko już załatwione.Błędnie i sennie dumał, iż trzej przeczyści anio-łowie stoją z nim ramię w ramię.Jakże skromny jest, jak bez okrasy i efektu ten tryumf! Nicw nim nie ma prócz męstwa, ciszy i spokoju, które o sobie nie chcą dać znać ani jednym zna-kiem.Cały ów tryumf to jak oddech swobodny przeczystym powietrzem w górach.Lecz owszechmogący Boże! jakże po stokroć za ten oddech warto było zapłacić milionami.I wgłębi swego serca stary człowiek za łaskę przeprowadzenia tego dzieła błogosławił Boga.Pociąg gnał szybko.w nocy, kołysząc się na jakowychś pochyleniach, łukach szyn izwrotnicach małych stacyjek.Monotonne światło elektryczne lśniło w klamkach i okuciachmetalowych, w zakolorowanych szybach, w gładkiej politurze drzewa, w ścianach drzwi i177sufitu.Korytarzyk był zupełnie pusty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]