[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jestem zmęczony tym, że ludzie są dla siebie niedobrzy.To boli, jakbym miał w głowie potłuczone szkło.Jestem zmęczony tym, że nie zawsze mogłem pomóc.Zmęczony ciemnością.Czuję głównie ból.Jest go za dużo.Gdybym mógł z tym skończyć, zrobiłbym to.Ale nie mogę.Przestań, chciałem zawołać.Przestań, puść moje ręce.Utonę, jeśli tego nie zrobisz.Utonę albo eksploduję.- Nie eksploduje pan - stwierdził, uśmiechając się lekko na tę myśl, ale puścił moje ręce.Pochyliłem się do przodu, łapiąc kurczowo powietrze.Miedzy kolanami widziałem każde pęknięcie cementowej podłogi, każdy rowek, każde ziarenko miki.Spojrzałem na ścianę i zobaczyłem nazwiska, które zapisano tam w dwudziestym czwartym, dwu­dziestym szóstym i trzydziestym pierwszym roku.Te nazwiska dawno zmyto i ludzie, którzy je wyryli, też zostali, jeśli można tak powiedzieć, zmyci, ale przypuszczam, że nie sposób tak do końca zmyć niczego, nie z ciemnej szyby świata.Teraz zoba­czyłem je ponownie, plątaninę zachodzących na siebie liter, i wpatrując się w nie miałem wrażenie, że słucham umarłych, którzy przemawiają, śpiewają i błagają o łaskę.Czułem, jak oczy wychodzą mi z orbit, słyszałem bicie własnego serca i szum krwi, która pędziła wszystkimi bulwarami mojego ciała niczym listy wysłane w różne strony świata.Usłyszałem dobiegający z oddali gwizd pociągu - to był chyba odchodzący o trzeciej pięćdziesiąt osobowy do Priceford, ale nie miałem pewności, bo nie słyszałem go nigdy przedtem.W każdym razie nie z Cold Mountain, ponieważ linia kolejowa biegła w odległości dziesięciu mil od stanowego więzienia.Nie mogłem usłyszeć go z Cold Mountain, powiecie, i aż do lis­topada tysiąc dziewięćset trzydziestego drugiego roku zgodził­bym się z wami, ale tego dnia słyszałem.Gdzieś pękła żarówka, głośno jak eksplodująca bomba.- Co mi zrobiłeś? - szepnąłem.- Co mi zrobiłeś, John?- Przepraszam, szefie - odparł z tym swoim spokojem.- Zagapiłem się.Ale nic się chyba nie stało.Niedługo poczuje się pan normalnie.Wstałem i podszedłem do drzwi celi.Miałem wrażenie, że idę we śnie.- Dziwi się pan, dlaczego nie krzyczały - powiedział, kiedy tam dotarłem.- To jedyna rzecz, której pan wciąż nie rozumie, prawda? Dlaczego te dwie dziewczynki nie krzyczały, kiedy były jeszcze na werandzie?Odwróciłem się i spojrzałem na niego.Widziałem każdą czerwoną żyłkę w jego oczach, każdy por na jego twarzy, i czułem jego cierpienie, ból, który przyjmował od innych ludzi, tak jak gąbka wchłania wodę.Widziałem także ciemność, o której mówił.Zalegała we wszelkich szczelinach widzianego przezeń świata i w tym momencie poczułem jednocześnie wielki żal i ulgę.Tak, to, co mieliśmy zamiar zrobić, było straszne, nic tego nie mogło zmienić.lecz mimo to wyświadczaliśmy mu przysługę.- Zrozumiałem to, kiedy ten zły człowiek mnie złapał - powiedział John.- Wtedy wiedziałem już, że to on zrobił.Zobaczyłem go tamtego dnia.Byłem w lesie i widziałem, jak je porzuca i ucieka, ale.- Ale zapomniałeś - dopowiedziałem.- Zgadza się, szefie.Przypomniałem sobie dopiero, kiedy mnie dotknął.- Dlaczego one nie krzyczały, John? Pobił je do krwi, na górze byli ich rodzice, więc dlaczego nie krzyczały?John spojrzał na mnie swymi udręczonymi oczyma.- “Jeśli będziesz krzyczała, ostrzegł jedną, zabiję nie ciebie, ale twoją siostrę”.To samo powiedział drugiej.Widzi pan?- Tak - szepnąłem i rzeczywiście ujrzałem pogrążoną w mroku werandę Dettericków.I Whartona niczym upiór pochylonego nad dziewczynkami.Jedna z nich zaczęła chyba płakać i Wharton uderzył ją w nos, który zaczął krwawić.Stąd wzięła się większość krwi.- Zabił je ich miłością - stwierdził John.- Ich wzajemną miłością.Widzi pan, jak to było?Pokiwałem głową, niezdolny wykrztusić słowa.John uśmiechnął się.Z oczu znowu płynęły mu łzy, ale uśmiechał się.- To samo dzieje się każdego dnia - powiedział.- Na całym świecie.A potem położył się i odwrócił głową do ściany.Wyszedłem na korytarz, zamknąłem jego celę i poczłapałem do biurka.Wciąż miałem wrażenie, że śnię.Zdałem sobie sprawę, że słyszę myśli Brutala - bardzo cichy szept dotyczący tego, jak napisać jakieś słowo, chyba receive.“I” przed “e”, zastanawiał się, chyba że poprzedza je “c”, czy nie tak brzmi ta pieprzona zasada? Podniósł głowę i chciał się uśmiechnąć, ale spoważniał, kiedy mi się lepiej przyjrzał.- Dobrze się czujesz, Paul? - zapytał.- Dobrze - odparłem, po czym powiedziałem mu to, co usłyszałem od Johna; nie wszystko i ani słowa o tym, jaki wpływ wywarł na mnie jego dotyk (nie zdradziłem tego nikomu, nawet Janice; pierwszą osobą, która się o tym dowie, będzie Elaine Connelly, oczywiście pod warunkiem, że zechce przeczytać te kartki po lekturze pozostałych).Wspomniałem jednak, że John chce odejść.To uspokoiło trochę Brutala, wyczułem jednak (a może usłyszałem), że zastanawia się, czy nie zmyśliłem tego, żeby mu ulżyć.Po chwili postanowił w to uwierzyć, po prostu dlatego, że w ten sposób mógł ułatwić sobie trochę sytuację, gdy nadejdzie pora.- Czy nie wraca ta twoja infekcja? - zapytał.- Zrobiłeś się cały czerwony.- Nie, czuję się bardzo dobrze - odpowiedziałem.Nie czułem się dobrze, ale miałem pewność, że John się nie myli i że niedługo dojdę do siebie.Mrowienie zaczynało ustępować.- Tak czy owak powinieneś chyba wrócić do swojego gabi­netu i trochę się położyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl