[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po chwili zorientował się, że cały kokpit jest zalany.Adżaratu nie było.Nie zdążyła jeszcze zapiąć pasa bezpieczeństwa.Wyciągnął się z kokpitu i zajrzał w dół do kabiny.Była zalana wodą, a Adżaratu leżała w niej na plecach.Chciał zejść i pomóc jej, ale Łabędź otrzymał nagłe pchnięcie wiatru, zarył się dziobem w fale i Hardin padł na klapę luku.Jacht stanął bokiem do fali, grot szastał się szaleńczo tuż nad wodą, szoty foka były splątane; zbliżał się potężny grzywacz.Hardin zatrzasnął klapę luku i złapał za ster, który reagował bardzo słabo.Zablokował ster w skrajnej pozycji i ściągnął grotżagiel.Wtedy dopiero udało mu się obrócić jacht rufą do nadchodzącej fali.Z trudem dobrnął po tańczącym pokładzie do foka i rozplatał linki.Wrócił, włączył autopilota i zbiegł po trapiku do kokpitu.Adżaratu siedziała wciśnięta w kąt kambuza podtrzymując lewe przedramię.Oczy miała zamknięte, ciężko oddychała.- Chyba złamanie - powiedziała.- A poza tym? - Ukląkł koło niej, zęby mu szczękały.- Chyba wszystko w porządku.Ostrożnie zdjął z niej sztormówkę i przeciął sweter.Znalazł suchy koc i zarzucił dziewczynie na ramiona.Zapalił dużą wielobateryjną latarkę i w jej świetle dokładnie obejrzał przedramię.- Proste złamanie? - spytała głosem drżącym z bólu.- Chyba tak.Nie widać zewnętrznych obrażeń.- Dzięki Bogu! - uśmiechnęła się z wysiłkiem.- Nie wyobrażam sobie operacji w wykonaniu nie praktykującego lekarza.- Ale szynę ode mnie przyjmiesz?Znów usiłowała się uśmiechnąć, lecz spopielałe wargi odmówiły posłuszeństwa.Skinęła tylko głową i zamknęła oczy.Szynę sporządził z grubego miesięcznika, taśmy izolacyjnej i roz­ciągliwej gumowej linki.Pomógł jej wstać i położyć się na kanapce, zdejmując przedtem resztę mokrego odzienia.Owinął ją w parę suchych kocy i przeniósł na swoją koję.- Martwię się, że teraz nie będziesz miał ze mnie wiele pożytku - powiedziała.- Damy sobie radę! - Pookładał ją poduszkami i przywiązał do koi pasami bezpieczeństwa.Zaciskała wargi z bólu.Dostrzegł to, dał jej zastrzyk morfiny i przykrył jeszcze jednym kocem.Przyglądała mu się, gdy wziął ręcznik i zaczął suszyć włosy.Wkrótce wzrok jej zmętniał.Ukląkł na kanapce, głaskał i całował ją, aż zasnęła.Następnie zajął się pompą zęzową za stołem nawigacyjnym.Zajęło mu to ponad godzinę wytrwałego pompowania, aż pozbył się wody, którą morze wpędziło przez otwartą pokrywę luku.Gdy skończył, Adżaratu mocno spała.Zbadał jej puls.Był silniejszy niż przedtem, co wskazywało, że już nie grozi powypadkowy szok.Włączył diesla, by uruchomić generator.Usiłował wywołać Milesa.Jednakże zbyt wysokie fale zatrzymywały sygnał.Miał ten sam problem z loranem, ale udało mu się otrzymać sygnał pozycyjny, gdy jacht był unoszony na falę.Nawigator Donnera wpisał na mapę wysokość fal.Pięć metrów (szesnaście stóp), potem sześć, wreszcie siedem.Na dwa dni przed spotkaniem kursów Lewiatana i Łabędzia morze w rejonie przecięcia linii niosło fale wysokości siedmiu i pół metra i nawigacyjne stacje meteorologiczne ostrzegały wszystkie jednostki pływające, aby trzymały się z daleka od mniej więcej środkowej części południowego Atlantyku aż po afrykański brzeg.Nawigator Donnera raz jeszcze przeliczył dane i wyznaczył inny punkt przecięcia kursów, gdyż szybkość jachtu spadła do czterech węzłów.Hardin musi płynąć bardziej na południe, jeśli chce spotkać Lewiatana.Bliżej szalejącego sztormu.- Czy myślisz, że on zdąży? - spytał Donner.Nawigator z El Al znał Hardina jedynie z głosu przez radio.Dla nawigatora Hardin był punkcikiem na mapie oceanu.Na stos map rzucił ostatni raport o wysokości fal.- Czas przestał odgrywać rolę - odparł.- Nie dopłynie do Lewiatana!- Nie dopłynie do niczego.16Pchany zimnym wichrem, ścigany przez fale olbrzymy, Łabędź wy­trwale parł przed siebie.Nieustannie doganiały go masy spiętrzonej wody z grzywami kilkudziesięciometrowej długości, nieziemsko ryczą­cymi i świszczącymi.Fale z południowego zachodu skręcały na zachód, z czego począt­kowo Hardin się ucieszył, gdyż był to kierunek, w którym Łabędź płynął na spotkanie z Lewiatanem, a poza tym jedynym sposobem przetrwania jachtu w potężnych morskich górach było ustawianie się rufą do nadchodzącej fali, aby wyniosła jacht na grzbiecie, zanim grzbiet zacznie się łamać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl