[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mijaliśmy wysmukłe obeliski, marmurowe anioły iponure mauzolea.Jakieś zwierzątko, prawdopodobnie wiewiórka, przebie-gło przed nami wysypaną żwirem ścieżką.Kimmer w końcu wsunęła swojądłoń w moją.Robiło się coraz chłodniej, a obydwoje ubrani byliśmy w szor-ty, tak że zacząłem się zastanawiać, czy jednak nie trzeba było zostać przybramie.Prowadziłem ją w dół wzgórza, obchodząc nagrobki, często prze-wrócone pod naporem ziemi, gdyż była to najstarsza część cmentarza.No, iwreszcie dotarliśmy na miejsce.Otwór tunelu zasłaniała siatka druciana,tak samo jak kiedyś.Nie była przymocowana i wystarczyło ją kopnąć, żebyodsłonić wejście.Kimmer puściła moją dłoń i spytała, czy mówiłem poważ-nie o opuszczeniu cmentarza tą drogą.Odparłem, że tak.Wytknęła mi, żetunel nie ma więcej niż dziewięćdziesiąt centymetrów wysokości.Wyjaśni-łem, że musimy się przeczołgać.Skrzyżowała ręce na piersiach i zrobiła krokdo tyłu.O nie, mowy nie ma, żebym się przez to czołgała.Nawet nie mamypojęcia, co tędy może wypływać z tych grobów.Rozłożyłem ręce i oświad-czyłem, że nie mamy wyboru.Poza tym, nie jest tak zle, gdyż w tunelu zaw-sze jest sucho - to po prostu metalowa rura wychodząca po drugiej stroniepod autostradą.Ma tylko sześć metrów długości, tak że przebędziemy ją wtrzy, cztery minuty.Spojrzała na mnie swoim charakterystycznym spojrze-niem.I ja przez rok z tobą spałam? Ale wreszcie się uśmiechnęła.W końcu uległa.Chciałem, żeby czołgała się pierwsza, ale kategorycznieodmówiła, być może podejrzewając, że chcę sobie popatrzeć na jej pupę.Niemiała racji, ale nie dlatego, że nie miałbym ochoty, tylko że było to niemoż-liwe.Bowiem nie powiedziałem jej o jednej rzeczy, którą i tak niebawemodkryła - że w tunelu panowały egipskie ciemności.Kimmer początkowo ztego żartowała, potem się wściekała, a mniej więcej w połowie tunelu odkry-łem, że wcale za mną nie pełznie.Było tam zbyt ciasno, żebym mógł zawró-cić, toteż tylko ją zawołałem, na co odpowiedziała mi stekiem wyzwisk.Podpełzłem do tyłu, aż dotknąłem stopą jej ręki.Tłumaczyłem jej, że nie manajmniejszego niebezpieczeństwa, że jesteśmy już blisko wylotu, że widzia-łem przed sobą światło.Wiedziałem, że dotarcie tam zajmie nam nie więcejniż półtorej minuty, ale każdy, kto jechał w ciemności kolejką górską w lu-naparku, wie doskonale, jak może się dłużyć półtorej minuty, gdy jesteśmyprzerażeni - a Kimmer niewątpliwie wtedy była.Po prostu utknęła w tejrurze, nie mogła się poruszyć.Nie reagowała ani na słowa otuchy, ani napieszczotliwe namowy.Ja sam zaczynałem już odczuwać lekki strach w tejgorącej, dusznej ciemności.Nie miałem miejsca, żeby zawrócić, ale zrobi-łem, co mogłem.Przeturlałem się na plecy, podciągnąłem nogi do piersi iprzesunąłem się jak najbliżej Kimmer.W tej pozycji wyciągnąłem rękę iudało mi się złapać ją za nadgarstek.Zawołałem ją po imieniu.Nie odpo-wiedziała.Pociągnąłem.Opierała się.Pociągnąłem mocniej i wtedy nagleruszyła, ale zsuwając się z impetem w dół, tak że jej ciało popchnęło moje ijuż po chwili ześlizgiwaliśmy się bezwładnie po metalu.Starałem się czegośchwycić i w pewnej chwili poczułem w palcach straszliwy ból, a potem jużwypadłem z rury, wybijając własnym ciałem zamykającą ją siatkę, i wylądo-wałem na kamienistym zboczu.Za mną na wzgórzu wznosił się mur cmen-tarza, nade mną znajdowała się autostrada biegnąca wiaduktem na betono-wych wspornikach, a poniżej doki, magazyny i zbiorniki paliwa przemysło-wej części Elm Harbor.Wszystko to oglądałem, rozciągnięty na plecach, zestopami skierowanymi w stronę tunelu, głową wygiętą tak, że podbródkiemwskazywałem niebo, i włosami pełnymi błota.Może to brzmi niewiarygodnie, ale Kimmer wylądowała na stopach.Azyzniknęły, ubranie miała pobrudzone, ale nie podarte, a kiedy przykucnęłaprzy mnie, na jej twarzy malował się raczej wyraz rozbawienia niż troski.%7łyjesz? - spytała miękko.Zapewniłem ją, że nic mi nie jest, choć prawdę mówiąc, trudno mi byłoznalezć część ciała, w której nie odczuwałbym bólu, palce miałem spuchnię-te, a z lewą nogą było wyraznie coś nie w porządku.Okazało się, że nie mamowy, żebym na niej stanął.Kimmer pocałowała mnie w czoło, otrzepałaubranie i poszła dalej w dół wzgórza do przydrożnego sklepu, skąd zadzwo-niła po przyjaciela, żeby nas zabrał.Był to jeden z mężczyzn, których nie-dawno postanowiła rzucić.Jej luby pomógł mi zejść ze wzgórza.Potem od-wiezli mnie do przychodni uniwersyteckiej, gdzie dowiedzieliśmy się, żezłamałem dwa palce, zwichnąłem kostkę i paskudnie rozciąłem sobie nogę.Stwierdziłem, że to niewielkie poświęcenie, skoro Kimmer wyszła z tego bezdraśnięcia.Ona natomiast uznała mnie za idiotę, który nie ma dość zdrowe-go rozsądku, by poczekać przy bramie i musi znalezć widowiskowo głupisposób, żeby zrobić coś prostego.Trzeba było włamać się do biura, napewno był tam telefon, stwierdziła, kiedy pielęgniarka mierzyła mi ciśnie-nie.W czasie, gdy zszywano mi ranę, odjechała wraz z przyjacielem, obiecu-jąc, że wróci za pół godziny własnym samochodem i odwiezie mnie do do-mu.Zanim wyszli, zauważyłem, że nagle stali się dla siebie bardzo czuli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]