[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dla zupe³nej pewnoSci lekarz Kamiñskispa³ tej nocy w jednym ³Ã³¿ku z czarownic¹.So³tys przekonany, ¿e Ceynowina by³a podw³adn¹ z³ego ducha, czyli posiadaj¹c¹ moc spro-wadzania chorób, poczytywa³ za rzecz najs³uszniejsz¹ przymus usuniêcia choroby, któr¹ Ja-nowi K¹kolowl zada³a - zw³aszcza gdy obieca³a to wykonaæ.Uwa¿a³, i¿ wdowa czarta wypê-dzi, choroba K¹kola minie i na tym ca³a sprawa do spokojnego przyjdzie kresu.Mniema³, i¿wszystko, co siê w jego obecnoSci dokona³o, mia³o cel po¿yteczny, tote¿ z zupe³nym spoko-jem uda³ siê do Wejherowa, gdzie mia³ w landraturze wyznaczony termin.124Tymczasem nastêpnego ranka chory Jan K¹kol wcale nie wyzdrowia³, a wiêc obietnica cza-rownicy, poprzedniego dnia uczyniona, dotrzymana nie zosta³a.Tote¿ bieg³y w tych sprawachKamiñski zarz¹dzi³, a¿eby j¹ zawiexæ na morze.Ca³y tedy t³um ludzi na wyprzódki siê Spie-sz¹c wrzuci³ Ceynowinê na wóz i w otoczeniu wzniesionych kijów, piêSci, wSród kl¹tw i znie-wag powióz³ poprzez pó³wysep i pa¿ycê nad Ma³e Morze.Tam na str¹dzie mocno jej rêcezwi¹zano postronkami, wepchniêto w ³Ã³dx i wywieziono na g³êbinê wiku.Rybacy przywi¹-zali skazanej linê do pasa, a sam¹ uj¹wszy za bary i za nogi rzucili w wodê.Widzieli wszy-scy stoj¹cy na brzegu, którzy wSród wrzasku wielkiego na dzie³o patrzyli, i widzieli wios³u-j¹cy na ³odzi, i¿ siê czarownica przez kilka chwil na wodzie trzyma³a, nim spódnice jej wod¹nasi¹k³y.Gdy zaS poczê³a w strachu Smiertelnym poprzysiêgaæ siê, i¿ do dwunastej godzinyw po³udnie tego samego dnia wyleczy urzeczonego Jana K¹kola, mimo i¿ ju¿ sz³a na dno,wyci¹gniêto j¹ lin¹ z topieli i na brzegu morskim z³o¿ono.Tam jej znawca Kamiñski poda³do wypicia szklankê Swiêconego wina.Zaprowadzono j¹ do chorego po wtóre i czekano cierpliwie a spokojnie a¿ do dwunastej go-dziny.Sta³ i czeka³ w t³umie innych rybacki syn z Kusfeldu, wsi o milê od Cha³up odleg³ej, MarcinBudzisz, cz³owiek czterdziestoletni, bez¿enny, zajmuj¹cy siê wi¹zaniem sieci.Zimow¹ por¹,gdy dzieci rybaków w Cha³upach nie mog³y uczêszczaæ do szko³y odleg³ej w Wielkiej Wsilub w Kusfeldzie - a na miejscu szko³y nie by³o - Marcin Budzisz przychodzi³ jako nauczy-ciel wêdrowny i za wynagrodzeniem uczy³ dzieci rybackie od grudnia po wielkanocne Swiêtaz polskiej ksi¹¿ki modlitewnej katechizmu, nie ca³ego wprawdzie, lecz tylko dziesiêciorgaprzykazañ i Ojcze nasz , gdy¿ duchowny swarzewski ani ksi¹dz Tulikowski, dziekan z Puc-ku, nie wymagali wiêcej.Marcin Budzisz za m³odu uczy³ siê w szkó³ce kusfeldzkiej u na-uczyciela Brockmana sztuki czytania po polsku na ksi¹¿ce do nabo¿eñstwa.Po niemiecku niemóg³ ani jednego wyrazu, lecz po polsku ka¿d¹ ksi¹¿kê móg³ czytaæ, a nawet potrafi³ cokol-wiek, ale bardzo s³abo i z trudem, prócz podpisu swojego nazwiska, piórem po polsku wy-ci¹gn¹æ.Ten to Marcin Budzisz by³ sam jeden w gromadzie innego zdania ni¿ wszyscy obecni.Wy-szed³ tedy na Srodek i twierdzi³, i¿ jeno Bóg sam jeden ma wszelk¹ si³ê i On to jeden dajeludziom, je¿eli siê do Niego szczerze modl¹, moc sprowadzania chorób, a wiêc tak samo tyl-ko przez mocn¹ wiarê i ¿arliw¹ modlitwê mo¿e cz³owiek chorobê usun¹æ.Lecz to przymówienie siê Marcina Budzisza ¿adnego nie wywar³o wra¿enia.Gdy do godzinydwunastej w po³udnie puchlina nie zesz³a i bóle nie ust¹pi³y wcale, t³um cha³upianów na roz-kaz ostateczny Kamiñskiego, wSród strasznych krzyków, w szale bezprzyk³adnego gniewuwrzuci³ Ceynowinê na wóz powtórnie i wspólnym biciem popêdzaj¹c konia zawióz³ nadmorze i wepchn¹³ do ³odzi.Oczy by³y od sza³u wywalone i wSciek³e.Gardziele zasch³y odkrzyku.PiêSci by³y zaciSniête i ka¿da chwyta³a za kamieñ, ko³ek, nó¿ lub powróz.Zdarto z czarownicy szkaplerz, a¿eby jej ju¿ nie broni³, i dano jej wypiæ po wtóre szklanicêSwiêconego wina.Gdy ³Ã³dx, odepchniêta od brzegu wios³ami kilku têgich rybaków, wybieg³ana morze, t³um na brzegu zawy³, ¿eby czarownicê wrzuciæ w wodê co prêdzej.Tak siê te¿sta³o.Dwaj najtê¿si maszopi stoj¹c okrakiem na poganiaczach ³odzi podxwignêli za ramionai nogi bezw³adn¹ kobietê, rozhuStali j¹ w powietrzu i cisnêli daleko we wodê.Opita od Swiê-conego wina i pozbawiona szkaplerza, posz³a na dno jak kamieñ.T³um cha³upiañski na brze-gu uradowa³ siê nie poma³u widz¹c, i¿ morze wch³onê³o nareszcie wystêpn¹.Rozchodzono125siê ju¿ zwolna, gdy rybacy wyci¹gnêli d³ug¹ lin¹ trupa topielicy.Pozostawiono go z pogard¹na piasku wybrze¿a ku podziwowi morskich wron i przestrachowi kulików.We dwa dni póxniej, powzi¹wszy wiadomoSæ o karze, przyby³a do Ceynowy starsza córkautopionej czarownicy, Anna, s³u¿¹ca w Gdañsku.Zamieszka³a w domu matki z nieletnim ro-dzeñstwem.Anna by³a w ostatnich dniach ci¹¿y.T³um mieszkañców Ceynowy poczytywa³ca³¹ rodzinê skazanej za ród czarowniczy.Przeciwko Annie zwróci³a siê powszechna niena-wiSæ.¯ony rybaków podchodzi³y pod okna chaty wyklêtej i wyzywa³y Annê Smierci¹ jej gro-¿¹c, albowiem medyk Kamiñski oSwiadczy³, ¿e i Anna jest czarownic¹, kto wie, czy niegorsz¹ od matki.Gdy zaS Kamiñskiego i dziesiêciu ojców rodzin odprowadzono pod konwojem wojskowymdo inkwizytoriatu w Kwidzynie, nienawiSæ do Anny wzros³a dziesiêækrotnie.Pewnego dniaPiotr K¹kol, syn Marcina, którego zamkniêto w grudzi¹dzkim wiêzieniu, rzuci³ siê na AnnêCeynowiankê z rydlem i zada³ jej w g³owê rany tak ciê¿kie, i¿ siê w niebezpieczeñstwie ¿yciaznalaz³a.Zdawa³o siê jednak¿e, ¿e diabe³ po Smierci starej Ceynowiny nie ma ju¿ nad Cha³upami w³a-dzy tak mocnej jak przedtem.Nie mia³ ju¿, widaæ, nikogo, kogo by móg³ obdarzaæ nad-si³¹do szkodzenia ludziom w tej wiosce.Spokojnie miota³y fale morza srebrzyste wodne py³y najasne piaski wybrze¿a.Rybak bez trwogi wybiega³ na tonie dalekie i ufnie zarzuca³ sieæ w morze.AliSci pewnegodnia pos³yszano ze dr¿eniem, ¿e pewna kura, chodz¹ca po dziedziñcu rybackiego osiedla,poczê³a w bia³y dzieñ piaæ jak kogut najtê¿szy.Przera¿enie ogarnê³o wszystkie kobiety w Cha³upach.By³a to bowiem rzecz bardziej ni¿oczywista, i¿ duch utopionej czarownicy Ceynowiny, bêd¹cy ze Smêtkiem w komitywie,wcieli³ siê w kurê, w niej siê schowa³ i spokojnie b³¹ka siê po wsi.Z tego zaS wynika³o prze-cie, i¿ w domu, po którego podwórzu taka kura chodzi i pieje, ludzie po kolei bêd¹ wymiera-li.Zwo³ani z morza rybacy przybiegli na miejsce.Ca³a ludnoSæ zebra³a siê na nowo.Radzo-no.Takie i owakie by³y zdania.Wreszcie w uroczystej procesji wyruszyli wszyscy obecniw kierunku kurnika, w którym zaczarowana kura siê kry³a.Odnaleziono j¹, zbadano i stwier-dzono na mocy zeznañ Swiadków, i¿ z wszelk¹ pewnoSci¹ to ta w³aSnie pia³a jak kogut.Wówczas procesja mê¿czyzn i kobiet wynios³a kurê opêtan¹ od diab³a za wieS, nad morze.Tam w lesie odnalaz³szy stare, suche drzewo zwi¹zano kurze diabelskie pazury i obróciwszyjej ³eb na dó³ powieszono za nogi na suchej ga³êzi.D³ugo nie chcia³ Smêtek opuSciæ swegonowego mieszkania.D³ugo kura trzepa³a siê zawziêcie.Czekano cierpliwie ca³¹ gromad¹,dopóki w oczach wszystkich urzeczona kura nie wyzionê³a pod³ego ducha, ska¿onego przezobrzydliwego inkuba.Dopiero gdy z rozwartego w dó³ dzioba wyskoczy³ w piasek diabe³,jego sztuki do pewnego czasu i stopnia wytêpione zosta³y na Cha³upach.126OTTO VON ARFFBERG£Ã³dx podwodna U.72 a sta³a gotowa do drogi w gdañskim schronisku.Od dwu tygodniprzymusowo tutaj goSci³a, dowlók³szy siê z Ba³tyku do najbli¿szego punktu oparcia, dla re-paracji pewnych uszkodzeñ swoich w jednej z komór water-ballastu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]