[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie idź tak szybko, złotko.Ty i ja mamy ze sobą do poga­dania.Jesteś superdupa, wiesz? Myślę, że pasujemy do siebie.Stanęłam i spojrzałam na niego.Czarny beret, brudna góra od dresu z napisem „Stanford University”, brudne, czarne spodnie od dresu, brudne, zielone tenisówki z różowymi sznu­rówkami.- Jak ci na imię, Jajarzu?- Hej, teraz rozmawiamy.Wiedziałem, że brakuje ci cie-pełka.Nie nazywam się Jajarz, jestem Szybki.Wszyscy moi kumple mówią do mnie Szybki, malutka.A jak tobie na imię?- Popatrz na swoją rękę, Szybki.Obserwuj ją uważnie.Palce na moim łokciu szybko rozluźniły swój ciężki uściski zaczęły podskakiwać w powietrzu.Wyglądało to tak, jakby próbowały grać na niewidzialnym pianinie.Jeden w dół, drugi w górę, następny w dół.Mrugnęłam oczyma i przyspieszyłam ich ruch.Szybciej.- Co to za gówno? - Próbował się uwolnić.- Stój spokojnie, Szybki.Sprawiłam, że jego ramię uniosło się wysoko ponad głowę.Jego ręka z podskakującymi ciągle palcami zaczęła wykony­wać szybkie, wirujące koła.To też była moja zasługa.- Zatrzymaj to! Odpierdol się! Puszczaj mnie! Byłam tak spokojna.- A teraz popatrz na swoją drugą rękę, Szybciutki.- Ramię poszło w górę.- Teraz trzymaj je w tej pozycji.Dokładnie tak jak teraz.Zobaczymy się później, dobrze?Wrzeszczał do mnie, gdy odchodziłam.Kiedy weszłam do naszego budynku, puściłam go.- Eliot, to mi się podobało.Cieszyłam się, że mogę to zrobić.- I co z tego? Ja też bym się cieszył, Cullen.Nie zachowuj się, jakbyś była winna.Ta szumowina zasługiwała na to, i oboje o tym wiemy.„Chceta popieprzyć się z championem”.Boże,co za cham! Przez cały czas próbuję ci wytłumaczyć, że to może działać na twoją korzyść.Powinnaś być wdzięczna, że to po­siadasz.Siedzieliśmy w taksówce, jadąc do centrum - Mae też.Przy Trzeciej Alei, gdzieś około numeru sześćdziesiątego, otwarto nową restaurację „Przyszłość Błyskawicy”, która narobiła sporo szumu.Pisano o niej we wszystkich snobistycznych pismach.Nieco wcześniej dzwonił Danek, mówiąc, jak przewi­dywałam, że jego matka ma nawrót choroby i będzie musiał zostać trochę dłużej w Północnej Karolinie.Nasza rozmowa była bardzo rzeczowa i ogólnie rzecz biorąc, zbyt krótka.Dźwięk cichego, pewnego głosu mego męża jeszcze raz przypo­mniał mi, jak bardzo lubię z nim rozmawiać.Pogaduszki były naszym ulubionym hobby i jeśli przez dłuższy czas nie mieliś­my okazji do porządnej pogawędki, życie przestawało być zabawne.Teraz po raz pierwszy od początku naszego związku byliśmy w ogóle rozdzieleni i byłam doprawdy zdumiona, widząc, jak pustka otwiera się w różnych momentach, kiedy nie ma obok mnie Danka.Tuż przed odwieszeniem słuchawki zaproponował, żebym zaprosiła gdzieś Eliota na kolację, skoro on sam, będąc daleko, nie może mnie teraz nigdzie zabrać.Zgodziłam się i po słowach pożegnania każde z nas czekało, aż drugie odwiesi słuchawkę.Rozmowy z Dankiem były długą włóczęgą przez niezmier­nie kochane krajobrazy.Rozmowy z Eliotem z kolei przypomi­nały wieczór spędzony na huśtawce w roztańczonej, włoskiej restauracji.Jego słowa i pomysły pojawiały się i znikały jak dzieciaki na pomarańczowych skuterach - wciąż gdzieś pędzi­ły.Wybuchy hałasu, koloru, trąbek, zwariowane kombinacje często odbierające ci mowę.Mało co z tego zwalniało na tyle, byś mógł się rzeczywiście skupić, ale szczęśliwe szaleństwo świetnie wpływało na nastrój.- Cullen, przestań patrzeć na mnie tak cholernie sceptycz­nie.Czy wydaje ci się, że mam zielono w głowie? Mae, twojej matce brakuje jeszcze kilku stopni do oświecenia.- Nie jestem sceptyczna, Eliot, martwię się po prostu.Co będzie, jeśli te moce, czy co to jest, nasilą się? Pamiętasz ten film rysunkowy Walta Disneya Uczeń czarnoksiężnika! Czarno­księżnik wychodzi na chwilę i zostawia swoją czarodziejską różdżkę; jego uczeń podnosi ją i.- I nie wie, jak nią kierować, więc wszystko kończy się katastrofą! Mówisz o jednym z moich ulubionych fil­mów, Cullen.Nie sądzisz, że ja też miałem dzieciństwo? Słuchaj, ile razy mam ci powtarzać - jeśli twoja moc wzrośnie,poczekasz, żeby zobaczyć, na czym ten wzrost polega, i zmie­nisz jej kierunek.Trochę niespodziewanie dotknął mego policzka i przesunął palcem w dół, aż do podbródka.- Pamiętaj też, że zawsze jestem w pobliżu, gdybyś po­trzebowała mojej pomocy.Chwyciłam jego rękę, uścisnęłam ją i lekko ugryzłam w palec.- Wiem, staruszku.I naprawdę cieszę się, że tak jest.Wystrój „Przyszłości Błyskawicy” przypominał klasztorZeń: intarsjowana posadzka z ułożonych w jodełkę klepek, żadnych bezsensownych, białych stolików ani krzeseł z giętego drewna, a w środku tego wszystkiego dziwaczny, skalny ogródek.Wielka, doniczkowa palma, ustawiona w rogu, wyda­wała się dziwnie zagubiona i nie na miejscu.- Cullen, nie patrz teraz, ale.zobacz, kto siedzi tam, po lewej.Weber Gregston trzymał w ręku żeberko i gestykulował nim, mówiąc coś do pięknej i sławnej June Sillman, gwiazdy filmu Smutek i syn.Na ten nagły, niespodziewany widok pokryłam się gęsią skórką, niczym ocean tysięcznymi od­biciami światła latarni morskiej.Kierownik sali poprowadził nas do stolika po drugiej stronie pomieszczenia.Było to bardzo wygodne, bo nie wiem, jakbym się czuła, rozmawiając z Weberem, nawet po tym wszystkim, co zaszło.- Jak się czujesz, Cullen?- Jakoś śmieszne.Chciałabym z nim porozmawiać, ale jakaś część mnie wcale tego nie pragnie.Może po prostu po­większyłby moje kłopoty.Ten właśnie moment wybrała Mae, by chwycić moją szklan­kę z wodą i rzucić nią o podłogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl