[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Alkohol nie szedł mu w nogi.Krok miał tak pewny, jak gdyby nic nie pił.Nie było wahania, nie było niepewności w jego ruchach.Alkohol uderzał mu do głowy, chmurne światło w źrenicach stawało się jeszcze chmurniejsze, powieki do połowy przesłaniały oczy.Ale bynajmniej nie robił się w takich wypadkach nerwowy, popędliwy czy rozdrażniony.Przeciwnie - pod wpływem whisky jego procesy myślowe nabierały powagi i głębi.Mówił mało, ale się odzywał, były to słowa złowróżbnej wyroczni.Jego sąd bywał wtedy nieodwołalny.Żadna dyskusja nie wchodziła w rachubę.Był wszechwiedzący jak Bóg.Trzeba przyznać, że nie pokazywał się Saxon od najlepszej i najładniejszej strony.Miewała niekiedy takie uczucie, jak gdyby obcy człowiek zamieszkał nagle pod jej dachem.Mimowolnie zaczęła się oddalać od niego.I niewielką pociechę przynosiła jej myśl, że Bill nie jest teraz sobą, pamiętała bowiem dobrze jego dawną łagodność, dobroć, delikatność.W tamtych czasach starał się usilnie unikać wszelkich bójek i awantur.Dzisiaj sprawiały mu one przyjemność, rozkoszował się nimi.Wszystko to uwidoczniło się na jego twarzy.Nie był już uśmiechniętym chłopcem o miłej powierzchowności.Uśmiechał się rzadko.Jego twarz nabrała cech męskich.Usta, oczy; linie wokół ust były tak surowe, jak surowe były jego myśli.Rzadko bywał dla Saxon przykry.Ale rzadko też bywał dla niej miły.Jego stosunek do żony stawał się po trochu obojętny.Przestała go interesować.Mimo że ramię przy ramieniu prowadziła z nim walkę, mało miejsca zajmowała w jego myślach.Rozumiała zresztą, że dobrotliwa łagodność, jaką jej niekiedy okazywał, jest machinalna, podobnie jak czułe słowa i pieszczoty są tylko nawykiem: zniknęła z nich żywiołowość, zniknęło ciepło.Często, kiedy nie pił, dostrzegała w nim przebłyski dawnego Billa, ale czasem i one stawały się coraz rzadsze.Myśli miał zajęte czymś innym; ciężkie czasy i pełna zaciętości walka ekonomiczna wycisnęła na nim swe piętno.Zwłaszcza uwidoczniało się to nocą, gdy męczyły go zmory przerażających snów, gdy jęczał i mamrotał, gdy twarz przebiegały mu skurcze, a z gardła wyrywały się i zamierały na wargach straszliwe przekleństwa.Leżąc przy nim, lękając się tego obcego mężczyzny obok w łóżku, Saxon wspominała, co Mary mówiła jej o Bercie.Bill też przeklinał i zaciskał pięści, nocą ponownie przeżywał burzliwe zdarzenia dnia.Z jednego wszakże Saxon jasno zdawała sobie sprawę.Bill stał się tym innym, odpychającym Billem wbrew swoim intencjom.Gdyby nie strajk, gdyby nie walka o pracę istniałby tylko ów dawny Bill, którego kochała bez zastrzeżeń.Bestia śpiąca w nim spałaby nadal.Było to coś, co zostało w nim rozbudzone, jakiś obraz odzwierciedlający zewnętrzne warunki - nie mniej od tych warunków okrutny, przerażający i wrogi.Saxon obawiała się, nie bez słuszności, że jeśli strajk potrwa dłużej, to inne i straszne ja Billa nabierze pełniejszych i ohydniejszych kształtów.Wiedziała zaś, że stanie się to nieuchronnym końcem ich miłości.Takiego Billa nie mogłaby kochać; z samej natury rzeczy taki Bill nie był zdolny do miłości i nie mógł być kochany.A myśl o konsekwencjach tego Saxon dygotała.Były one przerażające.Gdy snuła podobne rozmyślania, z duszy jej wyrywała się odwieczna skarga człowiecza: - Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?Również Bill miał swoje pytania, na które nie znajdował odpowiedzi.- Dlaczego budowlani nie przyłączą się do strajku? - rzucał gniewnie w mrok spowijający życie i świat.- Ani myślą się przyłączyć.O’Brien nie uznaje strajków, a przecież on trzyma w garści całą radę związku robotników budowlanych.Ale w takim razie dlaczego nie wywalą go i nie rzucą pracy? Zwyciężylibyśmy wtedy na całej linii.Tymczasem nie - O’Brien trzyma ich za twarz, a sam siedzi po uszy w przekupstwach i brudnej polityce! I niech diabli Federację Związków! Gdyby zastrajkowali wszyscy kolejarze, robotnicy z warsztatów nie dostaliby po skórze.Psiakrew, od wieków nie paliłem przyzwoitego tytoniu i nie piłem uczciwej kawy.Zapomniałem, jak smakuje porządne jedzenie.Zważyłem się wczoraj.Od wybuchu strajku ubyło mi piętnaście funtów.Jeżeli tak dalej pójdzie, będę mógł walczyć w wadze średniej.A dzieje się tak, chociaż od Bóg wie ilu lat płacę składki na związek.Nie mogę najeść się do syta, a moja żona musi słać łóżka obcym mężczyznom.Od samego myślenia o tym robi mi się czerwono przed oczami.Jak się kiedyś wścieknę, wyrzucę za drzwi tego lokatora…- Bill! Przecież to nie jego wina! - oburzyła się Saxon.- A kto mówi, że jego? - warknął Bill.- Nie mogę mówić ogólnie, jak mi przyjdzie na to ochota? Tak czy siak, mam tego po uszy.Co za korzyść ze zorganizowanej klasy robotniczej, kiedy nie potrafi zdobyć się na solidarność? Za dwa centy podwyżki cisnąłbym to wszystko i przeszedł na stronę pracodawców.Tylko że tego nie zrobię, niech ich diabli!Jak im się zdaje, że mogą nas zmusić do posłuszeństwa, to niech spróbują! Ale swoją drogą nie mieści mi się to w głowie.Cały świat zwyczajnie zwariował.W niczym nie ma ani krztyny sensu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]