[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Usłyszałem to w twoich myślach.- Więc musiałeś też usłyszeć, że chciałbym, abyś wyszedł i zostawił mnie samego.- Nie był jednak śpiący.Miał ochotę usiąść i zacząć pracować nad scenariuszem.- Proszę bardzo.- Galaretniak odpłynął i Chuck został sam.Z ulicy z rzadka dobiegały odgłosy przejeżdżających pojazdów.Stał przez chwilę przy oknie, pijąc kawę, a potem usiadł przy maszynie do pisania i wkręcił papier.„Ziggy Trots - pomyślał z odrazą.- Jezu, co za imię.Jaki typ osoby wskazuje? Idiotę.Kogoś wystarczająco stukniętego, by wpaść na pomysł zamordowania swojej żony.- Zaczął z profesjonalnym rozmachem wyczarowywać początkową scenę.- Będzie to oczywiście Ziggy, który, spokojny jak dziecko, robi coś absolutnie nieszkodliwego.Może czyta w domu wieczorną homeogazetę, podczas gdy jego żona zatruwa mu życie jak jakaś harpia.Tak - pomyślał Chuck - ta scena będzie wyglądała wyjątkowo realistycznie.Będę opierał się na wieloletnim doświadczeniu”.- Zaczął stukać w klawisze maszyny.Pisał przez kilka godzin, dziękując w duchu nielegalnym stymulantom heksoamfetaminowym.Nie czuł zmęczenia, praca szła mu nawet szybciej niż zazwyczaj.O siódmej trzydzieści, gdy długie, złote promienie porannego słońca zalały ulicę, poszedł do kuchni i zaczął przygotowywać śniadanie.„Teraz czas na CIA - powiedział do siebie.- Na ósmą trzydzieści do jej siedziby w San Francisco.I do Daniela Magebooma”.Z kawałkiem grzanki w ręku stanął przy maszynie do pisania, przeglądając zapisane kartki.Wyglądały nieźle, nic dziwnego - przecież przez lata pisanie dialogów było źródłem jego utrzymania.Teraz trzeba je przesłać lotniczą pocztą ekspresową do Hentmana, do Nowego Jorku.Dotrą w ciągu godziny.Dwadzieścia po ósmej, gdy golił się w łazience, usłyszał dzwonek wideofonu.Pierwszy raz, od kiedy mu go założono.- Halo? - odezwał się.Na maleńkim ekranie pojawiła się twarz uderzająco pięknej dziewczyny o irlandzkich rysach.Chuck zamrugał.- Pan Rittersdorf? Jestem Patricia Weaver.Dowiedziałam się właśnie, że w pańskim scenariuszu jest dla mnie rola.Czy nie mogłabym ewentualnie dostać kopii? Umieram z niecierpliwości, aby ją zobaczyć.Od lat dosłownie modliłam się o szansę występu w programie Bunny’ego.Cholernie go podziwiam.Oczywiście miał kopiarkę termofaksową.Mógł zrobić każdą ilość odbitek scenariusza.- Wyślę pani tyle, ile mam.Ale to jeszcze nie skończone i powinien to najpierw zobaczyć Bunny.Nie wiem, ile z tego zechce zostawić.Może nic?- Po tym, jak mówił o panu - powiedziała Patricia Weaver - jestem pewna, że wykorzysta całość.Czy mógłby pan to dla mnie zrobić? Zostawię mój adres.Właściwie mieszkam całkiem niedaleko od pana.Pan jest w północnej Kalifornii, a ja w Los Angeles, w Santa Monica.Moglibyśmy się spotkać, jeżeli nie ma pan nic przeciwko temu.I mógłby pan posłuchać, jak czytam swoją rolę.„Jej rolę? Dobry Boże!” - Uzmysłowił sobie, że nie napisał żadnego dialogu uwzględniającego agenta wywiadu, piersiastą kobietę ze sztucznie powiększonymi sutkami.Były jedynie sceny z Ziggym i jego jędzowatą żoną.Miał tylko jedno wyjście - wziąć pół dnia wolnego w CIA i napisać więcej.- Wie pani co? - rzekł.- Przyniosę pani kopię.Proszę mi dać czas do wieczora.- Znalazł długopis i kartkę.- Jaki jest pani adres? - spytał, myśląc jednocześnie: „Do diabła z symulakronem Mageboomem!”Nigdy przedtem nie widział tak atrakcyjnej dziewczyny.Od razu wszystko inne stało się nieważne, zeszło na drugi plan.Zapisał jej adres.Drżącymi rękami wyłączył wideofon i natychmiast spakował kartki scenariusza.W drodze do San Francisco wsadził kopertę do ekspresowej rakiety pocztowej i miał to z głowy.Postanowił, że siedząc przy biurku w CIA, wymyśli jakiś dialog dla panny Weaver.O ósmej maszynopis będzie już gotowy.„W końcu nie idzie mi tak źle - pomyślał.- To znacznie lepsze niż koszmar życia z Mary”.Dotarł do budynku CIA na ulicy Sansome w San Francisco i wszedł do środka przez dobrze mu znaną szeroką bramę.- Rittersdorf - rozległ się głos.- Proszę się zgłosić do mojego biura.- To był Roger London, wielki, groźny i posępny.Przyglądał się Chuckowi z niesmakiem.„Jeszcze jedna rozmowa” - pomyślał Chuck, idąc za Londonem.- Panie Rittersdorf - powiedział zwierzchnik, zamknąwszy drzwi.- Wczoraj w nocy założyliśmy podsłuch w pańskim mieszkadle.Wiemy, co robił pan po naszym wyjściu.- Co robiłem? - Zupełnie nie przypominał sobie, by zrobił coś, co mogłoby wzbudzić zainteresowanie CIA.Chyba że w czasie rozmowy z galaretniakiem powiedział za dużo.Myśli Ganimedejczyka były oczywiście nieuchwytne dla mikrofonów.Jedyne, co pamiętał, to że mówił o kolosalnym pechu, iż scenariusz telewizyjny Hentmana dotyczył mężczyzny mordującego swoją żonę przy pomocy symulakrona CIA.I oczywiście to.- Wiemy, że całą ostatnią noc spędziłeś, pracując.Byłoby to niemożliwe, gdybyś nie miał dostępu do zakazanych narkotyków.Masz więc kontakty z nie-Terranami, którzy ci je dostarczają, i w takim razie.- Przyjrzał się Chuckowi.- Jesteś chwilowo zawieszony w czynnościach.Takie są wymogi bezpieczeństwa.- Ale żeby podołać pracy na dwie zmiany.- odezwał się Chuck zszokowany.- Żaden pracownik CIA, na tyle głupi, że używa nielegalnych narkotyków nie-terrańskich, nie jest zdolny do wypełniania swoich zadań tutaj - odparł London.- Od dzisiaj Mageboom będzie kierowany przez zespół składający się z Pete’a Petriego i faceta, którego nie znasz, Toma Schneidera.- Grube rysy Londona rozciągnęły się w sztucznym uśmiechu.- Ciągle masz przecież drugą pracę.A może już nie?- Co to znaczy „a może już nie”? - Oczywiście, że pracował dla Hentmana; podpisali w końcu kontrakt.- Jeżeli teoria CIA jest słuszna, nie będziesz już potrzebny Hentmanowi, gdy dowie się, że zabroniono ci dostępu do Magebooma - powiedział London.- Sądzę więc, że w ciągu mniej więcej dwunastu godzin.- Spojrzał na zegarek.- Powiedzmy przed dziewiątą wieczorem odkryjesz niemiły fakt, że w ogóle już nie pracujesz.I myślę, że wtedy będziesz trochę bardziej chętny do współpracy z nami.Z radością powitasz powrót do pierwotnego stanu rzeczy.Kropka.A propos - ciągnął - czy mógłby pan powiedzieć, z jakiego źródła otrzymał pan te swoje narkotyki?- Zaprzeczam, abym brał jakiekolwiek narkotyki - odparł Chuck, ale nawet w jego własnych uszach nie zabrzmiało to przekonująco.London miał go w garści i obaj o tym wiedzieli.- Dlaczego po prostu nie podejmiesz współpracy z nami? - spytał London.- Rzuć pracę u Hentmana, powiedz, kto dał ci narkotyki, a dostaniesz Magebooma w ciągu piętnastu minut.Mogę ci to osobiście zapewnić.Jaki masz powód, by.- Pieniądze - odrzekł Chuck.- Potrzebuję pieniędzy z obydwu źródeł.- „I jestem szantażowany - dodał w duchu - przez Lorda Runninga Clama”.Ale nie mógł powiedzieć tego głośno.Nie Londonowi.- W porządku.Możesz iść.Skontaktuj się z nami, gdy rzucisz pracę u Hentmana.Może będziesz musiał spełnić tylko ten jeden warunek, aby zostać z powrotem przyjęty do pracy.- Otworzył Chuckowi drzwi.Oszołomiony Rittersdorf znalazł się na szerokich frontowych schodach budynku CIA.Wydawało się to nieprawdopodobne, a jednak się zdarzyło.Stracił swą wieloletnią pracę przez coś, co wydawało się tylko pretekstem.Teraz nie miał już jak dosięgnąć Mary
[ Pobierz całość w formacie PDF ]