[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przed oczami miała tylko jeden wyrazisty, straszny obraz, który nie chciał zniknąć - skręcone, połamane i pozbawione życia ciało Pajęczaka.Zamknęła oczy i zacisnęła dłonie w pięści.Zrobiła to, czego przyrzekła nigdy nie robić.Odebrała życie innej ludzkiej istocie.Wydarła je w ataku strachu i wściekłości, wykorzystując do tego pieśń.Allanon ostrzegał, że tak może się zdarzyć.Niemal słyszała jego ostrzegawczy szept: „Dziewczyno, pieśń posiada moc, jakiej nigdy nie spotkałem.Jej magia może dawać życie i je odbierać”.- „Ale ja nigdy nie użyję.”- „To magia użyje ciebie, mroczne dziecię - nawet ciebie!” To słowa Grimponda, a nie Allanona szydziły z niej teraz.Odrzuciła je.Wyprostowała się.W głębi duszy wiedziała, że pewnego dnia może być zmuszona do wykorzystania magii pieśni w ten sposób, tak jak ostrzegał Allanon.Miała świadomość takiej możliwości od momentu, kiedy pokazał jej ogrom mocy pieśni na prostym przykładzie drzew splecionych ze sobą w górach Runne.Śmierć Pajęczaka nie była szokiem ani czymś zupełnie nieoczekiwanym.To prawda, że jakaś cząstka jej duszy czerpała radość z tego, co się stało, jakaś jej część naprawdę znajdowała przyjemność w zabijaniu.To ją przerażało.Poczuła ucisk w gardle.Przypomniała sobie nagły, ukradkowy błysk radości na widok rozszarpanej postaci gnoma, zdając sobie sprawę, że to pieśń go zniszczyła.Rozkoszowała się tą chwilą mocy magii.Czy przestała się opierać przemianie w potwora?Otworzyła gwałtownie oczy.Wcale nie przestała.Grimpond miał rację.„To nie ty używasz magii, tylko ona ciebie.Magia uczyniła cię tym, kim jesteś”.Nie mogła w pełni nad nią zapanować.Odkryła to w czasie utarczki w „Centrum Rookera” z mężczyznami ze Span-ning Ridge i obiecała sobie wtedy, że już nigdy nie straci panowania nad magią.Ale kiedy zaatakował ją Pajęczak, kontrola szybko wyparowała pod nawałą emocji, rozpaczy i zagrożenia w danej chwili.Użyła magii bez udziału rozumu.Po prostu zareagowała, władając mocą, tak jak Ron Leah władał swoim mieczem - straszną, niszczącą bronią.I znajdowała w tym radość.W kącikach oczu poczuła zbierające się łzy.Mogłaby wmawiać sobie, że radość była tylko chwilowa i zabarwiona poczuciem winy i że koszmar tego, co się wydarzyło, uchroni ją przed kolejną taką sytuacją.Nie mogła wszak nie dostrzec prawdy.Magia udowodniła, że jest niebezpiecznie nieprzewidywalna.Wpływała na jej zachowanie w sposób, jakiego nigdy nie brała pod uwagę.Stanowiła groźbę nie tylko dla niej, ale i dla jej bliskich.Musi się strzec bacznie przed tym zagrożeniem.Wiedziała, że nie może zawrócić z drogi na wschód, do Maelmord.Allanon złożył w niej całe zaufanie i wiedziała, że pomimo tego, co się wydarzyło, i niezależnie od tego, co przemawiało przeciw, nie może go zawieść.Wierzyła w to także w tej chwili.Lecz nawet związana przez te ograniczenia mogła w dalszym ciągu przecież wybierać system własnych wartości.Allanon pragnął, aby pieśń spełniła jeden cel - otworzyła Brin wejście do Maelmord.Musi odnaleźć sposób, aby powstrzymać magię aż do chwili, kiedy przyjdzie czas na wezwanie jej do spełnienia tego celu.Tylko jeszcze jeden raz zaryzykuje użycie magii.Otarła łzy z oczu z mocnym postanowieniem.Będzie tak, jak ślubowała.Magia nie wykorzysta jej już więcej.Wyprostowała się.Teraz musi odnaleźć resztę.Pokuśtykała naprzód, brnąc na oślep przez mrok, niepewna kierunku.Wokół niej snuły się wstęgi mgły i ku swemu zaskoczeniu, w ich meandrach ujrzała nagle obrazy.Tłoczyły się wokół niej, wnikały z mgły do jej umysłu i uchodziły z powrotem.Stopniowo zaczęły przybierać kształt wspomnień wynurzających się z dzieciństwa.Stanęli przed nią matka i ojciec.Emanujące z nich ciepło i poczucie bezpieczeństwa było silniejsze we wspomnieniach niż w rzeczywistości.Mieli łagodne, kochające twarze.Był tam też Jair.Przez dziwny półmrok przemykały cienie, duchy przeszłości.Jednym z nich mógł być Allanon, powstający ze śmierci do życia.Wypatrywała go wyczekująco.I nagle, niespodziewanie, pojawił się.Wynurzył się z mgły jak cień, którym był teraz, i stanął zaledwie o kilka jardów od niej, a szara mgła wirowała wokół niego, jak zbudzony do życia Hadeshorn.- Allanon? - wyszeptała.Jeszcze się wahała.Kształt należał do Allanona, ale był mgłą, tylko mgłą.Cień, który był Allanonem, z powrotem cofnął się w mrok.Odszedł, jak gdyby nigdy go nie było.Odszedł.A mimo to zostało coś jeszcze.Nie Allanon, ale ktoś jeszcze.Rozejrzała się szybko wokół, czując, że ktoś ją obserwuje.Obrazy ponownie zatańczyły jej przed oczami.Refleksy wspomnień zrodzone z pasemek mgły.To mgła ożywiała je, magia, która mamiła i kusiła.Stanęła jak sparaliżowana, widząc ich przebudzenie, i przez chwilę zastanawiała się, czy naprawdę nie oszalała.Wyobrażenia, których doświadczała, były z pewnością znakiem szaleństwa, a mimo to czuła się pewna i myślała jasno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]