[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nic ważnego - zapewnił go kwestor.***W dole huczał przybój (.a jeszcze niżej, pod powierzchnią wody, homary spacerowały tyłem po zatopionych ulicach.).Victor cisnął do ognia następny kawałek drewna.Obrośnięte solą, paliło się błękitnym płomieniem.- Nie rozumiem jej - powiedział.- Wczoraj zachowywała się całkiem normalnie, a dzisiaj coś uderzyło jej do głowy.- Suki.- mruknął współczująco Gaspode.- Nie, to stanowczo za mocne - sprzeciwił się Victor.- Jest po prostu oględna.- Oględna.- powiedział współczująco Gaspode.- Tak właśnie inteligencja wpływa na życie seksualne - stwier­dził I Nie Mów Do Mnie Tuptuś.- Króliki nie mają takich proble­mów.Szybki numer pod ostatnim krzakiem i po sprawie.- Mógłbyś ofiarować jej mysz - zaproponował kot.- Ż wyłącze­niem tu obecznych, naturalnie - dodał, czując na sobie gniewne spojrzenie Absolutnie Nie Pipa.- Inteligencja nie przydała mi się też w życiu towarzyskim - rzekł z goryczą Tuptuś.- Tydzień temu: najmniejszych kłopotów.A teraz nagle mam ochotę pogadać, a oni wszyscy siedzą tylko i marszczą na mnie nosy.Czuję się jak idiota.Rozległo się zduszone kwakanie.- Kaczor pyta, co zrofiłeś z książką - przetłumaczył Gaspode.- Obejrzałem ją w przerwie obiadowej.- Kaczor mówi: no dofrze, ale co zrofiłeś w sprawie książki?- Przecież nie mogę ot tak wyjechać do Ankh-Morpork - mruk­nął niechętnie Victor.- To zajmie parę godzin! A przez cały dzień kręcimy.- Poproś o dzień wolnego - poradził Tuptuś.- W Świętym Gaju nikt nie prosi o dzień wolnego! Już raz mnie wyrzucili.Dziękuję bardzo.- A potem przyjęli cię znowu, za większe pieniądze - przypo­mniał mu Gaspode.- To zafawne.- Podrapał się w ucho.- Powiedz mu, że twój kontrakt przewiduje dzień wolnego.- Wiesz dobrze, że nie mam żadnego kontraktu.Pracujesz, do­stajesz pieniądze.Prosta sprawa.- Tak.- mruknął Gaspode.- Tak.Tak? Kontrakt ustny.Pro­sta sprawa.Podofa mi się.***Noc dobiegała końca.Troll Detrytus czaił się w cieniach przy tylnym wyjściu Błękitnego Liasu.Przez cały dzień dziwne uczucia targały jego ciałem.Kiedy tylko zamykał oczy, widział postać o kształtach niewielkiego pagórka.Musiał spojrzeć w oczy faktom.Był zakochany.Owszem, wiele lat spędził w Ankh-Morpork, bijąc ludzi za pie­niądze.Owszem, stosował przemoc i nie miał przyjaciół.Był samot­ny.Pogodził się już ze zgorzkniałą starością w stanie kawalerskim, gdy nagle Święty Gaj dał mu szansę, o jakiej nawet nie marzył.Został wychowany surowo i niejasno przypominał sobie wykład, jaki wygłosił ojciec, kiedy Detrytus był jeszcze młodym trollem.Je­śli zobaczysz dziewczynę, którą polubisz, nie rzucaj się na nią.Takie rzeczy załatwia się we właściwy sposób.Poszedł więc na plażę i znalazł kamień.Ale nie byle jaki ka­mień.Szukał pilnie i wreszcie trafił na duży, wygładzony przez mo­rze, z żyłkami różowego i białego kwarcu.Dziewczęta lubią takie rzeczy.A teraz czekał nieśmiało, aż Ruby skończy pracę.Próbował wymyślić, co mógłby powiedzieć.Nikt go nigdy nie nauczył, co się mówi w takich sytuacjach.I nie należał do tych by­strych trolli w rodzaju Skallina i Morry’ego, którzy radzili sobie ze słowami.W zasadzie nigdy nie potrzebował czegoś, co można by nazwać słownictwem.Przygnębiony kopał nogą piasek.Jaką ma szansę z taką światową damą?Zatupały ciężkie stopy i drzwi otworzyły się.Obiekt jego pożą­dania wyszedł na zewnątrz i odetchnął głęboko, co wywarło na Detrytusie takie wrażenie, jakby ktoś rzucił mu kostkę lodu na kark.W panice spojrzał na swój kamień - teraz, kiedy z bliska ocenił rozmiary wybranki, nie wydawał się już dość duży.Ale może najważ­niejsze jest to, co się z nim robi.Cóż, nie ma wyjścia.Podobno nigdy nie zapomina się pierwsze­go razu.Zamachnął się i trafił ją kamieniem prosto między oczy.I wtedy wszystko zaczęło iść nie tak, jak powinno.Tradycja mówiła, że dziewczyna - kiedy tylko zdoła na powrót zogniskować wzrok i jeśli kamień okaże się odpowiedni - powin­na zgodzić się na wszystko, co zaproponuje troll.To znaczy na człowieka przy świecach, tylko we dwoje.Chociaż teraz już się nie robi takich rzeczy, szczególnie gdy ktoś mógłby ich na tym przyłapać.Nie powinna zmrużyć powiek ani przyłożyć mu w ucho tak, że gałki oczne zastukały w oczodołach.- Ty głupi troll! - krzyknęła, kiedy Detrytus się zatoczył.- Cze­mu tak robić? Myślisz, że ja prosta dziewczyna prosto z góra? Dlacze­go nie robić jak należy?- Ale.Ale.- zaczął przerażony jej gniewem Detrytus.- Nie mogłem spytać twojego ojca o pozwolenie, żeby cię uderzyć kamie­niem.Nie wiem, gdzie on mieszka.Ruby wyprostowała się dumnie.- Całe te staromodne zwyczaje teraz bardzo niekulturalne - parsknęła.- To nie nowocześnie.Ja nie interesować się żaden troll - dodała - który nie nowoczesny.Cios kamieniem w głowę może i sentymentalny - mówiła dalej i z wolna traciła pewność siebie, stu­diując dalszy ciąg tego zdania - ale diamenty są najlepszym przyja­cielem dziewczyny.Zawahała się.Nie brzmiało to dobrze, nawet dla niej.- Co? Chcesz, żebym sobie wybił zęby?- No, niech będzie, nie diamenty - zgodziła się Ruby.- Ale od­powiednie nowoczesne sposoby.Masz robić zaloty.Detrytus się rozpromienił.- Ale ja.- zaczął.- Nie tak, że mnie podrzucać, a ja latać - przerwała mu ze znu­żeniem.- Teraz być odpowiednie, nowe sposoby.Musisz.Urwała.Nie była całkiem pewna, co takiego musi Detrytus.Ale spędzi­ła już w Świętym Gaju kilka tygodni, a Święty Gaj zmieniał wszyst­kich.W Świętym Gaju zanurzyła się w szerokim, międzygatunkowym kobiecym wolnomularstwie, którego istnienia wcześniej nawet nie podejrzewała.I uczyła się szybko.Wiele rozmawiała z sympa­tycznymi ludzkimi dziewczętami.I krasnoludami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl