[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Twoja przeszłość przestanie wtedy istnieć.Można czcić przeszłość emerytowanych generałów.Tobie powiedzą tylko: oszukiwałeś nas od początku.- Nie będę miał sił zaprzeczyć.Jeżeli to się stanie, to znaczy, że oszukiwałem od początku.Ich, siebie, wszystkich.Policjanta, który kuł mnie w zęby.- Nie masz wyboru.Scedowałeś wszystkie swoje prawa.Jesteś cząstką woli i funkcją rozumowania, jesteś cegłą w budowie, która tłumaczy twoje istnienie.Możesz sądzić tylko poprzez całość i będziesz osądzony tylko z punktu widzenia całości.Trzeba dźwigać ten gmach, u którego podstaw leży kamień węgielny rozwoju.”Wiedział, że nikt poza nimi tego nie zrozumie.Dwadzieścia lat temu wystukiwali w ściany celi: “Klasa robotnicza jest z nami”.Po dwudziestu latach nie zapomnieli tych słów.Powtarzali je z tym samym uporem, z tą samą pewnością.Setki tysięcy ludzi wykonywały plan.Klasa robotnicza jest z nimi, tak chce historia.Budują świat podobieństw, mniej barwny i trudniejszy, niż mieszczański świat różnic.Podporządkowali mu siebie, jest to pierwszy wypadek w dziejach, gdy człowiek tworzy rzeczywistość z własnej myśli.- Wasze “nie” - powiedział Renardowi - może się okazać oślim wierzgnięciem na wspak historii.Tego się boicie.Nikt z nas nie bałby się zostać sam po stronie prawdy.Ale wy nie macie pewności, gdzie jest prawda.Dlatego trudno wam pomóc.- Jeziorna - odezwał się szofer - jechać dalej? - Zwolnił.Auto za nimi zwolniło także.W smudze światła ukazał się samotny, oślepiony rowerzysta.Wszystko zależy od jednej decyzji: przepisać swoją wolność in blanco na rzecz niepotwierdzonej racji i niewiadomego zwycięstwa.Bez zabezpieczeń, bez gwarancji, bez Boga, z zawrotnym ryzykiem utraty wszystkiego.Jest to świadomy akt: zrzec się swojej wolności za cenę swojego udziału w wolności.Należy to uczynić w pełni zrozumienia wszelkich konsekwencji.Przygotować się do ostatniej.Oto ona: stać się dowodem niebezpieczeństwa grożącego partii, spełnić to, potwierdzić.Oddać wszystko.- Nie ufacie partii, towarzyszu Renard? Jesteście młodzi.Powinniście uznać swój błąd.Starzy, doświadczeni działacze potrafili rozbroić się przed partią.Przewalczcie osobiste ambicje.Pomyślcie: “Może nie miałem racji?” - Omijał jego wzrok, mówił trochę tępo, bez uśmiechu: - Ludzie łamią się z sobą.Walka ze starym nie jest lekka.- Potem powiedział: - Potrzebna jest nam krytyka, ale krytyka twórcza.Wasze wystąpienie.- Użył słów, których potem żałował: -.było częściowo słuszne.Niewłaściwie rozmieściliście akcenty.- Akcenty? - szepnął Renard.- Przez chwilę patrzyli na siebie.Więc do tego doszedłeś? - mówił drwiący, udręczony wzrok.- Nie rozumiesz, że chcę ci pomóc? - odpowiadał wzrok Lewena.Piaseczno, rynek.Reflektory zatoczyły krąg, jakiś człowiek zatrzepotał rękami jak topielec.Wracali.Auto, trzymające się o sto metrów w tyle, wracało także.Lewen widział ciemny profil kierowcy, głos spikera oznajmił czas.W lusterku nad przednią szybą jarzyły się światła drugiego wozu.Chciał mu pomóc, sądził, że nie należy go usuwać z partii.Interweniował na jego rzecz w egzekutywie POP, rozmawiał w jego sprawie z odpowiednią instancją KW.Słyszał w odpowiedzi: “Potrzebna jest twórcza krytyka.Powinien rozbroić się przed partią.Walka ze starym nie znosi kompromisu.” I wreszcie: “To brudna sprawa, towarzyszu Lewen.Po co jej dotykacie?” Z trzecich i czwartych ust powróciły do niego słowa, które wypowiedział w rozmowie z Renardem: “Wasze wystąpienie było częściowo słuszne.” Renard bronił się nimi przed usunięciem z partii.Głupiec.Twierdził, że walczy o prawdę.Wynik głosowania był jednomyślny.Zwrócił legitymację na ręce sekretarza.Nazajutrz znów przyszedł do redakcji.Na co liczył? Tym razem Lewen już nie mógł go przyjąć.Październik, listopad? Chyba październik.Długi deszczowy cykl dni i tygodni, zamknięty rocznicą rewolucji.Nowa twarz w prezydium na miejscu Grzegorza.W referacie fragment o rozgromionym odchyleniu i jego nosicielach.Jeszcze bez nazwisk.Lewen liczył rzędy.Siedział w jedenastym.W zeszłym roku był w szóstym.Tempo: pięć rzędów rocznie, nie biorąc pod uwagę przyśpieszenia, z jakim spada ciało.Za rok na jego miejscu usiądzie kto inny, podczas gdy on - ukryty w zdaniach referatu - będzie już tylko cieniem zdrady, przestrogą rzuconą z najwyższych ust.“Zdrajca - pomyśli wówczas jego szofer, gdy usłyszy dźwiękowe sprawozdanie - woziłem zdrajcę.Jeszcze rok temu siedział tu koło mnie.Nisko spadł”.Auto jadące za nimi mrugnęło światłem, do kabiny wlał się ostry blask.Znów rowerzysta na mokrym asfalcie, podobny do nieruchomej ważki nad powierzchnią stawu.Szofer zaklął.Wieczór po akademii.Hiszpan.Jedno z nieprzewidzianych spotkań, rozmowa z kimś, kto “nie szedł w górę”.Twarz znajoma z więzienia, ale potem uczestnik obrony Madrytu; ranny i przerzucony na Wschód, wchłonięty przez rok 38, w 43 odgrzebany w Azji, znowu ranny w 44.Obecnie Wydział Historii Partii, zaszczytne archiwum ruchu.Wlókł Lewena przez ciemne ulice i wołał półgłosem o hańbie.- Idea! Gdzie jest idea? Lewen, widzę mrok! Pamiętaj, że widziałem mrok! - Krzyczał cicho, opasując go ramieniem.Przystawał, kurczył ramiona, wyliczał na palcach nazwiska, które znikły.- Gorwicz! Przecież znałeś Gorwicza! Przejrzyste serce partii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]