[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jest to pyłek szarego lotosu, porastającego Moczary Nieboszczyków, hen, poza granicami krainy Khitaju.Z powały w korytarzu opuszczała się z wolna kiść złotych pąków; otwierały się jak płatki wielkiej, przekwitłej róży, a spływały z nich fale szarawej mgiełki, stopniowo wypełniającej zamkniętą szklanymi taflami przestrzeń.Natychmiast histeria panująca wśród pojmanych spiskowców ustąpiła miejsca szaleństwu i grozie.Ludzie w korytarzu zaczęli się potykać, zataczać jak pijani, a piana wystąpiła na ich wykrzywione odpychającym śmiechem usta.Z wściekłością rzucali się na siebie, tnąc, gryząc, drąc pazurami, mordując w obłędnej masakrze.Murilo poczuł, iż chwytają go mdłości; dziękował bogom za to, że nie musiał słyszeć krzyków i jęków, od których zapewne aż drżały ściany fatalnego korytarza.Bezgłośna tragedia przypominała mu teatr cieni.W pobliżu miejsca kaźni, tuż przy szklanej tafli, Thak podrygiwał ze zwierzęcą radością, wyrzucając wysoko w górę owłosione ramiona.Za plecami Murila Nabonidus chichotał jak strzyga:- Och, cóż za piękny sztych, Petreusie! Uczciwie go wypatroszyłeś! A ten cios dla ciebie, mój patriotyczny przyjacielu! Nareszcie! Padli już wszyscy, a żywi ociekającymi śliną zębami szarpią ciała martwych!Murilo zadrżał; stojący za nim Cymmeryjczyk cicho przeklinał w swym chropawym języku.Śmierć objęła władzę nad korytarzem wypełnionym szarą mgiełką.Konspiratorzy leżeli, tworząc stos poszarpanych, okaleczonych ciał; zastygli, zwracając ku górze zakrwawione twarze o otwartych ustach, a ponad ich niewidzącymi oczyma z wolna wirowała chmura szarego pyłu.Thak, zgarbiony niczym olbrzymi gnom, podszedł do ściany i w szczególny sposób pociągnął za linkę.- Otwiera zewnętrzne drzwi - rzekł Nabonidus.- Na Mitrę! Jest w nim więcej z człowieka, niźlibym mógł przypuszczać.Widzicie: mgiełka wypływa z korytarza i rozprasza się, a on dla bezpieczeństwa czeka.Teraz podnosi drugą taflę - jest ostrożny: zna moc szarego lotosu niosącego śmierć i szaleństwo.Na Mitrę!Murilo aż podskoczył, uderzony siłą wyrazu ostatnich słów kapłana.- Oto pojawia się nasza jedyna szansa - pośpiesznie wyjaśnił Nabonidus.- Jeśli Thak opuści komnatę na kilka chwil, zaryzykujemy wejście po schodach.W napięciu obserwowali potwora znikającego w korytarzu.Gdy szklane tafle podniosły się, kotary opadły na miejsce zasłaniając wylot komory śmierci.Kapłan przeciął milczenie:- Musimy ryzykować! - Murilo wbił wzrok w zroszoną kroplami potu twarz Nabonidusa.- Thak widział kiedyś, jak pozbywałem się ciał i zapewne robi to właśnie teraz.Szybko, za mną na górę! - Tu kapłan rzucił się ku schodom, wbiegając na nie ze zdumiewającą Murila zręcznością.Młody szlachcic i Cymmeryjczyk deptali mu po piętach; po otwarciu drzwi u szczytu schodów z ust Nabonidusa wyrwało się głębokie westchnienie ulgi: Thaka nie było w komnacie.- Jest w korytarzu z ciałami - zasugerował Murilo.- Czemu nie mielibyśmy schwytać go w pułapkę, tak jak on schwytał Petreusa i jego ludzi?- Nie, nie.- Nabonidus dyszał, łapiąc oddech, a nienaturalna bladość wystąpiła mu na lica.- Nie mamy pewności, czy on rzeczywiście tam jest; poza tym może wyjść, nim zdążymy dopaść liny.Podążajcie za mną korytarzem - muszę dostać się do swej komnaty, skąd wezmę broń zdolną unicestwić Thaka.Ten korytarz jest jedynym wolnym od pułapek.Ruszyli za nim, szybko dopadając zasłoniętych kotarą drzwi, które leżały naprzeciwko wejścia do komory śmierci, i znaleźli się w korytarzu; w obłędnym pośpiechu Nabonidus jął próbować kolejno drzwi po obu stronach.Wszystkie były zamknięte.- Na Mitrę! - Czerwony Kapłan zatoczył się i oparł o ścianę, a skóra jego przybrała barwę popiołu.- Drzwi są pozamykane, a Thak odebrał mi klucze.Wpadliśmy w pułapkę.Murilo, sam pobladły, okrągłymi oczyma patrzył na ogarniętego paniką kapłana; ten jednak po chwili wziął się w garść.- Ta bestia mnie przeraża - oświadczył.- Gdybyście, tak jak ja, widzieli go rozszarpującego ludzi.Mitro - wspomagaj nas! Teraz musimy z nim walczyć tym, co nam bogowie dali.Chodźcie!Poprowadził ich z powrotem ku zasłoniętemu kotarą wejściu do okrągłej komnaty i wyjrzał przez szparę właśnie w chwili, gdy Thak wychynął z drzwi po przeciwnej stronie.Od razu widać było, że bestia coś podejrzewa.Małe, nisko osadzone uszy Thaka strzygły czujnie; potwór rzucał wokoło gniewne spojrzenia i zbliżywszy się do pierwszych z brzegu drzwi szarpnął w bok zasłonę, by sprawdzić, co się za nią kryje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]